piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaKulturaFilmBeznadziejny Gierek i zaskakująca Furioza. Polskie nowości na Netfliksie

Beznadziejny Gierek i zaskakująca Furioza. Polskie nowości na Netfliksie

Jeśli ktoś lubi polskie kino, to można powiedzieć, że Netflix go rozpieszcza. Kinowe nowości zaczynają pojawiać się w ofercie platformy streamingowej tak szybko, że niektórzy przestają oglądać filmy na dużym ekranie. Tym bardziej, że rzadko decydujemy się opuścić salę, gdy zapłaciliśmy już za bilet. Siedząc przed telewizorem ryzyko zmarnowania popołudnia jest dużo mniejsze, a film można wyłączyć w każdej chwili.

Gierek i Furioza znalazły się w ofercie Netfliksa, mimo że jeszcze przed chwilą były w kinach (fot. materiały promocyjne)

Gierek to film socrealistyczny. Ważne, żeby uświadomić to sobie zanim rozpocznie się seans i nie wściekać się na to, że nie oglądamy pełnokrwistego kina politycznego. Ten film nigdy nie miał nim być. Jest raczej awangardową wycieczką w przeszłość. Twórcy chcieli nam pokazać lata 70. ale przy okazji robią to tak, jakby żyli w latach 50. Co by o dekadzie Gierka nie mówić, to Wajda nakręcił podczas niej „Człowieka z marmuru”, film bardziej krytyczny wobec komuny niż cokolwiek, co widzimy w ciągu stuczterdziestominutowego dzieła Mateusza Węgrzyna.

Wyciąg z Wosia

W filmie Edward Gierek jest polskim superbohaterem. Daje rodakom małego Fiata, rozlewa coca-colę, stawia huty i fabryki. Ludzie go kochają. Przegrywa tylko i wyłącznie na skutek spisku dwóch obrzydliwców: generała Jaruzelskiego (robotyczny i pozbawiony duszy Antoni Pawlicki) i towarzysza Kani (bardzo śliski Sebastian Stankiewicz). Gdyby nie oni, mielibyśmy nad Wisłą drugą Jugosławię. Kraj mlekiem i miodem płynący.

Prawda jest bardziej skomplikowana. Gierek chciał zbudować nowe fabryki za pieniądze z zachodnich banków (w filmie bankierzy wciskają mu je siłą), a następnie spłacić pożyczki środkami, które zarobiłby na sprzedaży pochodzących z tych fabryk produktów. Tyle, że tymi nikt na zachodzie nie był zainteresowany. Podobnie rzecz ma się z przedstawioną w filmie podwyżką cen, która była efektem rzekomego spisku. Tak naprawdę podwyżki były raczej urealnieniem zamrożonych wcześniej cen. Te wyznaczane były na podstawie widzimisię Komitetu Centralnego. Dopóki w kasie były dolary pożyczone z Zachodu to system działał, a społeczeństwo mogło kupować olej, mięso i cukier po preferencyjnych cenach.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że za przedstawienie tak wyidealizowanego obrazu gospodarki PRL odpowiadał jeden ze scenarzystów, dziennikarz ekonomiczny Rafał Woś. Znalezienie tekstów, w których Woś wskazuje zalety peerlowskiej gospodarki zajęło nam jakieś dziesięć sekund („Perły peerelu”, Tygodnik POLITYKA, 03.07.2018; s. 54). Problem polega na tym, że w publicystyce dziennikarz opiera się na raportach i poważnych lekturach, czego w materiale filmowym zupełnie nie widać. Owszem, każe wypowiadać bankierom i ekonomistom skomplikowane kwestie, które niby coś tam tłumaczą, ale stworzone w ten sposób postaci są na tyle karykaturalne, że widz pozostaje głuchy na to co właściwie mówią. I tak przecież wiemy, że chcą oszukać dobrego Gierka.

Gierek. Czego nam nie pokazano?

Dodajmy do tego, że Gierek to film o elitach kręcony we wnętrzach budynków. Zwykłych Polaków jest tu jak na lekarstwo, a zmieniający się kraj symbolizują jedynie mrugające żarówki wkręcane na dizajnerskiej mapie. Zamiast nakręcić „Polskie drogi” i pokazać szeroką panoramę społeczeństwa twórcy zdecydowali się na krok, który zazwyczaj dokonują artyści prawicowi. Chcieli za wszelką cenę odkłamać historię Gierka, nie zwracając uwagi na szczegóły. Wyjątek stanowi bodajże tylko reakcja I sekretarza na strajk w Radomiu. Gierek słysząc o wystąpieniach mówi, że trzeba będzie „zebrać radomiaków i powiedzieć im, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy”. Uważni widzowie musieli być w tym momencie zszokowani, bo wcześniej Gierek muchy by nie skrzywdził.

Czerwiec 1976 roku był kluczowy dla utraty władzy przez ekipę z Zagłębia, ale nim do niego przechodzimy prezentuje się nam bardzo wiele pobocznych wątków, które w ogóle nie popychają akcji do przodu. Mowa m.in. o sekretarce Gierka (jest między nimi tak uroczo, jakby mieli romans, ale twórcy nam tego nie pokazują) czy o inżynierze, który może i zbudowałby super bombę, gdyby nie zginął w wypadku samochodowym (wiadomo, że inspirowanym).

Furioza. Film zaskakująco dobry

Grę aktorską przemilczmy. Większość aktorów jest albo nieprzekonująca (na czele z tytułowym bohaterem), albo wręcz groteskowa (Cezary Żak udający Breżniewa udającego Marlona Brando). Lepiej Gierka po prostu sobie darować i obejrzeć w tym czasie Furiozę.

Mowa o filmie, do którego byliśmy uprzedzeni, a który miło nas zaskoczył. Brak wiary brał się głównie z nadprodukcji polskich filmów podwórkowo-gangsterskich, za który odpowiada Patryk Vega. Zresztą początek Furiozy sugerował nam, że tak naprawdę oglądamy Bad Boya. Jasnym było, że zupełnie jak w tamtym filmie i tu twórcy chcą nam pokazać losy skłóconych ze sobą braci dodając gangsterkę i piłkę nożną w tle.

Ale Furioza to film od Bad Boya dużo lepszy. Ma szybsze tempo, dialogi są ciekawsze (czasami wręcz błyskotliwe), a postaci nie są tak drewniane. Mimo kilku różnych wątków fabuła jest zrozumiała, a stawka o którą toczy się gra wysoka. Co jednak najważniejsze w tym porównaniu, kręcący Furiozę Krystian Olencki w przeciwieństwie do Vegi nie jest zainteresowany przemocą. Śmierć w nowym filmie przychodzi szybko, nie jest estetyzowana i nie ma w niej nic wzniosłego.

Furioza reklamowana była aktorskimi przemianami „najlepszego w swojej karierze” Mateusza Damięckiego i Weroniki Książkiewicz. Musimy oddać, że oboje prezentują się naprawdę dobrze i są w swoich rolach bardzo autentyczni, ale na pochwałę zasługuje także drugi plan. Wspominam tu przede wszystkim o cynicznym policjancie (Łukasz Simlat) jak i zaskakującym Szymonie Bobrowskim, grającym bezwzględnego gangstera.

Grający we wszystkim Mateusz Zieliński i Szymon Bobrowski, którego rozpoznałem po pierwszej godzinie filmu (fot. materiały promocyjne)

Nie ukrywam, że przemiana tego drugiego jest dla mnie nawet bardziej szokująca niż łysa glaca Damięckiego. Bobrowskiego zapamiętałem jako etatowego jowialnego miśka z TVN-u, grającego w Magdzie M., Prawie Agaty i Chyłce. W tej ostatniej jego postać już nie jest tak oczywista, ale wciąż daleko jej do bezwzględności i humoru „Mrówy”, którym nieogolony Bobrowski stał się w Furiozie. Jak widać, są w Polsce aktorzy, którym wystarczy dać szansę, żeby mogli nas wprawić w osłupienie.

Zobacz też:

To_tylko Redaktor
To_tylko Redaktor
Konto należące do redakcji TrueStory. Czasem wykorzystywane do puszczania niepodpisanych wiadomości od czytelników.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze