piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaPolitykaZaciskanie pięści, nie pasa. Strajk w fabryce Solarisa

Zaciskanie pięści, nie pasa. Strajk w fabryce Solarisa

Od dwóch dni trwa strajk generalny w fabryce autobusów Solaris. Produkcja stanęła w miejscu, akcje firmy lecą na łeb, na szyję, a pracodawca stara się przeczekać całą sytuację. Póki co nie ma dialogu między stronami. W postulatach pracowników aktywnie popierają posłowie Lewicy.

(Fot. Facebook/OPZZ Konfederacja Pracy w Solaris Bus & Coach)

Solaris zwiększa zyski, pracownicy nie

Solaris Bus & Coach, bo tak właściwie nazywa się firma, to największy producent autobusów w Polsce i jeden z największych w Europie. Przedsiębiorstwo powstałe na bazie poznańskiego Neoplanu od 2018 r. należy do hiszpańskiego giganta CAF, produkującego również tabor kolejowy i pojazdy szynowe.

Pojazdy Solarisa krążą po większości miast dysponujących transportem publicznym w Polsce, a także są eksportowane do Niemiec, Czech czy Włoch. Pandemia koronawirusa właściwie w niczym nie przeszkodziła firmie, która w ostatnim roku osiągnęła ponad 100 milionów złotych zysku. Z roku na rok rośnie również liczba wyprodukowanych i sprzedanych pojazdów.

To jednak nie przeniosło się na wzrost płacy pracowników. Jak podają organizatorzy strajku, OPZZ Konfederacja Pracy i NSZZ Solidarność, warunki pracy w zakładzie należą do bardzo trudnych. Na stanowiskach robotniczych potrzebna jest duża wiedza i doświadczenie w ciężkiej pracy fizycznej.

Część robotników, niezależnie od swojego stażu pracy, otrzymuje kwoty w okolicach 3.000 złotych – związki twierdzą, że dla doświadczonych, pracujących w zakładzie od wielu lat monterów to stawka zaniżona. Tym bardziej, że koszty życia znacząco wzrosły, inflacja nikogo nie oszczędza, a przy pokręconych przepisach Polskiego Ładu nikt nie wie, jaką wypłatę dostanie.

800 złotych brutto? Jezu, komunizm!

Robotnicy we wrześniu 2021 r. zażądali 800 zł brutto podwyżki – 400 zł za rok ubiegły i drugie tyle za obecny. Taka podwyżka miałaby mieścić się na poziomie założeń budżetowych spółki. Solaris odrzucił te propozycje, przedstawiając zamiast tego degresywny plan, zgodnie z którym podwyżkę o tej samej wysokości procentowej mieliby dostać wszyscy – także zarabiający co najmniej kilkakrotnie więcej od pracowników fizycznych menedżerowie.

Dla najsłabiej zarabiającego pracownika byłoby to co najwyżej 270 zł brutto. Rokowania nie powiodły się zatem, a przedstawiciele pracodawcy mieli zarzucać robotnikom tendencje komunistyczne. Prezes zarządu Solarisa, Javier Calleja, zignorował zresztą zaproszenie związkowców na negocjacje.

Pomimo różnic ideologicznych dzielących Konfederację Pracy i Solidarność, oba te związki zorganizowały i przeprowadziły wśród pracowników referendum strajkowe, w którym osiągnięto wymagane kworum oraz większością ponad 90% podjęto decyzję o przeprowadzeniu strajku. Solaris w tym czasie aktywnie działał, by zniechęcić robotników do uczestnictwa w głosowaniu.

Natomiast po jego rozpoczęciu zapowiedziano otwarcie, że pracownicy nie otrzymają za czas strajku wypłat. W odpowiedzi na rzecz strajkujących robotników Solarisa utworzono fundusz strajkowy, na którym zebrano obecnie prawie 75 tysięcy złotych. Związkowcy informują również, że pracodawca oczekuje braku relacjonowania protestu i nie wpuścił związkowych prawników na teren zakładu.

Solaris nie jest notowany na polskiej giełdzie, ale informacja o strajkach trafiła do Hiszpanii, a tam wartość akcji CAFu spadły w ciągu tygodnia o prawie 8%. Akcja nabiera znacznego rozgłosu – dzisiaj przedstawiciele strajkujących stawili się na konferencji prasowej w Sejmie. Tymczasem hiszpańskie związki zawodowe działające w CAF otwarcie poparły działania polskiego komitetu strajkowego.

Obie strony mają dużo do stracenia, jednak piłeczka znajduje się po stronie Solarisa, w interesie którego byłoby teraz przedstawienie związkowcom jakiegoś ugodowego rozwiązania. Strajkujący bowiem podkreślają, że są zainteresowani dialogiem w każdym momencie, a każdy dzień wstrzymanej produkcji to ogromne straty dla firmy.

Lewica popiera strajk. Reszta polityków milczy

Atmosferę podgrzała na Twitterze Lewica, której działacze – Agnieszka Dziemianowicz-Bąk oraz związani z Razem Adrian Zandberg czy Maciej Konieczny – od początku byli obecni wśród strajkujących. W przewrotnym poście ta ostatnia partia wkleiła 8. postulat Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z 17 sierpnia 1980 r., jednak bez informowania o źródle.

W odpowiedziach dominowały głównie głosy, że to warunek komunistyczny, lewacki, który doprowadzi natychmiast do drugiej Wenezueli. Pewien Przemek zalecał także zapoznanie się z „Kaczorem Donaldem” celem zdobycia wiedzy i ekonomii i finansach. O ile jednak dobrze pamiętam, Wujek Sknerus wcale nie był tam pozytywną postacią.

Tymczasem ten postulat słowo w słowo wszedł finalnie w skład porozumień sierpniowych, zawartych między rządem a reprezentantami ok. 700 różnych zakładów pracy, które powszechnie są uznawane za milowy krok ku wolnej Polsce. Dodajmy, że w tym samym czasie domagano się także sobót wolnych od pracy, co wydawało się pomysłem rewolucyjnym, ale już dzisiaj stanowi normę.

Wtedy te postulaty popierała ponad 1/4 Polaków – to między porozumieniami sierpniowymi a ogłoszeniem stanu wojennego do Solidarności zapisało się ok. 10 milionów osób. Co zatem się stało? Czy doszliśmy po 1989 r. do wniosku, że skoro Warszawa uciekła spod buta Moskwy, to prawa pracownicze przestały być ważne? Póki co, strajkującymi w Solarisie interesują się bowiem politycy tylko jednego sejmowego ugrupowania.

W PRLu powtarzano żart, że kapitalizm polega na wyzysku człowieka przez człowieka, a socjalizm odwrotnie. To właśnie brutalna prawda jest taka, że w społeczeństwie klasowym – a próby wprowadzenia innego do tej pory kończyły się katastrofą – ci położeni wyżej wcale nie będą skorzy do podzielenia się zasobami z tymi poniżej. Słynna „ekonomia skapywania” nie działa bez odpowiedniej presji tych na dole i to reguła niezależna od tego, czy nad pracownikiem będzie sterowany przez Rosję rząd autorytarny, u którego sojusz robotniczo-chłopski pozostaje tylko na papierze, czy też globalny moloch, zainteresowany wyłącznie powiększaniem zysku dla akcjonariuszy.

Polecamy:

Jeśli pracownicy sami się o siebie nie upomną, to nikt tego nie zrobi. Pamiętajmy o tym, dzięki komu standardem są zakaz pracy dzieci, regulowany czas pracy, wolne niedziele czy płatne urlopy. Przewodniczący OPZZ i Rady Dialogu Społecznego Wojciech Radzikowski przekonywał dzisiaj w Sejmie, że pracownikom należy się partycypacja w wysokich zyskach firmy, bo to oni mają decydujący wpływ na produkcję, jej jakość i na wydajność pracy. A czasem innej drogi do polepszenia swojej pozycji niż strajk zwyczajnie nie ma.

Bartłomiej Król
Bartłomiej Król
Prawnik, publicysta, redaktor. Na TrueStory pisze głównie o polityce zagranicznej i kulturze, chociaż nie zamierza się w czymkolwiek ograniczać.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze