
Pomnik Rooesvelta stał w tym miejscu od 1940 roku. Zaprojektował go James Earle Fraser, autor wielu monumentalnych rzeźb, którymi usiane są miasta wschodniego wybrzeża. Artysta wziął sobie za punkt honoru, aby oddawać w swoich pracach potęgę Stanów Zjednoczonych. Czynił to nieprzerwanie, niezależnie od tego czy w latach 30. USA zmagało się z recesją, czy już po wojnie faktycznie wyłaniało się jako hegemon nowego układu sił. Na tym konkretnym nowojorskim pomniku, widać Roosevelta jadącego na koniu. Za jego plecami stoją Indianin i czarnoskóry mężczyzna. Obaj z odsłoniętymi torsami.
Pomnik nie został obalony spontanicznie, tak jak monument przedstawiający księdza Jankowskiego w Gdańsku. Przeciwnie, zmiany poprzedziła debata i ostatecznie zostały one zatwierdzone przez Nowojorską Komisję ds. Projektowania Publicznego w czerwcu 2021 roku.
Gdybym był złośliwy, powiedziałbym, że na usunięcie pomnika mogli zdecydować się tylko ci, którzy nie byli w muzeum za plecami Roosevelta. Wnętrze Muzeum Historii Naturalnej jest znane na całym świecie ze względu na film „Noc w muzeum”. Jeśli sięgnięcie pamięcią do wspomnień z seansu, to pewnie najbardziej zapadł wam w pamięci szkielet Tyranozaura, który ożywiony sieje spustoszenie. Ale poza nim muzealny świat zamieszkuje bardzo wiele postaci. To Indianie, Chińczycy, Indusi, mieszkańcy Afryki czy Inuici. Wszyscy zamknięci w dioramach, zastygli w sztucznych pozach, często z narzędziem służącym do polowania w ręku.
Można więc powiedzieć, że to układ podobny do tego, który widać na pomniku. Biały jedzie ubrany na koniu, a czarny biegnie nago za nim. W muzeum biały zwiedza z telefonem w ręku, a czarny poluje trzymając dzidę na węża ukrytego w krzakach. Wystawę zwiedzałem latem 2014 roku. Już wtedy czuć było, że nie nadąża za czasami. Postaci przedstawione były groteskowo, a przekazywana wiedza była cząstkowa.
Usuwanie pomników w USA to norma
Wróćmy na chwilę do pomnika. Warto podkreślić, że sam Theodore Roosevelt, przynajmniej na razie Amerykanom nie przeszkadza, chodzi tylko o jego niefortunne przedstawienie. Najmłodszy prezydent w historii USA (w dniu obejmowania urzędu miał 42 lata) jest przez większość oceniany pozytywnie. Wykazywał się dużą aktywnością w polityce zagranicznej, załatwił USA dostęp do kanału panamskiego, wybierał imperialistyczny styl prowadzenia relacji z państwami Ameryki Południowej i pośredniczył w rozmowach pokojowych między Rosją a Japonią (za co otrzymał pokojowego Nobla). Jest uosobieniem czasów, podczas których Ameryka wyrastała na gospodarczą i militarną potęgę. Dopóki więc do władzy nie dojdzie środowisko, które będzie chciało przekreślić całą historię USA, 26. prezydent powinien być bezpieczny.
Ale w USA posągi z brązu to nie żywe postaci. Szacunek wobec nich wygląda zupełnie inaczej niż w Polsce. Wystarczy przypomnieć słynną sprawę dotyczącą usunięcia pomnika katyńskiego z New Jersey.
W 2018 roku Burmistrz Jersey City, miasta nazywanego czasem „szóstą dzielnicą Nowego Jorku” zdecydował o przeniesieniu pomnika katyńskiego w inne miejsce. Powodem była zmiana planu zagospodarowania terenu. W miejscu, w którym stał plac, miałby pojawić się park. A w nim rodziny z dziećmi.
Pomnik autorstwa Andrzeja Pityńskiego przedstawiał zakneblowanego żołnierza, ze związanymi za plecami rękoma, któremu wbito bagnet w plecy. Ten obraz nie koresponduje z wizerunkiem amerykańskich żołnierzy, którzy w tamtejszej ikonografii albo wbijają w ziemię flagę po zwycięskiej bitwie o Iwo Jimę (Pomnik Korpusu Piechoty Morskiej w Waszyngotnie), albo brodzą po kolana w tropikalnej rzece (Pomnik Trzech Żołnierzy, Apalachicola, Floryda), albo niosą rannego kolegę przez piaszczyste ulice Faludży (Nikt nie zostanie z tyłu, Pendleton, Kalifornia). Doszło do zderzenia dwóch tożsamości: polskiej, zbudowanej na traumie i amerykańskiej, której podglebie stanowiła imperialna duma.

Podobnie jest teraz. Tożsamość wielkomiejskich Amerykanów zmienia się i ci nie chcą mieć już nic wspólnego z kolonializmem i wyzyskiwaniem mniejszości. Proces uświadamiania samym sobie, że USA zostało zbudowane w dużej mierze na wyzysku trwał lata. Dobrze oddaje go historia budowy Muzeum Historii i Kultury Afroamerykanów w Waszyngtonie. Pomysł zrodził się już w 1915 roku, Izba Reprezentantów wróciła do niego w 1986 (sic!), zgody udzielono w 2001, a gmach został otwarty w 2016. Nic dziwnego, że teraz – gdy liberalna Ameryka jest już zgodna, co do skali niesprawiedliwości jaka panowała wobec mniejszości – reaguje z neofickim zaangażowaniem, usuwając każdy jej przejaw z życia publicznego. Tym razem oberwał pomnik autorstwa Frasera, ale to na pewno nie ostatni taki przypadek.
Osobiście mam nadzieję, że pomnik zostanie jedynie gdzieś przeniesiony. Może i nie podoba się Nowojorczykom, ale wątpię żeby pogardzili nim Amerykanie mieszkający w Zachodniej Wirginii czy Ohio.
Zobacz też: