
Jeśli lubicie popcorn i rozważaliście kiedyś odwiedzenie Wietnamu, to lepszego momentu nie będzie. Lotte Cinema, tamtejsza sieć, do której należą 34 kina w całym kraju, poinformowało za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych o nietypowej promocji. Pierwsze 500 osób, które kupi bilet danego dnia, ma prawo do darmowej porcji popcornu. Pomysł fajny, ciekawy, pewnie nawet się zwróci i poprawi frekwencję na sensach w pierwszej połowie dnia. Ale to nie wszystko.
Popcorn za darmo w kinach w Wietnamie. Jest pewien haczyk
Cała zabawa polega na tym, że darmowa porcja popcornu może mieć dowolną wielkość – uzależnioną wyłącznie od rodzaju opakowania, który przyniosą klienci. Organizatorzy promocji zastrzegają jedynie, by były one higieniczne, a ze względów ekologicznych – preferowane są pojemniki wielokrotnego użytku. Oraz – by nie marnować żywności – dostosowane do rzeczywistej ilości popcornu, którą kinomani są w stanie zjeść podczas seansu. Ale skoro dają za darmo, to trudno się powstrzymać.
Wietnamczycy zareagowali entuzjastycznie. Tamtejsze media społecznościowe zalała fala zdjęć i filmików ludzi krążących po kinowych holach z wiadrami, miskami i plastikowymi pojemnikami o wielkiej pojemności. Były garnki o rozmiarach rodem z kuchni polowej. Jeden mężczyzna przyjechał po popcorn wózkiem przemysłowym, na którym widać pojemnik typu jumbo mogący pomieścić kilkadziesiąt litrów. Innymi słowy – Wietnamczycy podjęli wyzwanie, by zrujnować swoją dietę popcornem.




Zamiast kilku zdjęć widzów wdzięcznych za darmowe pudełka popcornu i sukcesu na małą skalę, mamy wydarzenie o innej skali. Wydaje się, że liczba materiałów, które zalały media społecznościowe, generowane przez nie zasięgi i wrażenia, jakie mieli uczestnicy promocji, z nawiązką zrekompensują koszty popcornu. Czy podobnych akcji możemy spodziewać się w innych krajach? W Azji czy Stanach Zjednoczonych – być może. W Europie taki przepych w jedzeniu wzbudziłby pewnie zbyt wiele głosów sprzeciwu.
Kina upadają, widzowie leżą
Nielimitowany popcorn to nie jedyny przejaw kreatywności, na który zdecydowali się kiniarze. Poza przyciąganiem widzów jakością doznań: kina 3- i więcej D, nowe formaty obrazu (jak IMAX), próbuje się im też zapewnić atmosferę domowego zacisza. Już w 2016 roku w Polsce, a konkretnie na Piotrkowskiej w Łodzi, stanęło 50 łóżek, na których można było oglądać film. To jednorazowa akcja, którą od 2020 roku w pełnym wymiarze wykorzystuje się w Szwajcarii.
Za seans oglądany z łóżka w Cinema Pathé w Spreitenbach niedaleko Zurychu trzeba zapłacić 49 franków szwajcarskich (biorąc pod uwagę kurs tej waluty z 3 listopada, to równowartość 233 zł). Biorąc pod uwagę, że dwa zwykłe bilety bez zniżek kosztują 40 franków, a w cenie biletu łóżkowego są też drobne przekąski, to obejrzenie filmu w pozycji horyzontalnej z bliską osobą wydaje się całkiem niezłą ofertą. Szczególnie, że pościel zmieniana jest po każdym seansie.

Polecamy:
- Bobby Driscoll. Jak Disney obrócił tragedię w okrutny żart
- „Niewidzialna wojna” to nie film. To doświadczenie
Tego typu pomysłów będzie przybywać, bowiem kiniarze walczą o przetrwanie. Ci, którzy 10 lat temu, obserwując rozwój serwisów streamingowych, wróżyli rychły koniec kin, nie pomylili się. Upadek tego przemysłu przyspieszyła dodatkowo pandemia, a i obecny kryzys ekonomiczny nie pomaga. Biorąc pod uwagę, że miesięczny abonament za Netfliksa, Disney + czy HBO GO kosztuje praktycznie tyle samo, co bilet do kina bez zniżki, mało kto znajdzie argumenty, by wybrać to drugie.
Czytaj też: