
Już w najbliższą sobotę (25.06) ulicami Warszawy przejdzie Parada Równości. Wydarzenie rokrocznie zbiera tłumy porównywalne tylko z tymi, które nawiedzają stolicę 11 listopada. Zazwyczaj obok dziesiątek tysięcy demonstrantów protestuje kilkuset malkontentów, którzy najchętniej zatrzymaliby pochód, ale raz że jest ich za mało, a dwa że nie pozwoli im na to policja. Obok nich występuje jeszcze jeden typ kontestatora. To internetowy napinacz, który co prawda nie ma ochoty brać udziału w wydarzeniu, ale i tak skrytykuje je zza klawiatury. W etosie napinaczy istotne jest to, żeby wybrać oryginalne argumenty, dzięki którym jest szansa na więcej komentarzy i reakcji po postem.
Nie mam nic do LGBTQ, ale…
Specyficzny argument wybrał tym razem Jan Śpiewak, znany warszawski aktywista, syn profesora Pawła i wróg Platformy Obywatelskiej. Politykowi nie spodobało się, że w pochodzie wezmą udział ciężarówki sponsorowane przez banki JPMorgan i Goldman Sachs. Obie instytucje walnie przyczyniły się do rozpoczęcia kryzysu finansowego w 2008 roku.
Gdy tylko Śpiewak uderzył w stół, odezwały się nożyce. Posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska zwróciła uwagę, że wydarzenie nie jest finansowane przez państwo, więc radzi sobie przy pomocy prywatnych pieniędzy a analityk polityki międzynarodowej Adam Traczyk zasugerował żeby Śpiewak zorganizował osobne wydarzenie z Solidarną Polską i TVP Info. To ostatnie zdanie to przytyk do działalności Śpiewaka, która w przeważającej większości opiera się na krytyce liberałów. W ciągu kilku ostatnich tygodni Śpiewak zajmował się głównie tematem ul. Lecha Kaczyńskiego w Warszawie (jest zwolennikiem) oraz nadaniem honorowego obywatelstwa miasta byłej prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz (jest przeciwnikiem) w międzyczasie nazwał też Rafała Trzaskowskiego prostakiem, co sprawia, że trudno odróżnić jego aktywność od aktywności polityków PiS.

A co jeśli Śpiewak ma rację?
Okej, pośmialiśmy się trochę z działalności Śpiewaka, ale spróbujmy wziąć jego argumenty na poważnie. No bo po co właściwie gigantyczne banki miałyby pakować się na paradę równości? Równie dobrze mogłyby wykupić wielkie banery reklamowe w centrum miasta i przez kilka dni z pewnością zobaczyłoby je więcej osób niż podczas całej parady.
Śpiewak sugeruje, że mamy tu do czynienia z tzw. „pinkwashingiem”, a więc zjawiskiem polegającym na wykorzystywaniu kwestii LGBTQ do odwracania uwagi od innych, palących problemów. Mogą to robić pojedyncze osoby, grupy, a nawet całe państwa. Mowa o krajach, które chronią mniejszości seksualne, jednocześnie ignorując inne przypadki łamania praw człowieka. Dla przykładu Izrael reklamuje się jako kraj przyjazny osobom LGBTQ, licząc na to, że te będą pamiętać raczej o tym, a nie o problemach Palestyńczyków.
Idąc więc za logiką Śpiewaka, dla wymienionych wyżej banków jest to świetna okazja, żeby „wyprać” swoje grzechy z przeszłości i budować nowy wizerunek „obrońcy” uciśnionej mniejszości.

Zdaniem TrueStory:
Gdyby organizatorzy Parady Równości nie przyjęli pieniędzy od dużych zagranicznych banków, to nie mogłyby zorganizować tak dużego wydarzenia, co w sytuacji, gdy prawa osób LGBTQ są naruszane może być traktowane jako wyższa wartość. Warto jednak wiedzieć jakie intencje przyświecają niektórym sponsorom imprezy.
Zobacz też: