
Jeszcze wczoraj premier Mateusz Morawiecki pytany o sankcje jakie Polska mogłaby nałożyć na Rosję, wycofał się od udzielenia jednoznacznej odpowiedzi. – Chciałbym żeby Polska była taką potęgą gospodarczą, żebyśmy na Rosję – usłyszeliśmy. Ta wypowiedź świetnie zgrywa się z niedawnymi słowami Jarosława Kaczyńskiego, który przyznał, że „będziemy robić wszystko, co jest możliwe, żeby ograniczyć te kontakty handlowe”, ale tak „aby to nie wywoływało jakichś gwałtownych zmian w Polsce”. Wiadomo, że zmianą, której Kaczyński boi się najbardziej, jest zmiana rządu.
Atak na Ukrainę. Rozmowę o sankcjach zacznijmy od siebie
W czwartkowy poranek, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę z trzech frontów na raz, w Europie rozgorzała dyskusja na temat odcięcia Rosji od systemu SWIFT. Najpierw, chwilę po ósmej rano, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała, że „rosyjskie banki zostaną odcięte od europejskiego systemu finansowego”, ale nie dało się stwierdzić, czy jest to równoznaczne z odcięciem od systemu SWIFT, czyli całego światowego systemu bankowego i tym samym uniemożliwienie wykonywania jakichkolwiek zagranicznych przelewów. Chwilę później agencja Reutersa, podała, że UE póki co, nie zdecydowała się na taki krok.
Można jednak odnieść wrażenie, że cała dyskusja dotycząca systemu SWIFT czy ukarania rosyjskich oligarchów, pomija jeden z najprostszych mechanizmów, czyli odcięcie się Europy od azjatyckich surowców. Byłoby to niezwykle kosztowne i trudne rozwiązanie. 40 proc. zużywanego w Europie gazu ziemnego pochodzi z Rosji. Jest on potrzebny m.in. do przeprowadzenia skutecznej transformacji energetycznej. A nawet gdyby, Unia uznała, że zawiesza na chwilę „zielony ład”, to musiałaby zacząć produkować energię z węgla. Tego na kontynencie jest za mało, żeby zaspokoić potrzeby Europy, a najtańszy węgiel jest w Rosji. Zostaje jeszcze ropa. W tym wypadku także rachunek ekonomiczny wychodzi na korzyść Rosjan.
Atak na Ukrainę. Przestańmy patrzeć na koszty
Gaz z Rosji będziemy sprowadzać jeszcze przez rok. Później paliwo zacznie do nas płynąć innymi kanałami (m.in. z USA) ale nie wiadomo, jak ten system będzie funkcjonować. Jeśli chodzi o ropę naftową, to ponad 60 proc. importu do Polski pochodzi z Rosji. O węglu nie warto nawet wspominać. Choć PiS zapowiadało już w 2014 roku wprowadzenie embarga na ten surowiec, nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie, sprowadzamy go obecnie ponad 3 miliony ton więcej niż za rządów Platformy. Rekord nastąpił, w 2018 roku gdy sprowadzono ponad 13 milionów ton węgla, a to dwa razy tyle co w 2014. O tym jak PiS sprzyjał lobby węglowemu, wprowadzając najbardziej drakońską ustawę przeciwko elektrownią wiatrowym w Europie, pisaliśmy więcej tutaj.
Apeluję więc do rządu PiS o realizację swojej wyborczej obietnicy. Wysokie ceny węgla importowanego z Afryki (polski przemysł zna już takie przypadki) to nic w porównaniu z rosyjskimi czołgami we Lwowie. To cena, którą musimy zapłacić.
Zobacz też:
- Atak na Ukrainę. Co zdarzyło się w czwartkowy poranek?
- Atak na Ukrainę. Ukraińcy chcą walczyć. SONDAŻ