Kontrola ma być bardzo szczegółowa, ponieważ podlegać jej będą: wydychane powietrze, ślina, mocz, krew, a także pot. Tak przewiduje wstępny projekt rozporządzenia. Pierwszy raz o tym pomyśle poinformowała gazeta „Rzeczpospolita”, natomiast Straż Marszałkowska już wcześniej przeszła gruntowną przemianę.
Ta uzbrojona formacja sprawuje pieczę nad bezpieczeństwem parlamentu, podlegając marszałkowi Sejmu. „Rzeczpospolita” podaje, że już w 2018 roku doszło do reformy, która spowodowała, że Staż Marszałkowska zyskała status prawdziwej formacji mundurowej. Na skutek tego jej funkcjonariusze otrzymali przywileje emerytalne, służbowe stopnie, a także łatwiejszy dostęp do broni. Dostali także specjalne szable paradne i umundurowanie.
O treści rozporządzenia już trochę wiadomo. Opisuje się je jako bardzo szczegółowy akt prawny. Jednocześnie ma ono stanowić, iż badanie powietrza należy przeprowadzić w sposób nieinwazyjny za pośrednictwem elektronicznego urządzenia. Może ono wykorzystywać metodę spektrometrii w podczerwieni lub utleniania elektrochemicznego. Badanie krwi podobno jest opisane w akcie prawnym na tyle szczegółowo, że instruuje dokładnie, jak należy dezynfekować skórę oraz w jakiej temperaturze przechowywać probówki z próbkami.
Jak podaje Centrum Informacyjne Sejmu, rozporządzenie stanowi pochodną zmian w kodeksie pracy, a regulacje są analogiczne w stosunku do innych służb mundurowych takich jak choćby Państwowa Straż Pożarna czy Straż Graniczna. Główna zmiana w kodeksie pracy, o której wspomina Centrum, to możliwość sprawdzenia przez pracodawcę, czy pracownik nie jest pod wpływem środków odurzających. Wcześniej, aby pracodawca mógł dokonać testu, pracownik musiał wyrazić na to zgodę. Przynajmniej w teorii, ponieważ znam przypadki firm, gdzie takie badania były standardem na długo przed.
A kto sprawdzi sprawdzających?
Nawet gdybym chciał włożyć kij w mrowisko, nie wiem za bardzo, do czego miałbym się przyczepić. Pracownicy powinni przecież przychodzić do pracy trzeźwi jak dziecko, a funkcjonariusze już w ogóle są do tego zobligowani. Wiele portali jednak nadaje sensacyjne nagłówki. ALKOMATY W SEJMIE! Przeciętna osoba, która zauważy taki tytuł, pomyśli, że nasi politycy wreszcie się doigrali. A tymczasem chodzi o zupełnie innych ludzi na zupełnie innych stanowiskach. W przepisach, które już niebawem mają wejść w życie, możemy przeczytać, iż:
Komendant ma obowiązek niedopuszczenia podległego mu funkcjonariusza do służby w przypadku stawienia się przez niego do służby w stanie po użyciu alkoholu albo w stanie nietrzeźwości.
I wszystko fajnie, znowu nie mogę się do niczego przyczepić. Co jednak z miłościwie nam zasiadającymi posłami? Czy oni mogą być na bani? Bo na przełomie lat już nieraz zdarzało się, że któryś polityk zjadł za dużo jabłuszek albo zarzucił sobie czekoladkę z rumem i tak jakoś wyszło. Mało tego, przecież w 2017 roku, czyli wcale nie tak dawno temu, media informowały, że sejmowy bar serwował alkohol bez koncesji.
Choć jedni parlamentarzyści śpią sobie w ławce, a inni zajadają się sałatką, możemy przypuszczać, że ich obecność w tym budynku kwalifikuje się jako praca. A zatem kto ich będzie sprawdzać? A może zastosujemy zasadę „Co wolno wojewodzie (…)”, no bo jakże tak? Jakiś niższy rangą pracownik albo funkcjonariusz mają sprawdzać miłościwie panujących możnowładców? To się nie godzi.
Poszperałem trochę i znalazłem informację, że w 2005 roku ówczesny wicepremier, minister spraw wewnętrznych i administracji Ludwik Dorn polecił komendantowi Głównemu Policji wydanie specjalnych wytycznych dla funkcjonariuszy. Określały one obowiązki policjantów, którzy zatrzymując osobę chronioną immunitetem krajowym (parlamentarzystów, sędziów i prokuratorów), co do której istnieje uzasadnione podejrzenie prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu, mają prawo do zatrzymania jej w celu przeprowadzenia stosownych badań. Ale to tyle. Właściwie wątpię, aby te wytyczne w jakikolwiek sposób działały w większości przypadków. Ponadto, dotyczą one ruchu drogowego, nie zaś miejsca pracy.
Rok temu Borys Budka musiał wyprowadzić z sali obrad swojego „zmęczonego” kolegę Bartłomieja Sienkiewicza. Pomyślano nawet wówczas nad opcją użycia alkomatu. Tylko że – jak widzicie – Sienkiewicz zdążył już bez żadnych przeszkód wkroczyć do pomieszczenia i nikt go nie skontrolował. To była jedna z aktualniejszych sytuacji, a zakładam, iż będzie ich więcej w przyszłości.
I jeszcze jedna kwestia – kogo uznać za pracodawcę parlamentarzystów? Marszałka sejmu? Prezydenta? A może jednak nas?
Czytaj także: