
Rosja wkroczyła do Syrii we wrześniu 2015 roku. Dołączenie do konfliktu żołnierzy walczących pod wstęgą świętego Jerzego czasowo przechyliło szalę zwycięstwa na korzyść reżimu Baszara al-Assada i pomogło Damaszkowi w przywróceniu kontroli nad rozległymi obszarami kontrolowanymi przez opozycję. Rosjanie na Bliskim Wschodzie stosowali taktykę spalonej ziemi, nie wahali się bombardować obiektów cywilnych, a po przejęciu terytorium przez siły rządowe oferowali pomoc w odbudowie zniszczonych przez siebie osiedli. Słowem, zaczynali przejmować kontrolę nad krajem.
Konkurencję w regionie stanowiły dla nich Turcja i Iran. Szczególnie ten drugi kraj, ustanowiwszy zależną od siebie władzę w Bagdadzie, miał chrapkę na przejęcie wpływów także w Damaszku. Dla Iranu to ważne, bo dostęp do Morza Śródziemnego mógłby zmienić jego pozycję w „świętej wojnie” z Izraelem. Członkowie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej oficjalnie są w Syrii od początku 2013 roku. Na miejscu działa też szereg proirańskich bojówek.
W marcu, gdy Rosjanie zaczęli wycofywać swoje siły z Syrii, Persowie ochoczo zaczęli zajmować ich pozycje. Większość tego typu przejęć odbywa się w białych rękawiczkach. Iran posługuje się żołnierzami Hezbollahu, irackiego Harakat Hezbollah al-Nujaba czy afgańskiego Fatemiyounu. Co więcej, Rosja nie ma wyjścia i sama przyznaje, że „przekazuje” pałeczkę Iranowi. Oba państwa łączy wrogi stosunek do Stanów Zjednoczonych. Ostatnie wypowiedzi ministra Ławrowa, który sugerował, że Hitler był Żydem, także były obliczone na poprawę relacji z Teheranem.
Tureckie ambicje w Syrii
Na drugim biegunie politycznym znajduje się Turcja, kraj który do tej pory łączyła z Rosją szorstka przyjaźń. Bo choć Recep Tayyip Erdoğan podziwia sprawność z jaką Władimir Putin od dwudziestu lat trzyma władzę, to turecki prezydent nie ukrywa, że oba państwa mają sprzeczne interesy. Turcja może i nie nakłada oficjalnych sankcji na Rosję, ale w świetle reflektorów przekazuje Ukrainie swoje najnowsze nowinki zbrojeniowe, które pomagają uśmiercać rosyjskich żołnierzy.
Co więcej, Ankara rozpoczęła ostatnio ofensywę przeciwko Kurdom na turecko-syryjskim pograniczu. Dla Rosji to sygnał mówiący, że Erdoğan nie zamierza dłużej respektować dotychczasowej równowagi sił w regionie. Turcy uważają rosyjską armię za słabą i nie będą brali jej obecności pod uwagę, podejmując decyzje o dalszych natarciach.
Do tego wszystkiego Turcja zamknęła nad Syrią przestrzeń powietrzną, co niezwykle utrudnia dalsze przerzucanie wojsk na Ukrainę. Jeszcze niedawno w Syrii stacjonowało 63 tysiące rosyjskich żołnierzy, z czego prawie połowa była oficerami (dane rosyjskiego ministerstwa obrony). Teoretycznie w odpowiedzi Rosja mogłaby wprowadzić zakaz importu tureckich pomidorów lub czasowo zamknąć rurociągu TurkStream w celu jego „konserwacji”. Jednak biorąc pod uwagę słabą pozycję geopolityczną Moskwy i fakt, że jej gospodarka już cierpi z powodu zachodnich sankcji, jest mało prawdopodobne, by Kreml zrobił cokolwiek, co mogłoby jeszcze bardziej pogorszyć stosunki z Ankarą.
Co gorsza, zakaz lotów działa we wszystkie strony. Rosjan nie można więc przerzucić na Ukrainę, ale nie można też zaopatrywać wojsk, które utknęły w Tartusie. Wcześniej, 28 lutego, Ankara ograniczyła przepuszczanie rosyjskich okrętów wojennych przez cieśniny Bosfor i Dardanele, chyba że wracały one do swoich baz na Morzu Czarnym.
Ewidentnie rosyjska obecność w Syrii dobiega końca, a wpływy Moskwy zaczynają się gwałtownie kurczyć.
Zobacz też: