Kuloodporne plecaki stanowią wyposażenie amerykańskich sklepów od lat, natomiast w ostatnim czasie zyskały na popularności. Powodem są kolejne strzelaniny, które codziennie mają miejsce w USA. To nie przesada. Każdy kto chciałby się przekonać jak często Amerykanie mierzą do siebie z broni powinien obejrzeć interaktywny reportaż przygotowany przez Guardian (jest dostępny pod tym linkiem), który dokumentuje wszystkie strzelaniny w USA od 2014 roku do lipca 2022.
I choć kuloodporne plecaki to gadżet, który spokojnie można kupić także w Polsce (ceny zaczynają się od tysiąca złotych) to widok dziecięcych tornistrów z wizerunkami ulubionych superbohaterów, wyposażonych w taką opcję musi napawać niepokojem. Z jednej strony to można mówić o paranoi, z drugiej pamiętajmy, że w maju bieżącego roku w Teksasie szaleniec zastrzelił 19 dzieci. Nic więc dziwnego, że pod koniec wakacji rodzice myślą o bezpieczeństwie swoich pociech.
Do takich rodziców należy z pewnością 23-letnia mama z Oklahomy. Młoda kobieta postanowiła nagrać wideo, na który instruuje na oko siedmioletniego syna, jak ten ma się zachować, na wypadek gdyby jego życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Chłopiec dał jej znać, że jeśli tylko w szkole rozpocznie się strzelanina ten schowa się w kącie sali i zasłoni swoim plecakiem z wizerunkiem Spider-Mana. Dodatkowo jeśli tylko znajdzie się na dziedzińcu to ma biec od szkoły tak daleko jak tylko zdoła, a „mama go znajdzie”.
Krótkie nagranie znalazła się na TikToku gdzie stało się viralem. Treść spolaryzowała Amerykanów. Większość komentarzy chwaliła jednak mamę za dojrzałą postawę i chęć uchronienia swojego dziecka. Inne zauważały, że w wielu szkołach plecaki trzeba odwieszać przed wejściem do klasy, co czyni je bezużytecznymi, jeszcze inni mówili, że wideo to pic na wodę, bo w sprzedaży nie ma kuloodpornych plecaków z wizerunkiem „człowieka pająka”.
Strzelanina USA. Zabijanie w szkołach to już norma
Warto zwrócić uwagę, że głośna strzelanina w teksańskim Uvelde, o której już wspominaliśmy, choć bardzo krwawa nie była jedyną w ostatnim roku szkolnym. Dość powiedzieć, że w ciągu ostatniego roku liczba strzelanin w szkołach w USA wzrosła czterokrotnie, a łącznie zginęło w nich 59 osób. Przez kraj przetacza się właśnie debata na temat tego jak uchronić dzieci przed rozstrzelaniem z rąk szaleńców, ale z perspektywy Europy trudno pozbyć się wrażenia, że Amerykanie zjadają własny ogon. Zamiast wprowadzić rygorystyczne ograniczenia w posiadaniu broni lub spróbować zmniejszyć jej ilość na rynku, to sugerują noszenie przezroczystych toreb czy uzbrajanie nauczycieli. Wszystko z powodu drugiej poprawki do konstytucji USA, która zapewnia obywatelom prawo do noszenia broni.
Przyjrzyjmy się kilku faktom na temat szkolnych strzelanin w Ameryce:
- Zamachowcy najczęściej mają coś wspólnego ze szkołą do której się udają. 60 proc. strzelających w wieku szkolnym to obecni lub byli uczniowie.
- Broń pochodziła zazwyczaj z domu zamachowca, od rodziny lub przyjaciół. Strzelec nie musiał jej kupować by powodować śmiertelne niebezpieczeństwo.
- Prawie zawsze występowały sygnały ostrzegawcze. 100 proc. strzelców wykazywało niepokojące zachowania, aż w 77 proc. przypadków przynajmniej jedna osoba wiedziała o planie zamachowca z wyprzedzeniem.
Łatwo wyciągnąć z tego wniosek, że wraz z ograniczeniem dostępu do broni Amerykanie powinni zastanowić się nad jakością opieki psychologicznej w swoich szkołach. Administracja prezydenta Joe Bidena próbuje zrobić krok w tym kierunku. Problem stanowi jednak federalny charakter państwa i skomplikowanie programu Medicaid, za pomocą którego organizowana jest opieka zdrowotna w amerykańskich szkołach.
Zobacz też: