
Czy 12 centymetrów to dużo? Zdania na ten temat są podzielone, ale setki tysięcy 12-centymetrowych raków na pewno stanowi duże zagrożenie dla polskich akwenów.
Rak marmurkowy. Rak polskich (i nie tylko) rzek i jezior
Zacznijmy od tego, że rak marmurkowy to jedyny dzieworodny dziesięcionóg na świecie. Oznacza to, że do rozmnażania samice nie potrzebują samców. Ba, w świecie raków marmurkowych w ogóle ich nie ma. Cały gatunek składa się wyłącznie z samic, które składają jaja na lądzie. Po kilku tygodniach wykluwają się z nich młode, które są gotowe do „klonowania” po kolejnych kilku tygodniach. Z jednego zwierzęcia w trzy miesiące potrafi zrobić się trzysta. Każdy rak przechodzi w ciągu życia około siedmiu cyklów reprodukcyjnych.
Dla porównania rak szlachetny dojrzewa po upływie trzech lat i ma jeden miot rocznie. Dziś na świecie żyją miliony sztuk raka marmurkowego. Możemy mieć pewność, że wszystkie pochodzą od tej samej pramatki.

Rak wydawał się atrakcyjny do trzymania w akwarium ze względu na swój kolor i małą wybredność wobec warunków bytowania. Jednak tempo, w jakim zwiększała się populacja, sprawiało że wielu akwarystów zdecydowało się wyrzucić swoje egzemplarze do jezior i rzek. Tak zaczęła się katastrofa.
Raki – mimo, że były hodowane głównie w Niemczech – w ciągu 20 lat zawędrowały do Japonii i na Madagaskar. W 2014 roku Unia Europejska wydała całkowity zakaz posiadania, handlu, transportu, produkcji i wypuszczania tego gatunku na wolność. Podobnie postąpiły niektóre stany w Ameryce i to pomimo tego, że oficjalnie nie odnotowano u nich żadnego osobnika.
Najdziwniejszy gatunek wśród raków
Raki marmurkowe nie zdradzają oznak starzenia. Zarówno w wieku poniżej trzech miesięcy, jak i powyżej trzech lat składają podobną liczbę jaj (około 7 proc. masy ciała). Aktywność komórek macierzystych trwa u nich przez całe życie, są więc fenomenem jeśli chodzi o witalność.
Ponadto zachowują pełną odporność na nowotwory i mogą ze sobą przywlec „dżumę rakową”, mimo że same są odporne na tę chorobę. To o tyle ciekawe, że polski rak szlachetny jest zwierzęciem chorowitym i bardzo wybrednym, jeśli chodzi o akwen, w którym żyje. Pojawienie się tego gatunku oznaczało, że woda jest naprawdę czysta. Z rakiem marmurkowym jest wprost odwrotnie. Potrafi on świetnie poradzić sobie w dużych polskich rzekach, ale też w bardzo zanieczyszczonych wodach śródlądowych Afryki.

Gdy jeden egzemplarz raka marmurkowego dostał się do oczka wodnego w jednym z warszawskich parków, finalnie wyłowiono z niego 12 tysięcy sztuk zwierzęcia. Tam akurat specjalnie nie było czego niszczyć, ale gdy gatunek trafi do jeziora, potrafi je kompletnie wyjałowić. Zjada bezkręgowce, larwy ryb, małe płazy i rośliny.
Jest na tyle agresywny, że potrafi doprowadzić do eutrofizacji, czyli wydrenowania zbiornika z tlenu. Resztki pożeranych glonów lądują na dnie, gdzie ulegają rozkładowi. W tym procesie zużywany jest tlen. Gdy powietrza zaczyna brakować, wzrasta ilość bakterii beztlenowych produkujących siarkowodór. Recepta na sinice gotowa.
Rak marmurkowy najlepiej rozwinął się na Madagaskarze. Tam z kolei zagraża rolnictwu. Żeruje na popularnych roślinach ryżowych i tworzy nory w ziemi, które utrudniają nawadnianie gleby.
Czy to się je?
Raki marmurkowe powstały dopiero w latach 90-tych. Początkowo mylnie były brane za raki florydzkie, ale – choć wzięły się od swoich amerykańskich krewnych – rozmnażały się dużo szybciej. Badacze odnaleźli okazy raka florydzkiego, które na skutek błędu genetycznego posiadały potrójny zestaw genów. Prawdopodobnie właśnie w ten sposób powstały raki marmurkowe. Komórkowa pomyłka została powielona miliony razy.
Rak marmurkowy jest na tyle dziwny, że zainteresowali się nim… onkolodzy. To nie żart, zwierzęta – podobnie jak nowotwory – mają duże zdolności adaptacyjne, szybko rosną, a każde pokolenie jest genetycznie identyczne z poprzednim, co ułatwia badania. – Zdolność adaptacyjna tych zwierząt zdecydowanie przypomina chorobę – mówi w rozmowie z Guardianem prof. Noam Lyko, badacz z uniwersytetu w Heidelbergu. Ale to nie wszystko. Niemieccy badacze zupełnie serio próbują zamienić ich chitynę w biodegradowalne tworzywo sztuczne. Kto wie, może niedługo będziemy pić napoje z rakowych słomek?
Nim jednak to nastąpi, odpowiedzmy na dużo prostsze pytanie. Mianowicie: czy to się je?
Na Madagaskarze odkryto, że raki to łatwe do uzyskania źródło białka. Początkowo nie chciano ich jeść, ponieważ zwierzęta mieszkały głównie w kanałach i blisko miejskich siedlisk uznawanych za zanieczyszczone. Podejście do spożywania raków marmurkowych zmieniło się wraz z ich ekspansją. Dodatkową zaletą – przynajmniej z punktu widzenia konsumenta – jest to, że w jednym miejscu potrafi być ich zatrzęsienie, a więc łatwo je wyłapać.

Podobne podejście stosuje niemiecki start-up HolyCrab!, który zajmuje się przetwarzaniem gatunków inwazyjnych w przysmaki. Na cel zostały wzięte nie tylko raki marmurkowe, ale też szopy czy kazarki egipskie. Ze względu na małe rozmiary raków, firma rekomenduje raczej zupy i gulasze, niż zjadanie ich w całości.
Zobacz też: