
We wtorek na Ukrainie miał miejsce bardzo silny atak rakietowy Rosjan, którzy najprawdopodobniej chcieli zemścić się za utratę Chersonia. Pociski spadały na terenie całego kraju, a wiele z nich poleciało w kierunku Lwowa i zachodniej Ukrainy. Na ten moment (wtorek 15.11 godz. 20:05) wszystko wskazuje na to, że jeden zbłąkany pocisk wylądował w Polsce i zabił dwie osoby.
O tej wiadomości wciąż mówimy w trybie przypuszczającym. Z jednej strony wiemy, że do eksplozji doszło, z drugiej media zaczęły pisać o „wybuchu ciągnika”, a nie o ataku rakietowym. Jednak to nie przypadek, że prezydent zebrał pilne posiedzenie Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Złudzeń nie zostawia też analityk Jarosław Wolski, który na Twitterze pisze wprost, że wybuch to efekt rosyjskiego lub ukraińskiego pocisku.
Przewodów. Czy można mówić o ataku na Polskę?
Przypuszczamy, że słowa „artykuł piąty” będą przez najbliższą dobę odmieniane w polskich mediach przez wszystkie przypadki. Ale jedna lub dwie zbłąkane rakiety nie są w stanie rozpocząć nowego konfliktu zbrojnego. O tym moglibyśmy mówić, gdyby Rosjanie zaczęli bombardować nasze lotniska, elektrownie i inne obiekty strategiczne. W tym momencie to po prostu przykry incydent, który będzie skutkować większą aktywnością NATO w regionie.
Sam artykuł 5 brzmi tak: „Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub więcej z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim i dlatego zgadzają się, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi, to każda z nich, w ramach wykonywania prawa do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony, uznanego na mocy artykułu 51 Karty Narodów Zjednoczonych, udzieli pomocy Stronie lub Stronom napadniętym, podejmując niezwłocznie, samodzielnie jak i w porozumieniu z innymi Stronami, działania, jakie uzna za konieczne, łącznie z użyciem siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego”.
Warto w tym fragmencie zwrócić uwagę na dwa pojęcia. Po pierwsze musielibyśmy mieć zgodność co do tego czy zbłąkana rakieta spadająca na wieś to faktycznie „napaść zbrojna”. Po drugie, nawet jeśli państwa sojuszu byłyby co do tego zgodne, to NATO zobowiązuje się do „podjęcia działań jakie uzna za konieczne” być może nawet siły zbrojnej. Te słowa zdecydowanie nie oznaczają atomowego armageddonu. To czego możemy się spodziewać, to pełnego ostracyzmu wobec rosyjskich dyplomatów (usunięcia ambasadora FR z Polski ale pewnie też z innych państw UE) oraz wzmocnienia sankcji gospodarczych.

Zresztą w ostatnich latach dochodziło do gorszych incydentów wojskowych. Wspomnijmy tu chociaż o zestrzeleniu rosyjskiego bombowca Su-24 przez turecki F-16, do którego doszło 24 listopada 2015 roku. Turcy na swoją obronę podawali wówczas, że rosyjski samolot był dziesięciokrotnie informowany o tym, że wleciał w turecką przestrzeń powietrzną i znał konsekwencje swojego zachowania. Do tej interpretacji przychyliły się Stany Zjednoczone, a Rosja tak naprawdę nie odpowiedziała w żaden poważny sposób (jedynie wycofała się z kontraktu zbrojnego z tureckim wojskiem).