Mecz Polska – Szwecja temat wojny wręcz zjadł, choć motywów z nią związanych nie brakowało: z jednej strony chlubna żółto-niebieska opaska kapitana Roberta Lewandowskiego, z drugiej niechlubne reklamy Leroy Merlin (tak zupełnie serio: nie zrobię tam zakupów do końca życia). I TE barwy Szwecji; chyba jeszcze nigdy nie były nam tak bliskie.
Ceremonia wręczenia Oscarów, choć równie żenująca od ładnych kilku lat, analogicznie: również cieszyła się newsowym powodzeniem. I jeszcze nawet zdołała wywołać światowe oburzenie z powodu strasznej przemocy, ponieważ Will Smith postanowił sprzedać liścia prowadzącemu pajacowi, gdy ten rzucił kolejnym gównianym żartem, tym razem w jego partnerkę. Straszne rzeczy! W świecie, w którym zdemoralizowani ludzie mordują niewinnych, odmawia się prawa do czynnej obrony przeciwnikowi publicznej degrengolady intelektu (mówię oczywiście o tej sytuacji, ponieważ dawniej Smith grywał w gorszych chałach). Smith tak bardzo przepraszał, że aż sam wykluczył się z Hollywoodzkiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Absurdalnie, ale paradoksalnie dał dobry przykład prawdziwemu zwyrodnialcowi: taki Władimir Putin powinien wykluczyć się z wszelkich możliwych ciał, organizacji, ba, życia społecznego. I odbyć kilkaset kar naraz. Dożywotnio.
Wracając do porządku obrad: OK, Polska awansowała na Mistrzostwa Świata, Iga Świątek została liderką rankingu WTA, Oscary otrzymały wyjątkowo słabo w Polsce kojarzone filmy, a Doda ma nowy tatuaż z serduszkiem. Mój chiński telefon-rzęch co i rusz podsuwa mi newsy, z różnych źródeł, i już nawet mniej niż połowa z nich dotyczy wojny (podczas gdy sam wyszukuję prawie wyłącznie takie).
Jednak, jako ludzkość, nie mamy wstydu tam, gdzie byłby wręcz wymagany. I pokory, gdy pławimy się w morzu hipokryzji, ponieważ plaża była niestrzeżona i dostępna dla wszystkich, którzy chcieli wymiąć dupę w brudnej wodzie. Nawet tak potrafimy zaprogramować maszyny, zbudować sieciowe algorytmy, żeby nasz bezwstyd i naszą żenadę obnażały w pełni.
Ale, oczywiście, z wielkim wstydem cenzurujemy w filmach miłość, sceny erotyczne, bo to przecież demoralizacja, seksualizacja i obrzydlistwo. I z pokorą całujemy głowy kościołów w dupy sygnetów na brudnych łapskach, oczywiście na kolanach. Duda i Tusk (zdjęcia poglądowe łatwe do wyguglowania) – dwie strony (a może wręcz dwa pośladki?) tego smutnego medalu ze zgniłego ziemniaka, na który zasłużyli wszyscy rządzący po 1989 roku. I niech sobie różne obleśne dziadki Franciszki nie nazywają agresora po imieniu (podpowiem: pierdoleni Rosjanie, systemowo), niech sobie lawirują, ponieważ mają interesy i z cerkwią moskiewską, i ogólnie rosyjskie. Przecież w sprawach wiary obowiązują inne zasady i są one święte: można więc handlować z każdym potworem i barbarzyńcą, nie potępiając jego zbrodni; można milczeć na temat masowych mordów na wojnie i krzyczeć na temat cywilizacji śmierci w postaci krwiożerczej aborcji; można, wreszcie, gwałcić małe dzieci, zgodnie z wieloletnią tradycją. Przecież wszystko robi się ku większej chwale bożej. A Bóg, ten jedyny, najbardziej ukochał właśnie ofiary.
Czy w takim razie, skoro trwa wojna, domagam się od Polaków zmiany stylu życia? Bynajmniej. Dopóki działania zbrojne nie obejmują Polski, wręcz trzeba żyć normalnie, żeby agresorowi pokazać, że nie towarzyszy nam strach. To zresztą jedyna lekcja z seansu pierwszego sezonu strasznego (mocne 2/10, z uwzględnieniem niezamierzonego potencjału parodystycznego) serialu Krakowskie potwory: strach jest najlepszym pożywieniem dla potwora czy demona. Nawet jeśli to umorusany kupą i smarem chłopiec-smok wawelski, mówiący – ze „złowieszczym” echem – po starocerkiewnosłowiańsku.
Żeby rozmawiać o wojnie, pozostały nam żarty, ale i one nie działają. Nawet te, tak absurdalnie czerstwe jak organizacja gali MMA z udziałem sobowtórów Putina i Zełenskiego. Po pierwsze, to już było, w innych czasach: w klipie pewnego rosyjskiego zespołu techno-dance Putin walczy na ringu z Obamą. Po drugie, tego już nie będzie: ta wojna przekreśla pewną konwencję żartów i pod tym względem – co podkreślam, znając proporcje – działa niczym Holokaust. Po trzecie, autor pomysłu takiej gali (nazwisko niewarte wspominania) jest zwykłym idiotą na miarę ruskiego trolla. Aktor-czołg, bo przecież nie traktor.
Lecz nie tylko traktorami, pasztecikami, newsami-memami należy walczyć z takim chujem, jak Putin, i jego świtą. Żeby wygrać wojnę totalną, potrzebne są totalne działania. Bojkot wszelkiej rosyjskości i prorosyjskości: poczynając od towarów i usług, poprzez surowce i kulturę, po myśl i mentalność. Bojkot wszystkiego oprócz historii Rosji, którą zdecydowanie dobrze znać. Ku przestrodze.
Fakt, jestem tutaj w nieco uprzywilejowanej sytuacji: osobiście nie gotuję, ewentualnie czasem coś podgrzewam, więc praktycznie nie zużywam, potencjalnie rosyjskiego, gazu. Nie mam też samochodu, i nie zamierzam mieć, więc bezpośrednio w ogóle nie zużywam, potencjalnie rosyjskiej, ropy. Nie jestem tak wielkim fanem literatury rosyjskiej, by musieć ją aktualnie czytać, ani rosyjskiej kinematografii, by akurat teraz nadrabiać w niej zaległości. Rosyjski balet czy Chór Aleksandrowa nie robią na mnie wrażenia; raczej doprowadzają do zatrucia pokarmowego. Niczym rosyjska kuchnia; a w polskiej mogę zjeść 453 pierogi z 537 różnymi nadzieniami, byle nie ruskie.
Ale, rozumiem, istnieją też inne, mniej proekologiczne i antywojenne postawy. Szeroko rozumiany komfort życia sprawił, że coraz trudniej nam rezygnować z nawet, wydawałoby się, nieistotnych przywilejów, takich jak choćby – o zgrozo! – słomka do napoju. Ale, rodacy, zaciśnijmy poślady i walczmy, na ile potrafimy, każdą decyzją konsumencką. Żadnego niuansowania, żadnych półśrodków: Walczmy na życie i życie.
Nie śmierć? Na koniec drobna, ale bardzo istotna dygresja: skoro sprzeciwiam się zabijaniu ludzi w jakimkolwiek kontekście, konsekwentnie nie popieram kary śmierci. Nawet dla zbrodniarzy wojennych. Nawet dla samego Putina. Każdy wyjątek przekreśliłby tę świętą regułę i wprowadził chaos hipokryzji. Ponieważ prawdziwy pokój wymaga braku ofiar. I braku zemsty. Dlatego mogę tylko apelować: gdy wojna wreszcie się skończy (o ile to kiedykolwiek nastąpi), nie rewanżujmy się. Izolujmy, bojkotujmy, a nawet dalej cancelujmy kulturę w pełnej krasie. Ale nie róbmy fizycznej krzywdy, a już tym bardziej nikogo, ale to nikogo nie mordujmy.
(W grę mogłyby wejść jakieś ciężkie roboty publiczne dla osadzonych zbrodniarzy wojennych, ale w tym przypadku, obawiam się, wystąpiłby problem związany z łamaniem praw człowieka).
Zobacz też: