wtorek, 19 marca, 2024
Strona głównaPolitykaWybory na Węgrzech. Fidesz wygrywa, ale w kraju mówi się o fałszerstwach

Wybory na Węgrzech. Fidesz wygrywa, ale w kraju mówi się o fałszerstwach

Pomimo, że przez wiele miesięcy Fidesz i blok opozycyjny szły łeb w łeb, to ostatecznie w dniu wyborów objawiła się miażdżąca przewaga partii rządzącej. Ta najprawdopodobniej zachowa większość konstytucyjną i dalej będzie mogła robić co chce. Mówi się jednak, że zwycięstwo nie było do końca uczciwe.

Po przeliczeniu danych z niemal 100 proc. komisji wyborczych wygląda na to, że Fidesz zachowa dużą przewagę nad opozycją. Partia Viktora Orbána miała otrzymać 53 proc. głosów, a zjednoczona w jednym bloku opozycja jedynie 34 proc. Podczas wiecu po ogłoszeniu wyników Orbána mówił, że triumf jego ugrupowania jest nawet „widoczny z kosmosu”. Pytanie, czy premierowi udało się osiągnąć taką przewagę używając uczciwych metod.

Wybory na Węgrzech. Tajemnica spalonych głosów

W środę 30 marca rumuńscy dziennikarze otrzymali wiadomość o nietypowym znalezisku przy drodze łączącej miejscowości Târgu Mureș i Jedd. Cristian Teodorescu niezwłocznie przybył na wskazane dzięki anonimowemu telefonowi miejsce, gdzie znalazł karty do głosowania używane w węgierskich wyborach parlamentarnych. Te, choć częściowo spalone, miały naniesione głosy. W zamieszczonym przez dziennikarzy z punctul.ro/pontmaros filmie da się zauważyć stan, w jakim znajdowały się karty.

Dzięki udostępnionym materiałom widać głosy oddane na dwóch z nich. Jeden z nich na opozycję, która w bieżących wyborach postanowiła wystąpić przeciwko Fideszowi we wspólnej koalicji, drugi na partię Mi Hazánk. Historii tej dogłębnie przyjrzał się Transtelex, podlegający pod Telex – jeden z opozycyjnych portali informacyjnych na Węgrzech.

Jednak dlaczego karty do głosowania zostały znalezione w Rumunii? Otóż Węgry posiadają liczną diasporę poza granicami swojego kraju. W wyniku Traktatu w Trianon utraciły znaczne połacie ziemi wchodzącej w skład dawnej Korony Węgier na rzecz państw ościennych. Skutkiem tego mniejszość węgierska znalazła się w Rumunii, Ukrainie, czy na Słowacji. Fidesz zawsze przywiązywał dużą wagę do potrzeb Węgrów poza granicami kraju. To dzięki partii Orbana posiadają teraz obywatelstwa węgierskie oraz mogą brać udział w wyborach parlamentarnych. Wszyscy obywatele Węgier mają możliwość oddania swoich głosów listownie, jeśli nie posiadają adresu na Węgrzech albo znajdują się poza granicami kraju.

Boróka Parászka, dziennikarz z Târgu Mureș, opisał węgierskiemu portalowi to, co do tej pory wiadomo o sytuacji i działaniu policji. „Oprócz kart do głosowania, spalone kawałki papieru oraz pył zostały zebrane do worków. Nie jest jeszcze jasne, ile kart zostało znalezionych, ani ile z nich uległo spaleniu albo mogło być spalonych”.

Transtelex starał się dotrzeć do wszystkich osób potencjalnie zamieszanych w sprawę. Cristian Teodorescu twierdzi, że udokumentowane przez niego znalezisko nie było w żaden sposób przez niego naruszone, zaś policja została poinformowana niezwłocznie po jego przybyciu we wskazane miejsce. Portal opisał również drogę, jaką podążają głosy. Po ich zebraniu z rejonu Szekler trafiają do Konsulatu Generalnego w Ciuc i stamtąd na Węgry.

Póki co żadna z osób, z którymi skontaktował się Telex nie stwierdziła wystąpienia nieprawidłowości ani w transporcie głosów do Târgu Mureș, ani w liczbie głosów. Redakcja dalej oczekuje oficjalnego stanowiska Konsula oraz Prezesa RMDSZ (będącej partią reprezentującą Węgrów w Rumunii i pomagającą w organizacji wyborów parlamentarnych) w tej sprawie.

RMDSZ jest jednak partią, a przez to ciężko ją nazwać bezstronną, szczególnie, że Fidesz nadał tak wielu rumuńskim Węgrom obywatelstwa i stara się walczyć o ich prawa. Mimo to, jak podaje Telex: Mihály Levente Kovács, wiceprezydent Rady Miasta Mures, uważa RMDSZ za dobrego partnera i zachęca wyborców do przesłania głosów przez ich lokalne biuro, ponieważ paczka przez nich przesłana „musi dotrzeć do celu”. Wyraził dodatkowo nadzieję, że dochodzenie policji wskaże winowajcę, biorąc pod uwagę absolutną pewność, że RMDSZ nie ma nic wspólnego z omawianym incydentem.

Wielkie Węgry. Wraz z ich rozpadem ogromna część ludności znalazła się poza granicami okrojonego państwa

„Teraz ich złapaliśmy. Zawsze wiedzieliśmy, że oszukują w wyborach, ale teraz wszyscy mogą zobaczyć jakimi środkami. Są tak przerażeni porażką, że nie stronią nawet od najbardziej oczywistego oszustwa […]” – pisał w swoim poście na Facebooku kandydat opozycji na premiera, Péter Márki-Zay. Wezwał on również do zniszczenia wszystkich głosów wysłanych listownie z krajów ościennych. Partia Orbána zawsze cieszyła się w nich dużym poparciem wyborców z zagranicy (nie mających adresu na Węgrzech), więc uznanie wszystkich takich głosów za nieważne na pewno byłoby na rękę opozycji, jednak prawdą jest, że głosy z zagranicy zawsze wiązały się z dużymi kontrowersjami.

Wybory na Węgrzech. Poprzednie oszustwa wyborcze

Fidesz był już wcześniej oskarżany o oszustwa w wyborach. Podczas tych mających miejsce w 2018 roku, partia zabezpieczyła większość ⅔ miejsc w Zgromadzeniu Narodowym tylko dzięki liczbie 425 głosów. Z taką liczbą miejsc Fidesz ma w kraju ogromną władzę i może pozwolić sobie na zmianę konstytucji, co też uczynił w roku 2011.

W 2018 roku na Węgrzech wybuchł skandal, kiedy nagrany został József Kilb, były burmistrz Tiszaújlak, miasta znajdującego się na Ukrainie. Jak podaje opendemocracy.net, z nagrania rozmowy komórkowej udostępnionej przez HírTV można się dowiedzieć, że burmistrz był odpowiedzialny za organizowanie transportu grupom ludzi, którzy byli wysyłani na Węgry celem głosowania na Fidesz. Podczas rozmowy twierdził, że przetransportował przez granicę setki ludzi.

Zapytany o dokładną liczbę odpowiedział – „Było już, tak 450 do 500”, mówiąc następnie, że „będziemy robić 250 do 300”. Pamiętając o tym, że Fidesz wygrał ⅔ miejsc w Zgromadzeniu Narodowym, można założyć, że bez używania tego typu nieetycznych praktyk partia Orbána nie miałaby nawet szansy zbliżyć się do progu „absolutnej większości”. Sąd Najwyższy (węg. Kúria) uznał nagranie za autentyczne, jednak udział Fideszu nie został udowodniony, zaś głosy nie zostały uznane za nieważne.

Węgrzy, mieszkający poza granicami kraju, mogą głosować w wyborach. Nie byłoby to niczym nielegalnym nawet gdyby przybywali na Węgry w dużych grupach celem wzięcia udziału w głosowaniu, jednak warunkiem jest wskazanie przez takie osoby adresu zamieszkania w ojczyźnie Petőfiego i Batorego. To właśnie w sferze rejestracji na Węgrzech odkryto pewne niepokojące nieregularności związane z wyborami, np. w komitacie Szabolcs-Szatmár-Bereg w jednym, parterowym domu zarejestrowanych jako mieszkańcy było aż 200 osób.

Liczba nadużyć, czy też trików, za które odpowiedzialny jest Fidesz, jest jednak o wiele większa. Przed wyborami w 2014 roku Fidesz zmienił kształt granic okręgów wyborczych, w taki sposób, by mógł wygrać w większej liczbie kluczowych okręgów. Wspomniany wcześniej RMDSZ, za którego ręczył wiceprezydent Rady Miasta Mureș, był już oskarżany o fałszerstwa. W roku 2018 uznano aż 4000 głosów jako nieważnych w wyniku naruszonej bądź brakującej plomby bezpieczeństwa. Na domiar złego, jak podaje atlatszo.ro, RMDSZ posiada dostęp do danych osób, które głosują za pomocą listów.

By oddać głos należy najpierw wypełnić formularz, w którym podaje się wszystkie dane potrzebne do tego, by udowodnić, że jest się osobą, za którą się podaje podczas głosowania, co może wiązać się z nadużyciami. List z kartą do głosowania może przecież nie dojść do adresata. Jeśli tak się stanie, ten dowie się, że list został wysłany i winna jest najprawdopodobniej poczta. Jednak skoro RMDSZ posiada dane adresata, może sfałszować kartę tak, by w jego imieniu oddać głos na wybraną przez nich partię.

Bezpieczeństwo głosowania listownego wzbudza wątpliwości. Telex napisał również artykuł o kobiecie, której dziadkowie złożyli w jej imieniu wniosek o chęć głosowania w takiej formie, utrzymując ją w niewiedzy, a następnie za pomocą danych osobistych oddali wbrew jej woli głos na partię, której wartości są sprzeczne z wyznawanymi przez nią. Na szok i niedowierzanie kobiety rodzina odpowiedziała, że przecież „to tylko papierek”.

Sam system używany w wyborach na Węgrzech był stworzony przez korporację IdomSoft. Osoby związane z tą firmą są podejrzanie blisko Fideszu. Sam CEO IdomSoftu był sfotografowany w jednym pokoju z premierem rządu podczas liczenia głosów w wyborach w 2010 roku. Śledztwo wszczęte w sprawie możliwych nadużyć związanych z oprogramowaniem zostało po zwycięstwie Fideszu umorzone.

Wybory na Węgrzech w 2010. Facet po prawej przy ścianie jest odpowiedzialny za program do liczenia głosów

Wydaje się, że partia rządząca nie gra czysto, a zatem niszczenie kart do głosowania nie odbiegałoby zbytnio od ustalonej przez nich normy moralnej. Z drugiej strony, nie wiemy i pewnie nigdy się nie dowiemy, kto odpowiada za niedawny skandal z Târgu Mureș. Oskarżenia Fideszu o ingerencję w proces wyborczy, na podstawie spalonych kart do głosowania znalezionych na terenie Rumunii, partia skomentowała tak: „Lewica jest zdolna do wszystkiego w swojej desperacji. Popełniają najpoważniejsze oszustwo wyborcze od czasu zmiany rządu, wykorzystując do tego nielegalną bazę danych „DatAdat” Gordona Bajnaia i chcą teraz osiągnąć zniszczenie wszystkich głosów Węgrów z zagranicy”.

Wybory na Węgrzech. Kim jest Gordon Bajnai?

W oficjalnym oświadczeniu odniesiono się również do pożaru stacji telewizyjnej, który miał miejsce podczas protestów w roku 2006 przeciwko rządzącej wówczas partii, do której Fidesz stał w opozycji. W tekście starano się odmalować współczesną opozycję jako spadkobierców rządów znienawidzonego Ferenca Gyurcsánya i Węgierskiej Partii Socjalistycznej, z której ramienia wspomniany Gordon Bajnai piastował urząd premiera.

Gyurcsány został nagrany podczas przemówienia partyjnego, w którym przyznał się do niespełnienia obietnic wyborczych, okłamywania wyborców oraz stwierdził, że rząd nie ma żadnych osiągnięć. Gdy wypowiedź wyciekła do mediów, na Węgrzech wybuchły protesty, podczas których zaczął się pożar siedziby jednej ze stacji telewizyjnych (według Fideszu za podpaleniem miał stać rząd). Taki sam pożar miała teraz wzniecić opozycja, używając kart do głosowania, znalezionych w okolicy Târgu Mureș jako podpałki. Jednak, wydaje się, że jeśli mowa o wzniecaniu pożarów, to raczej Fidesz od dłuższego czasu bawi się ogniem.

Według TASZ (Hungarian Civil Liberties Union) „obecny system głosowania listownego nie jest w stanie zapewnić niezakłóconego, bezpiecznego i swobodnego korzystania z praw wyborczych. Odkryte oszustwo, gdyby zostało udowodnione, byłoby równoznaczne z odmową niektórym wyborcom dostępu do urny, na podstawie ich poglądów politycznych”. W związku z tym TASZ powiadomił o złożeniu skargi o przestępstwo przeciwko porządkowi wyborów.

Dodajmy do tego, że oprócz opisanych wyżej praktyk, Fidesz ma kontrolę nad większością mediów w kraju i cieszy się poparciem dużej części węgierskiej populacji. Wobec skali zwycięstwa partii skandal, który miał miejsce w Rumunii, staje się tylko jedną z wielu nieprawidłowości zaobserwowanych na Węgrzech, zbyt małych, by podważyć wybory.

Mimo wszystko jest to wydarzenie ważne dla opozycji, które dodatkowo utwierdzi ją w przekonaniu o słuszności walki z rządem i będzie silnym oskarżeniem przeciwko partii Orbána, dającym poważne podstawy do reformy systemu wyborczego w przyszłych latach.

Zobacz też:

ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze