
Dokument, do którego dotarła Gazeta, został opublikowany 30 listopada 2020 roku, ale nie został przedstawiony opinii publicznej. Wynika z niego tyle, że nikt z najważniejszych oficjeli państwowych nie wiedział o tajnych więzieniach CIA w Polsce. Co więcej, śledząc wypowiedzi polskich polityków sprzed lat można uznać, że to sprawa na tyle delikatna, że nigdy nie została wykorzystana do walki politycznej.
Istnieniu więzień zaprzeczali tak samo Kwaśniewski z Millerem, jak i Kazimierz Marcinkiewicz czy Lech Kaczyński (mając dostęp do najwyższych tajemnic państwowych). Sprawą nie zainteresował się Zbigniew Ziobro, który byłych eseldowców, tworzących tzw. „układ”, najchętniej utopiłby w łyżce zupy. Trudno nie patrzeć na to ze zdziwieniem, biorąc pod uwagę dokumenty, które w tej sprawie przedstawia Waszyngton. Stoją one w jawnej sprzeczności z tym, o czym mówią polscy politycy i prokuratura.
Więzienia CIA. Co mówią Amerykanie?
Żeby było śmieszniej, polska prokuratura polskiej prokuraturze nierówna. I tak na przykład w styczniu 2012 roku warszawska prokuratura uznała, że Zbigniew Siemiątkowski wiedział o więzieniach CIA i złamał prawo międzynarodowe. Gdy tylko byłemu szefowi wywiadu postawiono zarzuty, ówczesny prokurator generalny Andrzej Seremet przeniósł sprawę do Krakowa. Prawdopodobnie to jedyna sprawa w historii III RP, którą próbuje wsadzić pod dywan absolutnie każda władza.

Co na to wszystko Amerykanie? Z treści „Raportu senackiej komisji ds. wywiadu: studium programu odosobnienia i przesłuchań CIA” wynika, że CIA robiła w swoich rozsianych po całym świecie więzieniach parki rozrywki dla sadystów. Ciągłe tortury przynosiły mniej więcej taki efekt, jak gdy stosowała je inkwizycja. Przesłuchiwany zaczynał w końcu mówić to, co chcieli usłyszeć śledczy, tylko po to żeby ci przestali go maltretować.
W Polsce na pewno przetrzymywany był Abu Zubajda, uważany za prawą rękę Bin Ladena. Jak z czasem się okazało, była to pomyłka. Zubajda faktycznie był terrorystą, ale raczej z trzeciego szeregu i nie miał nawet szczególnych powiązań z Al-Kaidą. Ostatecznie jednak Pakistańczyk odegrał rolę niebagatelną i to nawet w historii świata. To m.in. jego zeznania (zebrane w Polsce w 2002 roku) dostarczyły podkładki pod inwazję na Irak rok później.
Last but not least, polska prokuratura w ogóle nie podjęła (lub utajniła) wątek 15 milionów dolarów, które ktoś na wysokim szczeblu miał wziąć za wyrażenie zgody na mazurskie harce Amerykanów. O sprawie pisały już w 2014 rok Guardian i Washington Post. W Polsce ten wątek podejmowali nieliczni (przede wszystkim Jakub Dymek na łamach Krytyki Politycznej).
Więzienia CIA w Polsce. Skąd ta zgodność poglądów?
Skoro więc w sprawie panuje niezwykła wprost zgodność w rodzaju „nic nie widziałem, nic nie słyszałem i nic nie mówię”, to może warto stanąć w prawdzie i przyznać, że nasze elity cała ta sprawa napawa dumą. Że współpraca z CIA w tak ważnej sprawie (po latach niewoli!) była wreszcie wyrwaniem się na Zachód. Że dzięki temu mogliśmy stać się „ważnym sojusznikiem”, częścią globalnego sojuszu. Że całe te więzienia tak naprawdę były plasterkiem na nasze kompleksy.

Często przedstawiana u nas niemalże parodystycznie włoska demokracja nie miała takich oporów z rozliczaniem swojej współpracy z CIA. Na początku 2003 roku amerykańskie służby porwały w Mediolanie Abu Omara, imama podejrzanego o współpracę z terrorystami. Omar znalazł się we Włoszech w 2001 roku i posiadał status uchodźcy politycznego (uciekał przed represjami z Egiptu).
Zamiast przedstawić mu jakiekolwiek zarzuty prokuratorskie pozbawiono go podstawowych praw, zamknięto w klatce i torturowano. Nie dość, że to metody urągające ludzkiej godności, to do tego głęboko nieskuteczne. Historia niesławnego Państwa Islamskiego rozpoczęła się właśnie w więzieniach, gdzie Amerykanie i ich sojusznicy gromadzili politycznych radykałów, nie mając do końca pomysłu co z nimi zrobić.
Włosi, w przeciwieństwie do Polaków, nie czuli dumy ze swojego serwilizmu wobec USA. Porwanie Abu Omara doprowadziło do skazania 22 agentów CIA (w przenośni, oczywiście USA nigdy nie pozwoli na to, aby cokolwiek im się stało) oraz ówczesnego szefa włoskich służb specjalnych Nicolo Pollariego.
Zobacz też: