czwartek, 28 marca, 2024
Strona głównaKulturaCleese i Rowling. Jak cancel culture wypacza dorobek intelektualny

Cleese i Rowling. Jak cancel culture wypacza dorobek intelektualny

"Cancel culture" to zjawisko, które w ciągu najbliższych lat usilnie próbuje podporządkować sobie praktycznie każdą sferę życia. Osoby medialne muszą uważać na to, co mówią, gdyż jedno potknięcie całkowicie może uczynić ich niewidzialnymi w oczach pokaźnych grup społecznych. Problem polega jednak na tym, że "cancel culture" bardziej szkodzi niż pomaga, stanowiąc drogę na skróty, wedle której argumentacja jest całkowicie niepotrzebna.

„Cancel culture” powoduje, że wiele osób publicznych zostaje wykluczonych łącznie z ich własnym dorobkiem intelektualnym / fot. Filmweb

Cleese i Rowling ofiarami cancel culture. Czy słusznie?

John Cleese to znany aktor komediowy, chyba najbardziej rozpoznawalny jako członek grupy Monty Python. Nie starczyłoby mi miejsca, aby opisać jego najważniejsze role, dlatego skupię się od razu na Hotelu Zacisze. Serial ten zadebiutował w 1975 roku i produkowany był do 1979 roku. Opowiadał on o właścicielu podmiejskiego hotelu, który nieustannie musiał zmagać się z gośćmi, co powodowało wiele zabawnych sytuacji.

Współcześnie panuje duża moda na odświeżanie starych klasyków. Disney po 29 latach nakręcił kontynuację Hokus Pokus, a Tom Cruise po 36 latach ponownie wcielił się w postać Mavericka. Również BBC chciało podążyć tym torem i powrócić do perypetii postaci z Hotelu Zacisze, zachowując w oryginalnej obsadzie Johna Cleese’a, a całą akcję osadzając na Karaibach. Współpraca ta jednak nie wyszła zbyt dobrze, gdyż aktor jak i pomysłodawca serialu skrytykował stację za brak wolności słowa i ograniczanie swojej swobody twórczej. Z charakterystyczną dla siebie ironią skomentował całe zdarzenie słowami:

Oni oczywiście wiedzą lepiej niż ja, co się w nim [w serialu – tłum.] znajdzie. Może powinni napisać dla mnie odcinek, który uznają za akceptowalny. Może nie będzie to zbyt zabawne, ale jestem pewien, że spodoba się niektórym czytelnikom.

Cleese nie porzucił nadziei na realizację serialu. Aktualnie szuka innej stacji gotowej go kupić i wyemitować. Warto zaznaczyć, że aktor ostatnimi czasy stał się znaczącą ikoną w walce o swobodę twórczą. Zamierza on nakręcić dokument stanowiący krytykę cancel culture aby zbadać, dlaczego nowe pokolenie „przebudzonych” próbuje przepisać zasady dotyczące tego, co można, a czego nie można powiedzieć na pewne tematy. Choć film ma zachować humorystyczny charakter, John zapyta w nim o rzeczy naprawdę istotne, na przykład dlaczego tak wielu ludzi jest gotowych obrażać się na rzeczy, które dzieją się we współczesnym życiu Brytyjczyków.

Kolejną z czołowych osób, które aktualnie wyskoczą nam w przeglądarce Google po wpisaniu cancel culture, jest J. K. Rowling. Autorka przygód młodego czarodzieja naraziła się pewnym środowiskom, sprzeciwiając się między innymi używaniu określenia osoba menstruująca. Oczywiście nie chodziło wyłącznie o to zdanie i cała sytuacja ma szerszy kontekst. Jednakże niejako stanowiło ono asumpt do określenia Rowling mianem transfobki czy TERF-a (radykalnej feministki wykluczającej osoby trans). Przeciwnicy tez głoszonych przez pisarkę nie mieli wątpliwości, że należy wykluczyć ją z absolutnie każdego zakątka przestrzeni publicznej. Jednocześnie nie potrafili mimo swego oburzenia wskazać przykładu mężczyzny, który zdołałby przejść menstruację. Innym problemem poruszonym przez autorkę był pobyt mężczyzn identyfikujących się jako kobiety w kobiecych zakładach karnych, co miało ułatwić im dokonywanie gwałtu na osadzonych.

Cancel culture. Idea braku argumentów

Wyjaśnijmy najpierw pojęcie, które omawiamy, aby każdy niewtajemniczony miał jasność. Cancel culture to tak zwana kultura unieważnienia. Zjawisko to polega na pewnego rodzaju banicji konkretnej osoby lub środowiska oraz zaprzeczeniu dotychczasowego ich dorobku, nawet jeśli ten jawi się jako pokaźny. Pewna grupa ludzi przypina zatem komuś plakietkę świadczącą o tym, że nie jest on godzien ich uwagi i czasu, ponieważ wyraził on niepopularną opinię lub postanowił dokonać działania szeroko krytykowanego.

Jednym z głównych problemów, jakie posiadam – zresztą, nie tylko ja, ale wiele różnych obserwatorów – z cancel culture jest to, że choć często idea ta przyświeca środowiskom mocno lewicowym (co nie oznacza, że prawica nie korzysta z tego instrumentu), to sama w sobie posiada korzenie religijne. To myślenie oparte na dogmatach i przesądach, które jeszcze kilkaset lat temu prowadziły do palenia czarownic na stosach, łamania niewiernych na kole i innych tortur. Nie zawiera się w nim miejsce na mediacje, negocjacje czy inne formy wymiany poglądów. Skoro więc kultura unieważnienia bazuje na religii, warto pamiętać, że była ona narzędziem skutecznie uciszającym takie grupy pokrzywdzone jak kobiety, innowiercy, a także szereg innych niesprawiedliwie traktowanych zbiorowości. A narracja związana z konkretnymi zagadnieniami na przestrzeni lata może się przecież zmienić

Tu pojawia się kolejny słaby punkt, czyli usilna chęć przebywania we własnej hermetycznej bańce. Każdy z nas posiada jakieś poglądy i zapewne większość osób, które czytają ten artykuł, w jakichś kwestiach ideowych się ze mną nie zgodzi. Po co jednak wyrażać opinię publiczną i się z nią afiszować, jeśli nie jesteś gotów na krytykę? Wystosowany kontrargument może okazać się niesłuszny, lecz jeśli nie umiesz się do niego odnieść, a jedynie tupiesz nogą, zatykasz uszy i krzyczysz „la, la, la, nic nie słyszę”, to ewidentnie nie radzisz sobie z sytuacją. Większość poglądów (poza całkowicie skrajnymi nakazującymi zabijać pewne grupy wyznaniowe, społeczne etc.) jest tolerowana, jednak „tolerować” w słowniku języka polskiego nie oznacza tego samego co „zgadzać się”.

Cancel culture może także spowodować, że negując istnienie kogoś w społeczeństwie łącznie z jego działaniami, ustawicznie zaczynamy zapominać o tym, dlaczego się tak dzieje. Kojarzy mi się to trochę z niemieckimi wersjami gier, w których – jeśli związane są one z II wojną światową – cenzuruje się swastyki, a Hitlerowi modyfikuje się wąs, aby mieć złudną nadzieję, że nikt go nie rozpozna. Możemy niczym mantrę deklamować, że ktoś jest zły i trzeba go unikać i nie dopuszczać do głosu. Z czasem jednak istnieje duża szansa, że nie będziemy tak do końca wiedzieć, dlaczego właściwie to robimy. Po prostu tak się utarło. I znowuż wracamy do religii, a bardziej i nawet do tradycji – cyklu zdarzeń powtarzanym do upadłego z pokolenia na pokolenie, choć pierwotny sens dawno się już zatarł.

Oprócz usunięcia kwadratowego wąsa u Adolfa w niemieckiej wersji gry postanowiono także zmodyfikować swastyki. Naziści zatem zdają się stanowić jakąś fikcyjną frakcję, możliwe że pochodzącą z Nibylandii albo Księżyca / fot. Wolfenstein: The New Colossus

Przez omawiane zjawisko całkowicie możemy wypaczyć pierwotne dzieła kultury. Za przykład może posłużyć wznowienie książek o Jamesie Bondzie, które mają zostać zmodyfikowane. Każda pozycja z cyklu ma zawierać ostrzeżenie: Ta książka została napisana w czasie, gdy terminy i postawy, które współcześni czytelnicy mogliby uznać za obraźliwe, były na porządku dziennym. W tym wydaniu dokonano wielu aktualizacji, zachowując terminy jak najbliżej oryginalnego tekstu i okresu, w którym jest osadzony. A zatem tak naprawdę nie mamy już do czynienia z książką Iana Fleminga, a z czymś kompletnie innym. Skoro pewne terminy były w tamtym okresie dopuszczalne, to czytelnik powinien mieć tego świadomość. Jeśli nie ma, problem leży po jego stronie.

Kultura unieważnienia czy braku argumentów?

Osoby popierające merytorykę (a raczej jej brak) cancel culture stanowią w mojej opinii hipokrytów. Ostatnio obejrzałem fragment podcastu, podczas którego dwóch internetowych twórców, Gargamel oraz Generator Frajdy, otwarcie skrytykowali innego youtubera za to, że śmiał publicznie przyznać, iż gra Dziedzictwo Hogwartu mu się podobała. Komentatorzy poza faktem, że wyzwali dużo starszego od nich mężczyznę od „j#$%nego, starego dziada”, w głównej mierze skupili się na dwóch kwestiach.

Pierwszą z nich był fakt, że przy zakupie gry opartej na świecie Rowling wspierasz finansowo w jakimś stopniu autorkę. Nie ulega to oczywiście wątpliwości, jednak dlaczego w tej kwestii pomijane są osoby, które ciężko pracowały nad tym tytułem? Kompozytorzy, graficy, programiści – czemu niesprawiedliwie wrzuca się ich do jednego wora?

Drugi argument bazował na złym kapitalizmie, który był przez jednego z komentatorów szeroko krytykowany. Chodziło o większą wartość pieniędzy nad ideami i etyką. Jednakże ten sam twórca jeszcze kilka lat temu nagrywał filmy, w których komentował zachowania innych youtuberów z paletą napoju Tiger za plecami. Wówczas zły kapitalizm absolutnie mu nie przeszkadzał, ponieważ dzięki niemu zarabiał pieniądze. Dodam także, że zarówno Gargamel jak i Generator Frajdy prowadzą swoje transmisje na Twitchu, który należy do Amazona. Jakie warunki pracy panują często w tym przedsiębiorstwie, chyba nie muszę mówić.

Gargamel wojuje ze złym kapitalizmem. Ale akurat na tym kadrze zrobił sobie wolne i promuje Tigera / fot. YouTube

Lecz przykład ten stanowi jeden z wielu. Funkcjonują bowiem ugrupowania, które otwarcie popierają całkowite usunięcie prawicy z jakiekolwiek dyskusji, podkreślając, że można tego dokonać nawet siłą. I takie grupy żyją w przeświadczeniu, iż ich postawa nie jawi się jako szkodliwa, agresywna i w żadnym wypadku nie może paść ofiarą cancel culture.

Przy omawianej grze pojawił się też inny argument związany z oddzielaniem autora od dzieła. Przeciwnicy Rowling tłumaczą, że nie da się tego zrobić. Czy jednak oby na pewno fakt, że nie posiadają oni takich kompetencji, świadczy o słuszności tej tezy? Czy personalnie musimy lubić Sapkowskiego, aby zachwycać się Wiedźminem? A może musimy być rasistami, aby docenić geniusz Lovecrafta? Oczywiście wielu autorów przelewa swoje idee na papier, w końcu nie sposób odmówić Mickiewiczowi zawarcia własnych poglądów w Dziadach. Ale czy oby na pewno w typowo rozrywkowych dziełach na każdym kroku musimy doszukiwać się samego autora? Nie sądzę. Zwłaszcza że czasami możemy wyłącznie domyślać się, co miał on na myśli, lecz nie możemy posiadać całkowitej pewności.

Jeśli chodzi o mój pogląd, uważam, że Rowling miała prawo do takiego zdania, lecz w pewnym momencie znacząco odpłynęła, wręcz się zafiksowała na swoich teoriach. I to jest problem. Natomiast niemniejszym problemem jest wykluczanie z dyskusji każdej osoby, która uważa, że korekta płci nie pozostaje bez żadnego skutku dla organizmu i psychiki, a przede wszystkim że jej efekty można łatwo odwrócić. W cancelowaniu najważniejszy czynnik stanowią bowiem uczucia, nie zaś pewne spostrzeżenia czy fakty naukowe.

Czytaj także:

Sebastian Jadowski-Szreder
Sebastian Jadowski-Szrederhttps://www.jadowskiszreder.pl/
Youtuber i pisarz, twórca zbioru opowiadań "Incydenty Antoniego Zapałki", hobbystycznie zbieracz filmów i pasjonat horrorów, a także starych gier. Główną sferą jego zainteresowań jest popkultura z wyraźnym zaakcentowaniem elementów retro.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

1 KOMENTARZ

  1. Nagonka na Rowling ma moim zdaniem umocowanie przede wszystkim w zaburzonej psychice jej hejterów i stalkerów. To, co ona mówi – że płcie są dwie, że proces „zmiany płci” jest de facto upodobnieniem do płci przeciwnej, a nie prawdziwą zmianą (czy korektą) płci – sprawia, że skrajnie zakompleksieni narcyzi zmieniający płeć nie mogą dłużej wypierać faktów. Gdy dochodzi do nich, że niszczą sobie życie – zdrowie fizyczne, psychiczne i relacje społeczne – poprzez proces zmiany płci, wpadają w typową narcystyczną furię. A wtedy nie mają zahamowań: kłamią, szkalują, oczerniają, znieważają, czasem nawet grożą.

    Do tego podczepiają się osoby nietransseksualne, które chcą błysnąć jako „obrońcy uciśnionych” (chcące grać rolę „wybawców” wg Dramatycznego Trójkąta Karpmana). Media społecznościowe dają efekt skali – kilka czy kilkanaście tysięcy ludzi, którzy normalnie byliby rozsiani po świecie (również Polsce, bo w Polsce też nie brakuje takich nienawistnych hejterów) sprawia w sieci wrażenie ogromnego tłumu, dokonującego cyfrowego linczu na Rowling. Ta kobieta ma pozycje, pieniądze, reputację i takie ataki jej nie zniszczą, ale proszę pomyśleć, ile osób bez takiego zaplecza, jakie ma Rowling, zostało zaszczutych w ten sposób przez aktywistów transseksualnych i doczepiających się do nich „obrońców uciśnionych”.

    Zarazem nie twierdzę, że wszyscy identyfikujący się jako transseksualiści to narcyzi, bo wiele tych ludzi to zagubione lesbijki oraz geje, nie akceptujący swojej orientacji homoseksualnej, którym wmówiono, że zmiana płci ich „naprawi” – w końcu lesbijka po zmianie płci jest „hetero” trans-mężczyzną, a gej po zmianie płci jest „hetero” trans-kobietą. Poza tym badania pokazują, że wśród osób deklarujących się jako trans/niebinarni, bardzo powszechne jest zaburzenie osobowości typu borderline (pokrewne zresztą do narcystycznego zaburzenia osobowości, pod wieloma względami podobne), którego jednym z podstawowych kryteriów są zaburzenia tożsamości.

    Jedno z największych dotychczasowych badań, opublikowane w 2019 r., na wielomilionowej próbie Amerykanów, wykazało też, że oprócz tego wśród osób trans częste są inne zaburzenia psychiczne. Poczucie niedopasowania do swojej płci może powodować cielesne zaburzenie dysmorficzne, czyli dysmorfofobia, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, schizofrenia, choroba afektywna dwubiegunowa i inne. Dodatkowo, praca opublikowana w „Nature” wykazała bardzo wysokie współwystępowanie autyzmu i identyfikowania się jako osoba trans – co prawdopodobnie (nie jest to jeszcze ostatecznie dowiedzione) wynika z faktu, że niektóre osoby z autyzmem nie rozumieją instynktownych zachowań płciowych oraz społecznych ról płciowych i w efekcie łatwiej mówić np. autystycznemu nastolatkowi, że skoro lubił bawić się lalkami w dzieciństwie, to znaczy że jest trans i powinien zmienić płeć.

    Mam nadzieję, że za jakiś czas posypią się pozwy wobec grupy osób szkalujących Rowling i nie tylko, bo to co wyczyniają trans-aktywiści i towarzyszący im działacze – zastraszanie, szkalowanie, obrażanie, wysyłanie pełnych kłamstw pism do pracodawców, współpracowników, rodziny czy znajomych (również w Polsce to robią, sam tego doświadczyłem) – to bezprecedensowa (w skali istnienia social media) akcja niszczenia konkretnych osób i zakłamywania rzeczywistości.

Skomentuj To Tylko Teoria Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze