czwartek, 25 kwietnia, 2024
Strona głównaPolitykaKryzys na granicy. "New York Times" obwinia Facebooka

Kryzys na granicy. „New York Times” obwinia Facebooka

Alaksandr Łukaszenka został zgodnie uznany winnym za kryzys migracyjny na granicy Białorusi z Unią Europejską. Ale tysiące migrantów z Bliskiego Wschodu nie pojawiłyby się tam gdyby nie Facebook. "New York Times” oskarża cyfrowego giganta o pełnienie roli platformy dla spekulantów i szarlatanów żerujących na złudzeniach i desperacji.

„New York Times” obwinia Facebooka o kryzys migracyjny na granicy Białorusi z Unią, ale trudno uwierzyć, by przemytnicy z Bliskiego Wschodu działali bez porozumienia z ludźmi Łukaszenki

Niektórzy z nich robili to dla pieniędzy, obiecując przemycić migrantów przez granice za sowitą opłatą; inni wydawali się pławić w zainteresowaniu, które otrzymywali jako internetowi „influencerzy” za dzielenie się informacjami; byli i tacy, którzy wydawali się motywowani prawdziwym pragnieniem pomocy cierpiącym ludziom. New York Times wymienia różne motywacje przemytników i „aktywistów migracyjnych”, po czym dodaje, że nie byli to ludzie sterowani przez Łukaszenkę. Raczej ci, którzy wyczuli swoje „pięć minut” i mieli w ręku narzędzia mogące pomóc im siać dezinformację.

Facebook platformą dla przemytników i oszustów

Od lipca aktywność na Facebooku w języku arabskim i kurdyjskim związana z migracją do UE przez Białoruś gwałtownie wzrosła – twierdzi Monika Richter, szefowa badań i analiz dla Semantic Visions, firmy wywiadowczej, która śledziła aktywność mediów społecznościowych związaną z kryzysem. – Facebook zaostrzył kryzys humanitarny i umożliwił wprowadzenie w błąd i oszukanie ludzi, którzy koczują przy białoruskiej granicy – powiedziała Richter. Jej firma sporządziła raport na ten temat, który trafił do eurodeputowanych.

Semantic Visions zidentyfikowało dziesiątki grup na Facebooku stworzonych do dzielenia się informacjami o rzekomych szlakach migracyjnych, wykorzystywanych przez przemytników do reklamowania swoich usług. Jak twierdzą pracownicy firmy, liczba członków prywatnej grupy o nazwie „Migration of the powerful from Belarus to Europe” wystrzeliła z 13600 członków na początku września do około 30 tysięcy obecnie. Inna grupa, „Belarus Online”, urosła z 7700 do 23700 członków w tym samym okresie.

Facebook utrzymuje, że natychmiast usuwa materiały, które ułatwiają lub promują przemyt ludzi i ma specjalne zespoły do monitorowania i wykrywania materiałów związanych z kryzysem. Dodano, że firma współpracuje z organami ścigania i organizacjami pozarządowymi, by przeciwdziałać zalewowi fake newsów związanych z migracją. Aha.

„Facebook nie traktuje swojej odpowiedzialności poważnie”

„Przemyt ludzi przez granice międzynarodowe jest nielegalny, a reklamy, posty, strony lub grupy, które zapewniają, ułatwiają lub koordynują tę działalność, nie są dozwolone na Facebooku” – poinformowała firma w przesłanym e-mailem oświadczeniu. „Usuwamy te treści tak szybko, jak tylko się o nich dowiemy”.

Niecałe dziesięć minut zajęło nam znalezienie arabskojęzycznej strony, która rozpowszechnia tego typu fejki. Jest obserwowana przez ponad sto tysięcy użytkowników.

Wydarzenia na Białorusi obnażyły jednak, że Facebook nie wyciągnął nauki z podobnej sytuacji z  2015 roku, kiedy po raz pierwszy na masową skale był wykorzystywany przez przemytników. Firma Marka Zuckerberga nadal ma olbrzymi problem i zmaga się z weryfikacją zakazanych treści, zwłaszcza w językach innych niż angielski.

– Facebook nie traktuje swojej odpowiedzialności poważnie i przez to widzimy zdesperowanych ludzi w zimnie, w błocie, w lesie na Białorusi, w rozpaczliwej sytuacji, a wszystko dlatego, że uwierzyli w błędne informacje, które zostały im dostarczone za pośrednictwem Facebooka – powiedział Jeroen Lenaers, członek Parlamentu Europejskiego z Holandii, który jest liderem w komisji ustawodawczej zajmującej się sprawami migracji.

Nie jest jasne, jakie kroki, jeśli w ogóle, podjął Facebook, aby poradzić sobie z wprowadzającymi w błąd i potencjalnie niebezpiecznymi informacjami.

Białoruś uchyla furtkę do Europy. Trudno uwierzyć w przypadek

Masowy napływ migrantów na Białoruś w nadziei na dostanie się do Unii Europejskiej rozpoczął się na początku tego roku, kiedy autorytarna republika byłego Związku Radzieckiego złagodziła rygorystyczną politykę wizową dla niektórych krajów, w szczególności Iraku. Rozluźnienie to było pozornie próbą pobudzenia turystyki w czasie, gdy większość ludzi z Zachodu trzymała się z dala od kraju po brutalnym stłumieniu protestów przez Aleksandra Łukaszenkę w odpowiedzi na kontrowersyjne wybory prezydenckie.

Wyczuwając lukratywną okazję biznesową, firmy turystyczne z irackiego pół-autonomicznego Regionu Kurdystanu zaczęły trąbić na Facebooku i innych platformach o dostępności wiz na Białoruś. Przemytnicy wykorzystali media społecznościowe, aby przedstawić ten kraj jako łatwe tylne drzwi do Europy.

„New York Times” opierając się na danych Semantic Visions pisze, że nie ma dowodów na to, by reżim Łukaszenki koordynował kampanię (dez)informacyjną w mediach społecznościowych. Trudno jednak uwierzyć, by zniósł on wizy dla Irakijczyków z myślą o zachęceniu ich do zwiedzania Białorusi. I choć nikt nie dowiódł, że białoruski wywiad kontaktował się w tej sprawie z ludźmi związanymi z iracką bezpieką, to logika i powiązania sięgające rządów Saddama Husajna nakazują brać taką wersję pod uwagę.

Zobacz też:

Maciej Deja
Maciej Deja
Wyrobnik-dyletant, editor in-chief w trzyosobowym zespole TrueStory.pl. Wcześniej w redakcjach: Salon24.pl, FAKT24.PL, Wirtualna Polska, Agencja AIP, iGol.pl.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze