czwartek, 3 października, 2024
Strona głównaNauka3 na 4 polskich doktorantów ma objawy depresji. Niektórzy muszą dorabiać w...

3 na 4 polskich doktorantów ma objawy depresji. Niektórzy muszą dorabiać w barze

Z badania „PhD Mental Health” wynika, że 73 proc. doktorantów w Polsce ma objawy depresji o różnym nasileniu. Reforma studiów trzeciego stopnia nie poprawiła ich losu - skarżą się na przeciążenie obowiązkami i głodowe stypendia. Niektórzy dorabiają w barach, gdzie obsługują swoich studentów.

Doktoranci dostają stypendium minimalne w wysokości 2,3 tys. zł brutto. Niektórzy zdecydowali się dorabiać w gastronomii, gdzie zdarza im się obsługiwać ich studentów lub przełożonych (fot, dreamstime.com0

„PhD Mental Health” to projekt z 2021 r., w ramach którego Krajowa Reprezentacja Doktorantów przygotowała raport o kondycji zdrowia psychicznego studentów trzeciego stopnia w Polsce. Ankieta, którą wypełniły ponad 2 tysiące osób, zawierała pytania o to, jak często występują u nich poczucie samotności, skłonności depresyjne, doświadczenie stresu, lęku oraz wypalenia zawodowego. Wnioski są alarmujące. Niemal 3 na 4 doktorantów (73 proc.) doświadcza zaburzeń zdrowia psychicznego.

2 tysiące dla doktoranta

W latach 2019-2021 liczba studentów trzeciego wieku w Polsce spadała o ok. 3 tys. rocznie (z 33,5 do 27,5 tys.). Tegoroczne dane nie są jeszcze znane, ale trend wskazuje, że doktorantów w Polsce jest około 25 tysięcy. To osoby, które w założeniu chcą kontynuować karierę naukową, ale rzeczywistość często weryfikuje ich plany. Doktoranci skarżą się na przeciążenie obowiązkami, które przypomina pracę w korporacji, a z drugiej strony – skostniałą hierarchię na uczelniach, która przypomina feudalizm.

Największym problemem dla doktorantów są jednak zarobki. Reforma studiów trzeciego stopnia, na którą uczelnie miały czas do końca tego roku, zakładała powołanie szkół doktorskich. Zaostrzenie zasad rekrutacji oraz zmniejszenie liczby miejsc miało wyłonić najlepszych kandydatów, którzy mieli być lepiej wynagradzani. Minimalne stypendium musi stanowić 37 proc. wysokości wynagrodzenia profesora (po ocenie śródokresowej – 57 proc.). To odpowiednio 2371,70 i 3653,70 zł brutto miesięcznie.

Doktoranci zgodnie przyznają, że utrzymanie się niespełna 2 tys zł na rękę nie jest możliwe. Ci, którzy nie mogą liczyć na wsparcie finansowe rodziców czy partnera, są zmuszeni dorabiać. „Tygodnik Powszechny” przytacza historię doktorantki na wydziale filozofii, która najlepsze warunki tymczasowej i dorywczej pracy znalazła w gastronomii. Elżbieta pracowała jako kelnerka i barmanka i biegała między stolikami w lokalu niedaleko swojego wydziału.

Czyszczenie kibli i kryzys tożsamości

„Wtedy też dochodziło do najbardziej symbolicznych i obciążających jej psychikę momentów. Zdarzało się jej obsługiwać zarówno swoich studentów, jak i profesorów.

– Ci pierwsi przychodzili na piwko po zajęciach, a ja im je podawałam. Ale najgorsze były spotkania z profesorami. Gdy mnie rozpoznawali, byli zażenowani, nie wiedzieli, jak się zachować. Ale miało to też, o ironio, dobre strony. Na jeden z najlepszych pomysłów mojego doktoratu wpadłam, dosłownie, szorując kibel w knajpie” – czytamy.

Kobieta fatalnie wspomina też półtowarzyskie-półnaukowe spotkania z profesorami. Fakt pochodzenia z niezamożnej rodziny i głodowe stypendium nie pozwalały jej na uczestniczenie w kulturze na poziomie wymaganym przez jej rozmówców. – Próbowałam rozmawiać z tymi ludźmi, jakoś się dopasować, ale skończyło się na kryzysie tożsamości. Zmieniałam ton głosu, imitowałam gesty i mimikę tych lepiej urodzonych, a po wszystkim biczowałam się, że zawsze będę córką rencistki i magazyniera – wyznała.

Polecamy:

Elżbiecie udało się obronić niedawno doktorat, ale nie wyobraża sobie, co musiałoby się stać, by rozważała etat na uczelni. Tym bardziej po tym, gdy doceniono jej doświadczenie i została menedżerką restauracji. Cały czas szokuje ją w tej pracy „zdroworozsądkowość”.

– To jest paradoks, że dopiero w gastronomii, o której nierzadko słyszy się jako o świecie pełnym wyzysku i łamania praw pracowniczych, spotkałam ludzi oraz szefów, którzy szanują mój czas, pasje i życie prywatne. Do tego mam umowę o pracę, przyzwoitą ­pensję i ­elastyczny grafik. (…) To dzięki gastronomii mam czas i pieniądze, by móc chodzić do galerii i muzeów, oglądać wystawy sztuki – dodaje.

Czytaj też:

Maciej Deja
Maciej Deja
Wyrobnik-dyletant, editor in-chief w trzyosobowym zespole TrueStory.pl. Wcześniej w redakcjach: Salon24.pl, FAKT24.PL, Wirtualna Polska, Agencja AIP, iGol.pl.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze