
Jarosław Gowin walcem nie jest. Mimo, że z byłych polityków Zjednoczonej Prawicy ma najbardziej komfortową sytuację, to zupełnie nie zamierza jej wykorzystywać. Gowin był przez wiele lat wicepremierem i ministrem w dwóch resortach ZP. Zna więc wiele tajemnic partii Kaczyńskiego i pewnie gdyby zaczął o nich mówić w mediach, to poparcie dla PiS mogłoby zacząć spadać. Niestety, z rozgotowanej kluchy nie sposób zrobić killera.
Jarosław Gowin przypisuje sobie zasługi, które nikogo nie obchodzą
Pytany o reformy sądownictwa, upolitycznienie sądów, brak przyjęcia ślubowania od legalnie wybranych sędziów TK i zastąpienie ich „sędziami dublerami” Gowin mówi, że „trzeba było płacić cenę za to, co dobrego zdziałałem”, a następnie wymienia swoje zasługi, czyli „bardzo głęboką reformę polskiej nauki” oraz „szereg ustaw wspierających innowacyjność gospodarki”. Czytając to przecieram oczy ze zdumienia i mocno wytężam pamięć. Na szkolnictwie wyższym się nie znam, ale wiem, że w ocenie środowiska akademickiego reforma Gowina została przyjęta niemal jednoznacznie negatywnie. Zresztą to mało istotny resort w porównaniu z resortami siłowymi, w dodatku taki, który został Gowinowi przydzielony z braku lepszego pomysłu (sam przyznawał, że wolał być szefem MON). Tłumaczenie z gatunku „może zgodziłem się na rozwalenie państwa, ale zrobiłem też coś dobrego” dałoby się uzasadnić, tylko gdyby Gowin był cudotwórcą i w ciągu kilku lat swoich rządów wprowadził polskie uczelnie do pierwszej setki rankingu szanghajskiego. Te jednak dalej zajmują pożałowania godne pozycje, kilkaset pozycji za topowymi uniwersytetami.

Wspomniane ustawy „wspierające innowacyjność gospodarki” to przede wszystkim ulga dla przedsiębiorców, dzięki której ci będą mogli odliczać od podstawy opodatkowania 100 proc. wydatków przeznaczonych na badania i rozwój. Może to i dobre rozwiązanie, ale na pewno nie wybacza zamykania oczu, gdy Ziobro z Kamińskim demolowali wymiar sprawiedliwości i wykorzystywali służby do swoich celów. Niestety, Gowin mimo 60 lat na karku, nie rozumie czym jest rządzenie. Za każdym razem gdy pytany jest o jakąś niegodziwość rządów PiS odpowiada, że „Porozumienie nie było za to odpowiedzialne”. Zupełnie jakby nie pamiętał, że był wicepremierem tego rządu.
Gowin broni PiS i Kaczyńskiego
Dalej były minister wypada tylko gorzej. Oddajmy mu głos: „Moim zdaniem pierwsza kadencja Zjednoczonej Prawicy może być zapisana zdecydowanie na plus. Również w drugiej kadencji są rzeczy dobre”. To niesamowite, że człowiek doprowadzony na skraj załamania nerwowego, który sam przyznaje, że służby szukały haków na jego rodzinę i który przecież wie o skali inwigilacji jakiej dopuszcza się ten rząd, dalej zachowuje się jak katolicki inteligent, który będzie się spierał z drugim katolickim inteligentem w ramach jakiegoś klubu dyskusyjnego. Z wywiadu udzielonego „Wyborczej” jasno wynika, że Gowina i Kaczyńskiego dalej różnią niuanse. Katolik posoborowy spotkał się z katolikiem trydenckim, ale obaj dalej należą do tego samego Kościoła. Gdybym nie wiedział, że Gowina nie ma w rządzie, uznałbym, że czytam rozmowę z ministrem.
Ta „pierwsza kadencja zapisana na plus” to m.in. (wymieniam z pamięci): afera SKOK (Gowin współtworzył władzę z Grzegorzem Biereckim, który jest w nią więcej niż zamieszany); to dwa miliardy na rozwalenie TVP; to afera KNF, czyli próba znacjonalizowania prywatnego banku; to afera hejterska w ministerstwie sprawiedliwości; to nepotyzm na skalę niespotykaną w historii III RP; to niszczenie szans na transformacje energetyczną i rekordowe ilości węgla sprowadzanie z Rosji oraz głosowanie w sali kolumnowej, do której nie wpuszczono posłów opozycji. Druga kadencja to przede wszystkim haniebny wyrok TK w sprawie aborcji oraz inwigilacja Pegasusem. Obie te kadencje łączy brak elementarnego szacunku dla zasad demokratycznego państwa prawa. Dla Gowina to wszystko nie ma znaczenia, bo miał w tym czasie swoje zabawki. Mógł choć przez chwilę poudawać kogoś ważnego.
Gowin nazywa Kaczyńskiego patriotą
Pytany o cele na przyszłość Gowin mówi, że chce się dostać do parlamentu (wprost mówi, że chce tam wbić na plecach Hołowni lub Kosiniaka) oraz „naprawić rzeczy, które trzeba będzie naprawić po PiS”. Jako osoba współtworząca tą władzę, aż do dnia kiedy Kaczyński go nie wypieprzył, jest w tym naprawdę bardzo mało wiarygodny.
Himalaje żenady zostają przekroczone w momencie, w którym Gowin nazywa Kaczyńskiego patriotą, bo – jak tłumaczy – generalnie nikomu nie odmówiłby tego miana. Szkoda, że przeprowadzająca wywiad dziennikarka nie poszła za tą myślą i nie zapytała o patriotyzm Wojciecha Jaruzelskiego czy Bolesława Bieruta. Pytanie, czy Gowin naprawdę jest intelektualnie niezdolny do oceniania cudzych motywacji, czy po prostu nie ma jaj żeby powiedzieć kilka słów prawdy o kimkolwiek żyjącym.
Osobiście obstawiam to drugie.
Partia Gowina to partia dla nikogo
Jarosław Gowin jest politykiem-fenomenem. Jak na to, że nigdy nie był gremialnie popierany przez dużą część społeczeństwa, posiadał zaskakującą zdolność przedostawania się do koryta i zajmowania wysokich stanowisk. Z jego wypowiedzi jasno wynika, że nie rozumie obecnej polityki. Z jednej strony sam mówi, że poziom polaryzacji przekracza dziś wszelkie granice, a z drugiej wszystko co ma wyborcom do zaoferowania to „PiS z ludzką twarzą”. Tym samym nie mieści się ani w projekcie rządowym, ani w opozycyjnym. Tym samym zostaje mu co najwyżej założenie bloga.
Zobacz też: