Główną podejrzaną o zabójstwo jest Dahbia B., 24-letnia Algierka przebywająca w kraju nielegalnie od czasu przekroczenia terminu ważności wizy studenckiej. Była bezrobotna, nie miała stałego adresu i doświadczała zaburzeń psychicznych objawiających się nagłymi wizjami i bredzeniem. Nakaz wydalenia otrzymała już 21 sierpnia, kiedy to została zatrzymana przez celników na lotnisku w Paryżu. Mimo tego pozostała w kraju.
Jak poinformowała prokurator Paryża Laure Beccuau, Dahbia składa wzajemnie sprzeczne zeznania. Najpierw opowiedziała ze szczegółami i bez najmniejszego wahania o tym jak porwała i zamordowała Lolę, aby później wycofać się z zeznań i mówić, że nie mogłaby zabić dziewczynki. Teraz psychiatrzy będą sprawdzać poczytalność kobiety.
Paryż. Morderstwo politycznym paliwem dla prawicy
Niezależnie od tego jaka była prawda i czy Dahbia B. faktycznie zabiła dziewczynę (obecnie mówi się już o czterech podejrzanych), nie mamy wątpliwości, że politycznie na całym zdarzeniu zyska prawica. „To kolejny raz gdy ktoś podejrzany o tak barbarzyński czyn nie powinien był znaleźć się we Francji” – powiedziała kilka dni temu w parlamencie Marine Le Pen. Szefowa Frontu Narodowego oskarżyła rząd o „migracyjną pobłażliwość”. Faktycznie, liczby przemawiają za jej retoryką i łatwo trafiają do wyobraźni elektoratu. Prawica lubi podkreślać, że w pierwszej połowie 2021 roku wykonano tylko 0,2 proc. zobowiązań do opuszczenia terytorium Francji do Algierii (na przeszkodzie stała epidemia koronawirusa), ale też, że przez całą kadencję Emannuela Macrona ta liczba nie była nigdy większa niż 15 proc.
Le Pen wtóruje Éric Zemmour, który kilka dni temu zwołał w Paryżu demonstrację pod hasłem #ManifPourLola („Demonstracja dla Loli”). Na miejsce przybyła Marine Le Pen, ale także monarchiści z Action Française, otwarcie rasistowscy „żuawi” (Zouaves) oraz tradycjonalistyczni katolicy z ruchu Civitas. Słowem, trochę jak na naszym Marszu Niepodległości, mieszały się ze sobą różne bloki, ale hasła pozostawały te same dla wszystkich.
Obok słów o „reemigracji” pojawiły się okrzyki o śmierci dla pedofilów. Zemmour podbijał emocje zebranych mówiąc, że „pobicie, gwałt, morderstwo, atak nożem na Francuza lub Francuzkę przez emigranta, zdarza się tak często, że nie jest to już news”. Zresztą to polityk nie znający umiaru w budowanych przez siebie porównaniach i śmiało posługujący się terminem „francocide”, który ma być wariacją na temat słowa „genocide”, a więc „ludobójstwa”.
Ktoś mógłby powiedzieć, że tak było zawsze, a prawica wykorzystywała w swojej retoryce przestępstwa imigrantów od niepamiętnych czasów. Ojciec Marine Le Pen, Jean-Marie, robił to już w latach 70. Ale teraz sytuacja jest inna z dwóch powodów. Po pierwsze, Front Narodowy udowodnił, że potrafi naciskać rywalom na pięty i jest o krok od przejęcia władzy, po drugie, partia Emmanuela Macrona ma duże trudności w utworzeniu większości parlamentarnej. Brakuje jej do tego aż 44 mandatów. Ich zdobycie będzie niemożliwe bez koalicjanta. Tym być może zostanie były prezydent Nicolas Sarkozy, który oficjalnie wprasza się do rządu. A to polityk – choć umiarkowany na tle Le Pen i Zemmoura – na pewno bardziej konserwatywny niż urzędujący prezydent.
Zobacz też: