
Aleksandr Sołżenicyn. Bobas
Jest grudzień 1918 r. Sołżenicyn rodzi się w Kisłowodzku, w kraju Stawropolskim – miejscowość jest kaukaskim kurortem pod Elbrusem i popularnym miejscem zsyłki w czasach carskich. To czas wojny domowej w Rosji i jednego wielkiego chaosu. Te tereny kontrolowali wówczas Biali, ale dookoła powstawały antyrosyjskie, efemeryczne państwa – jak republiki Kozaków Dońskich czy Kubańskich albo kilka państewek kaukaskich. Nad dziećmi urodzonymi w tym czasie wisi duch ówczesnego de facto władcy regionu, carskiego generała Antona Denikina, białego imperialisty i antysemity. Ojciec Aleksandra jest Kozakiem, który przed narodzinami dziecka ginie w wypadku podczas polowania. Matka jest Ukrainką.

Aleksandr Sołżenicyn. Młody oficer Armii Czerwonej. Kontrrewolucjonista
Jest 1944 r. Sołżenicyn sam jest kapitanem i walczy w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Otrzymuje Order Czerwonej Gwiazdy za zniszczenie dwóch niemieckich gniazd artylerii. Jego szlak bojowy prowadzi do Prus, gdzie przygląda się zbrodniom wojennym popełnianym przez radzieckich sołdatów. Żołnierze plądrują domy i gwałcą kobiety, a przyszły noblista zapisuje: „Przybyliśmy do Niemiec, by się zemścić”. W „Archipelagu Gułag” będzie potem zastanawiać się, czy był lepszy od tych, z którymi walczył.
Jest luty 1945 r. Sołżenicyn jest aresztowany przez Smiersz – niesławny kontrwywiad wojskowy – za to, że w listach pisanych z frontu do kolegi zażartował sobie ze Stalina i zastanawiał się, co mogłoby zastąpić Związek Radziecki. Ląduje w więzieniu na Łubiance, a potem w łagrze za działalność kontrrewolucyjną. Tam zaczyna tworzyć. W 1953 r. opuszcza łagier i zostaje „dożywotnio” zesłany do wioski Birlik w Azji Centralnej, gdzie prawie umiera na raka.
Aleksandr Sołżenicyn. Łagiernik. Pisarz. Noblista
Jest luty 1956 r. Nikita Chruszczow wygłasza swoje słynne przemówienie o kulcie jednostki i jego konsekwencjach, co kończy epokę stalinizmu. Sołżenicyn jest uniewinniony, rozpoczyna pracę nauczyciela i skupia się na pisaniu. W 1962 r. dzięki osobistej interwencji Chruszczowa publikowane są jego pierwsze dzieła. Do 1967 r. kończy trzytomowy „Archipelag Gułag”, który, przemycony na Zachód, staje się hitem. W 1970 r. przyznano mu za niego Literacką Nagrodę Nobla. Rok później znów prawie umiera w próbie otrucia go, za którą najprawdopodobniej stoi KGB. Wkrótce też się rozwiedzie, a była żona napisze o nim, że miał masę romansów, a w domu był despotą, przez którego nie mogła w żaden sposób się rozwijać.

Aleksandr Sołżenicyn. Dysydent. Konserwatysta. Reakcjonista
Jest luty 1974 r. Sołżenicyn zostaje uznany za element skrajnie wrogi, wygnany z ZSRR i pozbawiony obywatelstwa. Zachód przyjmuje go jak króla i mówi „Nie wszyscy Rosjanie”, a on opowiada o koszmarach komunizmu. Szybko jednak osiada w USA w stanie Vermont, gdzie zaczyna narzekać na zachodnie media, brak duchowości i wartości tradycyjnych oraz antropocentryzm. Krytykuje telewizję i muzykę popularną. Mówi, że „dusza ludzka tęskni za rzeczami wyższymi, cieplejszymi i czystszymi niż te, które oferuje dzisiejszy masowy styl życia – telewizyjny stupor i nieznośna muzyka”.
Udzielając wykładu studentom na Harvardzie, dodaje, że producenci filmowi i wydawcy zatruwają młode generacje pornografią, zbrodnią i horrorem. Zrównuje też zniszczenie duchowe, które wywołała partia komunistyczna w ZSRR, z efektami konsumpcjonizmu na Zachodzie. Gdy umiera Francisco Franco, Sołżenicyn mówi, że Hiszpanie mieli za jego czasów więcej wolności, niż kiedykolwiek było w Związku Radzieckim, więc nie było na co narzekać. KGB dochodzi do wniosku, że swoimi reakcyjnymi poglądami wystarczająco skutecznie zraża do siebie zachodnich czytelników, jednak nie odpuszcza sobie działań szkalujących jego imię.
Aleksandr Sołżenicyn. Syn marnotrawny. Imperialista. Nacjonalista
Jest 1994 r. Cztery lata po zwrocie obywatelstwa i dwa lata po rozwaleniu się ZSRR w drobny mak Sołżenicyn wraca do Rosji. Osiedla się w daczy pod Moskwą i wraca do pisania. Priorytetem staje się dla niego publicystyka polityczna. W „Odbudowaniu Rosji” pisze, że kraj musi stać się „silną republiką prezydencką”. Mówi, że Rosjanie byli największą ofiarą komunizmu, dlatego Zachód nie ma co się bać rosyjskiego nacjonalizmu i Cerkwi moskiewskiej. Ponadto według noblisty na niepodległość zasługują tylko nie-słowiańskie republiki Związku Radzieckiego, zaś Rosja, Ukraina i Białoruś i ta część Kazachstanu, którą da się zrusyfikować, powinny być zalążkiem nowego pansłowiańskiego państwa.
Zamartwia się też losem 25 do 30 milionów Rosjan, którzy według niego pozostali poza swoją ojczyzną, w szczególności w Ukrainie. O samym młodym państwie wypowiada się, że to sztuczny twór wymyślony przez Lenina – który po raz pierwszy zgodził się na utworzenie tego państwa, zawierając pokój brzeski w 1918 r. „Nie cała Ukraina w granicach z czasów ZSRR to prawdziwa Ukraina”, pisał. Wielkim błędem według niego było też przyłączenie Krymu do Ukrainy przez Chruszczowa. Wypowiadał się też negatywnie o demokracji.

Aleksandr Sołżenicyn. Kolega Putina. Człowiek, który wybacza
Jest wrzesień 2000 r. Sołżenicyn spotyka nowego, młodego i dynamicznego prezydenta Rosji Władimira Putina, co stanowi odświeżenie po krytykowanym przez siebie Borysie Jelcynie. Wkrótce powie, że w końcu dzięki niemu odkrywa na nowo, co to znaczy być Rosjaninem. Wychwala też Miedwiediewa, nazywając go „sympatycznym młodym człowiekiem”.
W 2006 r. Sołżenicyn otrzymuje od władz serialową adaptację swojej powieści „Pierwszy krąg”. Rok później z okazji wręczenia pisarzowi rosyjskiej nagrody państwowej znów spotkał się z Putinem celem dyskusji o przyszłości Rosji. Zapytany przez Der Spiegel o Putina, powiedział, że należy chwalić ludzi, którzy służyli ojczyźnie, a Władimir Władimirowicz w KGB nie był przecież sędzią śledczym ani dyrektorem obozu, a w ogóle w USA nikomu nie przeszkadzało, że George Bush senior był szefem CIA.

Aleksandr Sołżenicyn. Duch rosyjskiego nacjonalizmu
Jest sierpień 2008. Sołżenicyn umiera na dobre i zostaje pogrzebany na Starym Cmentarzu Dońskim w Moskwie, położonym przy Monastyrze Dońskim. To tradycyjne miejsce pochówku rosyjskiej arystokracji. Na tym samym cmentarzu, co ciekawe, spoczywa Anton Denikin, którego szczątki ściągnięto w 2005 r. z USA, gdzie zmarł na wygnaniu.
Rok później na cmentarzu pojawia się Putin, odwiedza najpierw grób Sołżenicyna, a potem Denikina, i namawia obecnych dziennikarzy do lektury pamiętników białego generała. „W szczególności przeczytajcie część o Wielkiej Rosji i Małorosji, czyli Ukrainie”, mówi. „Nikt nie powinien móc interweniować między nami. To wyłączne prawo Rosji. Jeśli ktoś mówi o rozdziale Rosji i Ukrainy, to jest to przestępstwo”, dodaje nowy car.
Jest grudzień 2018 r. Putin odsłania w Moskwie pomnik Sołżenicyna, a wśród obecnych jest wdowa po pisarzu. Dyktator chwali go za bycie wielkim patriotą, który nawet na wygnaniu nie pozwolił nikomu szkalować matuszki Rosji i wypowiadał się zawsze przeciwko rusofobii. Tego samego dnia produkowane są bomby, które za trzy lata z okładem spadną na Kijów, Charków i Mariupol.
Czytaj także:
Pozostaje nam tylko zgadywać, jaka byłaby reakcja Sołżenicyna, gdyby dożył czasów aneksji Krymu, zajęcia Donbasu, a potem inwazji na Ukrainę. Wielu uznanych myślicieli miało dyskusyjne związki z dyktatorami, ale nawet tacy Carl Schmitt czy Martin Heidegger zapisali się jednak do NSDAP po dojściu Hitlera do władzy. Sołżenicyn był putinistą na wiele lat przed pojawieniem się Putina. Rosyjskiego pisarza warto czytać – ale usuńmy go z jakiegokolwiek piedestału i pamiętajmy, jakim był człowiekiem.