
O hipokryzji FIFA powiedziano już chyba wszystko. Dla porządku dodajmy, że podczas piątkowej ceremonii losowania grup na finały mistrzostw świata zabrakło słowa o Ukrainie. Mówiono o wojnie i podzielonym świecie, które trzeba zjednoczyć, ale bez szczegółów.
– Proszę zaangażować się w dialog. Prosimy o pokój. Chcemy, aby były to mistrzostwa świata w piłce nożnej jedności i pokoju – mówił szef FIFA Gianni Infanito. Takie okrągłe słowa w ustach prezesa tej organizacji to i tak dużo. Piłkarscy działacze konsekwentnie milczą też w sprawie cierpienia nisko opłacanych migrantów, którzy nierzadko stracili życie budując katarskie stadiony.
Dopiero gdy dziennikarze przycisnęli Infanito ten wydukał, że w zakresie przestrzegania praw człowieka Katar poczynił znaczne postępy i może wszystko nie jest idealnie, ale w żadnym państwie nie jest. „Łysy z FIFA” zasłania się w takich sytuacjach narracją, mówiącą że organizacja mistrzostw świata w Katarze, to szansa na podniesienie standardów w tym arabskim państwie.

Mistrzostwa Świata w Katarze. Będzie mecz USA-Iran
FIFA polityki nienawidzi od lat. Jeśli jakieś państwa są ze sobą w otwartym konflikcie, to wtedy losowania są tak ułożone, aby nie było szansy by te na siebie wpadły. Tak przez lata było z meczami Rosji i Ukrainy. Ale organizacja nie zawsze była tak ostrożna. W 1974 roku podczas eliminacji do mundialu spotkały się ze sobą kadry RFN i NRD. Agenci Stasi dwoili się i troili, żeby nie doszło do żadnych prowokacji oraz żeby żaden wschodnioniemiecki kibic nie skorzystał z okazji i nie zwiał do Hamburga (nie udało się). Uprzejmości i wymiana koszulek nie były pokazywane w telewizji.
Innym meczem o podwyższonej temperaturze było spotkanie między USA i Iranem, które miało miejsce w 1998 roku. Wówczas pierwsze z tych państw było gospodarzem mistrzostw świata. Mecz niespodziewanie wygrał Iran, a politycznych aluzji nie zabrakło. Sam Ali Chameini zabronił piłkarzom Iranu, aby ci podchodzili do Amerykanów z wyciągniętymi dłońmi. Persowie przygotowali za to białe róże, które miały symbolizować pokój (przeciwwagę wobec wojny, którą dwa lata wcześniej USA rozpoczęło w sąsiednim Iraku). Po ostatnim gwizdku sędziego w Teheranie rozgorzała taka wrzawa, jak gdyby drużyna narodowa wygrała cały turniej.

W listopadzie Amerykanie będą mieć szansę do rewanżu, ale klimat między zwaśnionymi narodami może być zupełnie inny niż 28 lat temu. Choć Waszyngton niezmiennie wspiera Izrael w wyścigu zbrojeń; domaga się zatrzymania programu nuklearnego w Teheranie, a jeszcze nie dawno pozwalał sobie na akcje zaczepne na terenie samego Iranu (zabójstwo generała Solejmaniego), to w ciągu ostatnich kilku tygodni relacje między oboma krajami uległy poprawie.
Za nagłe ocieplenie odpowiada zamieszanie na rynku ropy spowodowane wojną na Ukrainie i sankcjami nakładanymi na Rosję. Amerykanom nagle zaczęło zależeć na poprawie relacji z dwoma wielkimi dostawcami tego surowca. Mowa o Wenezueli i właśnie o Iranie. Choć oba państwa były przez lata izolowane przez USA, teraz karta się odwróciła i wrócono do negocjacji w celu zniesienia sankcji gospodarczych nałożonych na te kraje.
W zeszłym tygodniu na bliskim wschodzie pojawił się sekretarz USA Anthony Blinken. Najpierw polityk spotkał się z przedstawicielami Izraela, Egiptu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Bahrajnu. Słowem, ze wszystkimi tymi, którym zależy na osłabieniu Iranu.
Spotkanie miało na celu uzgodnienie nowej polityki wobec Teheranu. Nieoficjalnie mówi się, że koalicjanci chcieliby wrócić do porozumienia z 2015 roku, gdy Iran zgodził się ograniczyć program nuklearny, w zamian za zdjęcie sankcji gospodarczych. Ten układ został zerwany przez prezydenta Donalda Trumpa w 2018 roku.
Zobacz też nasz dwugłos po meczu ze Szwecją: