
Próbę autentycznego wybicia się na niepodległość Duda podjął jedną i była nieudana. Chodzi o referendum w sprawie zmiany Konstytucji. W 2018 roku prezydent zapowiedział, że chciałby zadać Polakom całą masę pytań dotyczących ustawy zasadniczej. Pytania Dudy miały dotyczyć wzmocnienia roli prezydenta (a jakże), JOW-ów, konstytucyjnego zabezpieczenia miejsca Polski w NATO, 500plus i wieku emerytalnego.
Duda nic nie zbudował, bo… nie umie
Tym samym Andrzej Duda wpadł pod ten sam rozpędzony pociąg, który zmiótł z planszy Bronisława Komorowskiego. Referendum z 2015 roku nikogo nie obchodziło, a zadane w trzy lata po nim pytania Dudy były na tyle skomplikowane i niepotrzebne PiS, że całego pomysłu nie potraktowano poważnie. Skarcony prezydent wrócił do kąta, w którym cierpliwie podpisywał niemal wszystkie dostarczone mu ustawy. Wetował bardzo rzadko, kiedy projekt zakładał nadmiarowe wzmocnienie Zbigniewa Ziobry.
Można wręcz powiedzieć, że były to weta rytualne. Bo trudno Dudę nazwać przeciwnikiem Ziobry czy Morawieckiego. Z najnowszego tekstu Anny Dąbrowskiej w tygodniku „Polityka” wynika, że Duda nigdy nie zbudował sobie zaplecza, głównie dlatego, że po prostu nie umie tego robić. Do pracy w pałacu prezydenckim sprowadza kolegów, którzy zostawiają go, gdy tylko znajdą okazję do wzięcia lepszych pieniędzy. Sam Duda podobno niewiele może załatwić, bo albo jest blokowany przez Nowogrodzką, albo nie ma „wtyk” w spółkach Skarbu Państwa, bo i nigdzie ich nie ma.
Agata Kornhauser-Duda rządzi z tylnego siedzenia
Ponadto czytamy, że Andrzej Duda boi się swojej żony i to ona ma decydujący głos w meblowaniu kancelarii. Jej sympatie decydują o tym, kto doradza prezydentowi. Miała o tym wiedzieć Grażyna Ignaczak-Bandych, obecna szefowa Kancelarii Prezydenta, która dążyła do zaprzyjaźnienia z pierwszą damą, by utorować sobie drogę do stanowiska. Trudno jednak powiedzieć, czy długo zagrzeje miejsce w pałacu. Jej poprzednicy, gdy tylko mogli, wybierali lepsze fuchy.
Adam Kwiatkowski zamienił Kancelarię na posadę ambasadora RP przy Watykanie, czyli słodkie nicnierobienie, Paweł Mucha (wiceszef Kancelarii) został doradcą prezesa NBP z pensją zbliżoną do 20 tys. złotych netto. Były rzecznik prezydenta Błażej Spychalski został doradcą zarządu Orlenu, pierwsza szefowa personelu Małgorzata Sadurska trafiła do zarządu PZU, a jej następczyni – Halina Szymańska – szefuje Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Dudę zostawił także wierny druh Krzysztof Szczerski, który został polskim przedstawicielem przy ONZ. Można więc powiedzieć, że symboliczną posadę zamienił na jeszcze bardziej symboliczną. Od dawna wiadomo, że dyplomacją rządzi premier, a nie prezydent czy jakiś minister.
Polecamy:
- Co dalej z „lex TVN”? Sprawa może pogrążyć PiS. Cz. II: sankcje
- Znieważenie prezydenta. Relikt średniowiecza do odczarowania
Znaczenie prezydenta wzrośnie
Tekst kończy się konkluzją, że pomimo słabości tej prezydentury jej znaczenie wzrośnie. Jeśli PiS przegra wybory w 2023 roku, to Andrzej Duda wciąż będzie miał dwa lata na wetowanie ustaw nowej władzy. Wówczas naturalnie wielka polityka zacznie ciążyć ku niemu. Spekuluje się nawet, że rozmowy o przejęciu władzy w PiS między Dudą a Morawieckim już trwają. Tego pierwszego kocha elektorat, ten drugi potrafi sprawować władzę. Byłoby to małżeństwo z rozsądku, ale wystarczająco silne by zablokować zakusy Zbigniewa Ziobry.
Zobacz też:
spoza