Co jakiś czas w Polsce pojawia się moda na czytanie „bestsellerowej” powieści. Wtedy bierze mnie wielkie zdumienie, że w kraju, w którym blisko 70 proc. ankietowanych przekonuje, że nie przeczytało ani jednej książki w ciągu roku, potrafi się jeszcze przysiąść nad lekturą.
Na pierwszy ogień idą pozycje najcieńsze, co by w kilka podróży „do i z” pracy je wciągnąć. To akurat prawdziwy fenomen wielkich miast – czytają młodzi, najczęściej w papierze. Może to i doświadczenie życia w Warszawie, ale pocieszać się można, że podobnie jest w Nowym Jorku (wyznała to Fran Lebowitz w dokumencie – nomen omen – na Netflixie).
Kolejną kategorią są romansidła-erotyki. Nad Wisłą niekwestionowaną królową gatunku jest Blanka Lipińska z legendarnym już „365 dni”. Autorka odtrąbiła sukces, książki sprzedały się jak świeże bułki, powstała cała saga, która ma zostać zekranizowana (pierwszy film otarł się już o Złotą Malinę). Rynek się kręci.
Kryminał niezmiennie na półkach Polaków
Jednak jedyny w swoim rodzaju literackim gatunkiem, który opiera się wszelkiej modzie i wciąż jest na topie to kryminał. Zaczęło się niewinnie od Jo Nesbo, był Stieg Larsson, następnie nad Wisłą królował Henning Mankell i inni twórcy skandynawskiej prozy. Choć struktura takich książek jest przewidywalna do bólu, to za każdym razem przekonuje twórców kina do przekładanie jej na język filmu. Podobnie jest teraz z twórczością Harlana Cobena.
Amerykański autor króluje na półkach niemalże każdej księgarni, coraz częściej jego prozę widuje się w komunikacji miejskiej. W czym tkwi sekret jego twórczości? Krytycy zwracają uwagę na styl – w wielu powieściach Cobena pojawiają się wątki spraw nierozwiązanych lub niedokończonych z przeszłości. Proza obfituje także w liczne zwroty akcji. To przyciągnęło właśnie Netflixa, która zaczyna pęcznieć od produkcji na podstawie książek Amerykanina.
Na pierwszy ogień wziąłem „Bez pożegnania”. Zachęciło mnie to, co zazwyczaj innych zniechęca, czyli kino francuskie. To także najnowszy serial z serii cobenowskiej dodanej do biblioteki. Twórcy pięcioodcinkowego serialu przenoszą nas na południe kraju, gdzie poznajemy głównego bohatera Guillaume’a Lucchesiego. W początkowych sekwencjach dowiadujemy się, że Francuz traci w życiu dwie najważniejsze osoby: ukochaną Sonię oraz brata Freda. Teraz mierzy się z kolei z odejściem matki, która do końca życia nie mogła pogodzić się z utratą dziecka.
Podczas pogrzebu dziewczyna Lucchesiego odbiera telefon, po którym znika. Nasz główny bohater zdąży jej się oświadczyć, co jest pierwszym pęknięciem fabularnym, a wątek miłosny pojawia się jeszcze w serialu niejeden raz. Guillaume próbuje odnaleźć ukochaną, odtwarzając jej ostanie kroki. Niebezpieczna podróż w nieznane przynosi niewygodną prawdę o Francji, przyjaźni oraz zawiłościach rodzinnych.
Przecież ja już to widziałem!
Na korzyść „Bez pożegnania” działa zdecydowanie język oraz sceneria. Scenariusz w wielu miejscach się rozłazi, dość szybko też możemy się zorientować, o co w całej historii chodzi. Niektóre wątki niepotrzebnie są rozciągnięte, a najgorszym zabiegiem jest mieszanie ram czasowych – teraźniejszość, przeszłość, przeszłość przeszłości. Po trzech takich numerach odechciewa się oglądać. Mimo to warto oglądać do końca, aby domknąć pewną całość.
Zdecydowanie lepszym dziełem jest „The Stranger”. Brytyjski serial oparty jest na podobnym schemacie – ojciec przyjeżdża z synami na mecz lokalnej drużyny. Chłopcy rozgrywają spotkanie, a do głównego bohatera podchodzi „nieznajoma”, która zdradza sekret jego małżonki. Wzburzony bohater konfrontuje się z małżonką, ta zaskoczona najpierw się wypiera, potem wyznaje mu prawdę. Dodaje, że „każdy ma sekret”, a „sprawa jest większa niż się wydaje”. Touche?
Mimo to ogląda się „zjadliwie”, każdy odcinek przynosi nam jakiś element plot twistu, a brytyjska gra aktorska jest zdecydowanie bardziej przystępna niż kolegów z drugiej strony kanału La Manche. Scenariusz jest też bardziej kompletny, a wątki drugo- i trzecioplanowe są momentami ciekawsze niż główna oś serialu. I dlatego od „The Stranger” warto zacząć swoją przygodę „streamingową” z Cobenem.
Ale zaraz, zaraz. Przecież ja już widziałem jedną fabułę Cobena, którą żyła cała Polska! „W głębi lasu” był zaledwie drugim materiałem streamingowej platformy zrealizowanej nad Wisłą. I to właśnie na podstawie książki amerykańskiego pisarza. Tutaj też – podobnie jak w „Bez pożengania” – mamy różne ramy czasowe, ale przejścia między nimi są płynne i nie zaburzają oglądania.
Historia kryminalna związana jest z tajemniczą zbrodnią na młodzieżowym obozie w 1994 roku. Kilkanaście lat później prokurator Paweł Kopiński zostaje wezwany do identyfikacji ofiary morderstwa, która może być związana z tamtymi wakacjami. Kopiński był wtedy opiekunem grupy, a jego siostra zaginęła. „W głębi lasu” wystąpiła czołówka polskich aktorek oraz aktorów, a serial został zdecydowanie lepiej odebrany przez widzów niż „1983” Agnieszki Holland.
Coben chwali współpracę z polskimi twórcami. Są efekty
Efekty pracy polskiej ekipy wysoko ocenia sam Harlan Coben. Po tym, jak Netflix ogłosił, że zamierza powierzyć Polakom kolejną ekranizację jego powieści, Coben nie krył zadowolenia.
– Niezwykle cieszę się z możliwości ponownej współpracy z Netflix i utalentowanymi polskimi twórcami. Mam nadzieję, że widzowie w Polsce i na całym świecie będą oczarowani zwrotami akcji w „Zachowaj spokój” i cieszę się, że poznają nie tylko nowych bohaterów, granych przez Magdalenę i Leszka, ale także dowiedzą się, jak potoczyły się losy Laury i Pawła po zakończeniu akcji „W głębi lasu” – powiedział pisarz.
Wspomniani przez Cobena Magdalena i Leszek to gwiazdorzy serialowych produkcji TVN i HBO – Magdalena Boczarska i Leszek Lichota, którzy zagrają bogate małżeństwo próbujące odnaleźć zaginionego syna. Premierę „Zachowaj spokój” przewidziano na 2022 rok.
Na mojej netflixowej półce jest jeszcze „Niewinny” Cobena zrealizowany w Hiszpanii. I nie będzie to ostanie słowo Amerykanina. Twórca 30 kryminałów podpisał ze streamingowym gigantem kontrakt na ekranizację CZTERNASTU powieści. Umowa wygasa w 2023 roku, co oznacza, że w ciągu kolejnych dwóch lat Netflix nakręci 10 seriali na podstawie Cobena. Oznacza to dziesiątki godzin przed ekranem, ale jestem gotów na to poświęcenie.