sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona głównaPolitykaWojna na Ukrainie może uratować sondaże PiS

Wojna na Ukrainie może uratować sondaże PiS

Prawo i Sprawiedliwość nie może zaliczyć początku roku do udanych. Poza drożyzną i szalejącą inflacją na barki rządzących spadły problemy związane z wdrażanym właśnie Polskim Ładem. Paradoksalnie wybuch wojny na Ukrainie mógłby być dla partii Jarosława Kaczyńskiego jak gwiazdka z nieba. Inwazja rosyjskich wojsk z pewnością przykryłaby wszystkie obecne polskie problemy.

PiS do tej pory nie wykorzystywało prorosyjskich wypowiedzi Janusza Korwin-Mikke

To nie przypadek, że TVP Info zdecydowało się nadawać specjalny program o sytuacji na Ukrainie, aż trzy razy dziennie. Rządowa telewizja próbuje w ten sposób przykryć wszystkie najnowsze niepowodzenia PiS. A tych jest sporo. Wymienić należy m.in. inflację, ceny prądu i gazu oraz Polski Ład, na którym stracili także wyborcy PiS. Wszystkie te problemy znajdują odzwierciedlenie w sondażach wyborczych. Gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę PiS nie miałoby szansy na utworzenie innego rządu niż mniejszościowy.

Zakup abramsów jako temat zastępczy

Wojna na wschodzie daje pretekst nie tylko żeby mówić o polityce międzynarodowej („źli Niemcy budują gazociąg z Rosjanami”) ale też o wielkości i jakości polskiej armii. PiS będzie więc wymieniać swoje sukcesy. Politycy partii rządzącej i sympatyzujący z nimi dziennikarze powiedzą o stworzeniu Wojsk Obrony Terytorialnej (gen. Różański mówił, że te tworzone są kosztem regularnej armii), obecności wojsk USA w Polsce (mowa o sztabowcach siedzących w Poznaniu, planowany fort Trump przecież nie powstał), oraz zakupie czołgów od Amerykanów. Chodzi o 250 czołgów Abrams M1A2.

 Dlaczego kupno akurat tych czołgów jest kontrowersyjne, pisaliśmy więcej pod tym linkiem. Czytelnicy popierający Prawo i Sprawiedliwość zarzucili nam wówczas, że czołgi od Amerykanów były jednymi z niewielu dostępnych na rynku, a sytuacja na wschodzie usprawiedliwia zakup takiego sprzętu w trybie „last minute”. Ta linia obrony prawdopodobnie zyska na popularności w kręgach rządowych. Kolejne posunięcia Moskwy mogą uzasadniać zupełnie irracjonalne wydatki na obronność, tak jakbyśmy na chwilę mieli zapomnieć, że PiS rządzi od sześciu lat.

Co więcej, o tym że armia może okazać się dziurą bez dna świadczyła już jesienna zapowiedź ministrów Błaszczaka i Kaczyńskiego, którzy mówili o potrzebie podwojenia stanu polskiej armii. Eksperci mówili, że zwiększenie liczebności polskiej armii w tej skali trwałoby dekady. Zresztą to, że armia bierze w swoje szeregi każdego, nie prowadząc odpowiedniej weryfikacji potwierdziło się przed kilkoma miesiącami na granicy polsko-białoruskiej, gdy dezerter Emil Czeczko, przekroczył granicę i oddał się w ręce białoruskich władz.

PiS vs. Konfederacja. Walka o prawicowego wyborcę

Opozycja może próbować błędy PiS, ale kryzysy międzynarodowe mają to do siebie, że rozgrywają się między dyplomatami. Zyskiwać będą więc Błaszczak (opowiadający o tym jak zmienia polskie wojsko) i Duda („uosabiający Polskę na arenie międzynarodowej”). Stracić mogą wszyscy inni, ale najwięcej Konfederacja.

Do tej pory PiS nie wykorzystywał w grze o prawicowego wyborcę wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego, ale niewykluczone, że zaraz zacznie to robić, chcąc zabrać swoim rywalom kilka punktów wyborczych. Korwin notorycznie mówi, że to źle, że w Polsce stacjonują wojska USA, powinniśmy opuścić zarówno NATO, jak i Unię Europejską. W sposób bardziej stonowany wypowiadał się Krzysztof Bosak: „Naszym interesem jest własne bezpieczeństwo, a nie wkurzanie Rosjan”. Poza tym w ostatnich wyborach parlamentarnych z list Konfederacji startowały tzw. środowiska kresowe, mocno antyukraińskie. Ich przedstawiciele jeździli w grudniu 2018 r. na anektowany Krym.

Obóz rządzący może rozegrać konfederatów, używając ich prorosyjskiego portfolio, a przy okazji oddalając od siebie zarzuty o niejasne powiązania z rosyjskim biznesem czy służbami. Wizerunek silnej partii i niebojącego się konfrontacji prezydenta może dodać punktów w notowaniach. Choć Andrzej Duda rządzi już drugą kadencję i po jej zakończeniu będzie musiał opuścić pałac prezydencki, to wciąż rozgrywa grę o swoją przyszłość.

Jeśli PiS przegra w 2023 roku, to Duda będzie jego ostatnim człowiekiem przy władzy, który będzie mógł młotkować inicjatywy nowej władzy przy pomocy weta. Teraz Duda może wykazać się tak jak zrobił to Lech Kaczyński w 2008 roku, gdy Rosja atakowała Gruzję. Jeśli udałoby mu się zdobyć na odwagę i wejść na ówczesne retoryczne wyżyny Kaczyńskiego, mógłby w końcu wyjść z cienia Jarosława. To może być ostatnia taka okazja. Albo wykaże charakter, albo po zakończeniu kadencji pozostanie mu rola visiting professora w jakichś mało znaczących prywatnych szkołach wyższych na prowincji.

Zobacz też:

Jan Rojewski
Jan Rojewskihttps://truestory.pl
Pisarz, dziennikarz. Publikował m.in. na łamach Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej, Onetu, Tygodnika Powszechnego. Był stałym współpracownikiem Wirtualnej Polski i Tygodnika POLITYKA. Od września 2021 roku redaktor naczelny True Story.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze