
Josef Schuetz był strażnikiem w obozie Sachsenhausen w Oranienburgu, około 30 kilometrów od Berlina. We wtorek niemiecki sąd przychylił do oskarżeń prokuratury, która obwiniała starca za współudział w zamordowaniu 3518 więźniów. W obozie, który działał od 1936 r. do końca wojny, przebywało łącznie około 200 tysięcy osób.
Schuetz miał 21 lat, gdy rozpoczął pracę w Sachsenhausen, gdzie naziści zamordowali dziesiątki tysięcy ludzi, w tym Żydów, Romów i Polaków. Oskarżono go o współudział w stosowaniu trującego gazu cyklonu B do zabijania więźniów, a także o „rozstrzelanie radzieckich jeńców wojennych w 1942 r.”.
Schuetz przez cały czas trwania procesu utrzymywał, że jest niewinny, twierdząc, że nie wiedział o zbrodniach popełnionych w obozie koncentracyjnym. To znana nazistowska taktyka. Podobnie kilka lat temu bronił się esesman Johann R., który był strażnikiem w KL Stutthof. Na szczęście sąd nie dał temu wiary, a Schuetz został skazany. Niestety, mężczyzna ma prawo do apelacji i istnieje duże ryzyko, że umrze zanim zostanie umieszczony w zakładzie karnym.
Co działo się w Sachsenhausen?
Sachsenhausen było swego rodzaju „modelowym” obozem koncentracyjnym, nadzorowanym przez samego Heinricha Himmlera. Szkoliło się tu wielu komendantów i wysokich funkcjonariuszy SS, którzy później obejmowali funkcje w innych obozach (m.in. Rudolf Höß – późniejszy komendant KL Auschwitz).
W obozie Sachsenhausen dokonywano zbrodniczych eksperymentów medycznych na więźniach, które często kończyły się śmiercią lub kalectwem. Między innymi w 1941 r. przeprowadzono tu na jeńcach sowieckich próby masowego uśmiercania przy pomocy gazu w zaadaptowanych do tego celu ciężarówkach, których potem używano m.in. w ośrodku zagłady Kulmhof i w KL Majdanek. W 1942 roku zbudowano komorę gazową, krematoria i izbę przeznaczoną do egzekucji przez rozstrzelanie.
Obóz został wyzwolony 22 kwietnia 1945 r. przez oddziały 2 Warszawskiej Dywizji Piechoty im. Henryka Dąbrowskiego Wojska Polskiego oraz Armii Czerwonej. W obozie w tym momencie znajdowało się jedynie 3000 więźniów, z których kilkaset zmarło w okresie kilku tygodni po wyzwoleniu.
Niemcy przestali ścigać zbrodniarzy
Proces Josefa Schuetza to w dużej mierze efekt działań Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego, który w w lutym zeszłego roku skierował pod adresem niemieckiego wymiaru sprawiedliwości zarzut, że od dziesięcioleci nie ściga niemieckich zbrodniarzy. W piśmie była mowa m.in. o przypadkach Schuetza i 95-letniej byłej sekretarki niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof. Fakt, że sprawców pociąga się do odpowiedzialności dopiero teraz, jest „porażką i zaniedbaniem niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, które trwa od dziesięcioleci”. O wojennej aktywności obojga wymienionych wiedziano od dawna.
Zobacz też: