
O co chodzi? Po sieci zaczął krążyć utwór z jednego z podręczników dla pierwszoklasistów. Jego treść jest raczej infantylna i niespecjalnie zgrabna literacko:
Wszyscy mnie lubią!
To rzecz wspaniała.
Chyba się jednak
Dobrze starałam.
Chciałam,
By lubić zaczął mnie ktoś,
Więc byłam miła,
Mówiłam wciąż:
Proszę, przepraszam,
Bardzo dziękuję
I uśmiechałam się,
I w ogóle.
Teraz mnie lubią
Wszyscy,
Więc w górę
Skaczę z radości –
Do samych chmurek!
Na pierwszy rzut oka wydaje się ok. Po co się czepiać wierszyka, który propaguje dobre wychowanie? Ale każda (zazwyczaj niestety, dziewczyna) wychowywana w duchu bycia akceptowaną i lubianą przez wszystkich, widzi w nim nie podręcznik savoir-vivru, ale klątwę, która ciąży nad ich dorosłym życiem. Dlaczego? Bo rzesze współczesnych kobiet, które tresowane były za młodu, by nie wadzić, nikogo przypadkiem nie urazić, być miłym za wszelką cenę i niespecjalnie walczyć o swoje – uczy się dzisiaj bycia asertywnymi na kozetkach psychoterapeutów.
Obecnie potrzeba stawiania rozsądnych granic, umiejętność dbania o siebie i swoje potrzeby oraz tak modny obecnie zdrowy egoizm to powszechne hasła, które wyściełają karty „Pań domu” i innych „Tin”. Jednak w praktyce okazują się one pustymi frazesami, bo większość wychowanych na grzeczne i dające się lubić przez wszystkich dziewczynek uczy się mówić „nie” bardzo powoli.
Co jest konsekwencją wdrukowanej spolegliwości? Przemocowi partnerzy, mobbingujący pracodawcy, toksyczni przyjaciele w dorosłym życiu. Niechęć do samej siebie i niezadowolenie z życia, gdy zgadzam się ze wszystkimi, poza jedną najważniejszą dla mnie osobą, czyli samą sobą. Moja wersja brzmiała tak:
Chociaż czasami bardzo się trapię
Czy będąc grzeczna i taka cicha
Na myśli jednej często się łapię
Że to strategia co najmniej licha
I często w swoją zachodzę głowę
Że może tu jest tajemnica
Skąd wszystkie związki me przemocowe
Co często trapią me miłe lica
Czemu pracuję ponad swą miarę
A w swych potrzebach jestem pasywna
Czemu przyjmuję wszystko na wiarę
I nie potrafię być asertywna
I się traktować czasem pozwalam
Niczym najgorsze jakieś ladaco
I choć po nocach wręcz zapierdalam
To mi wciąż chyba za mało płacą
A wątpliwości każą mi gubić
Albo dystansem, a czasem luzem
Gdy wszyscy ciągle muszą mnie lubić
To może jestem kurwa arbuzem
Zaznaczam, w ripoście na wierszyk dla pierwszoklasistów nie chodzi o rugowanie kultury osobistej. Wszelkie cywilizowane zwroty, takie jak „proszę”, „przepraszam”, „dziękuję” dalej są w cenie. Bo nikt nie zabiera prawa do bycia uprzejmym i miłym. To działa w drugą stronę – należy nam się prawo do bycia niemiłym, gdy ktoś przekracza nasze granice, zmusza nas do czegoś, z czym czujemy się niekomfortowo lub stosuje wobec nas język daleki od najmniej wyśrubowanych zasad savoire-vivre’u. Kiedy zastanowię się nad tym, czy sama wszystkich lubię, odpowiedź brzmi – oczywiście, że nie. Dlatego też inni mają prawo nie czuć sympatii do mnie. Proste.
Co jednak istotne – wielu komentujących moją wersję wierszyka zaznaczało, że tak wygląda gruntowanie cnót niewieścich w szkole Przemysława Czarnka. Otóż nie, wierszyk w podręczniku jest już od kilku lat. To dość przykry znak, że wspomniane cnoty, gruntowane są w niewiastach już od dłuższego czasu.