
Argumenty za legalizacją hazardu na szeroką skalę były dwa. Po pierwsze chodziło o zwiększenie dochodów samorządów, po drugie politycy argumentowali, że dzięki legalizacji ograniczą szarą strefę i będą mieć większą kontrolę nad tym jaki procent lokalnej społeczności faktycznie lubi gry hazardowe. Po trzecie – choć to najczęściej pomijana część – drzwi urzędników były szeroko otwarte dla kasynowego lobby, które przekonywało, że czasy kryzysu gospodarczego lepiej przetrwać z kilkudziesięcioma dodatkowymi milionami na koncie. Tyle, że pieniądze ze wspólnego budżetu wcześniej trzeba było wyciągnąć z kieszeni obywateli.
E-hazard. Lep na millenialsów
E-hazard jest o tyle niebezpieczny, że przekonuje do siebie zupełnie nowych „użytkowników”. O ile zadymione, wyłożone czerwoną wykładziną sale z automatami przyciągały jeszcze roczniki 60. czy 70., o tyle ich młodsi koledzy cenią sobie elastyczność. Tą daje telefon i ułuda możliwości wyjścia z kasyna w każdym momencie. Jednocześnie jednak osłabia się barierę psychologiczną związaną z wejściem do gry. Wystarczy wyciągnąć urządzenie z kieszeni, a rodzinie nie trzeba tłumaczyć gdzie zniknęło się na całą noc.
W USA można mówić o prawdziwej lawinie tego problemu. Według badań National Council on Problem Gambling ponad 40 procent ludzi w wieku 18-44 lat grało online w zeszłym roku – w porównaniu do zaledwie 21 procent ludzi w wieku 45-54 lat – i że ponad jedna czwarta z nich zwiększyła kwotę, którą grali podczas pandemii.
Łatwość dostępu jest wyraźna i rośnie. W styczniu, czyli w pierwszym miesiącu, w którym mobilny hazard sportowy stał się legalny w Nowym Jorku, gracze postawili rekordowe 1,6 miliarda dolarów online, zdecydowanie więcej niż jakikolwiek inny stan w miesiącu otwarcia. Dla kontrastu w Maryland i Karolinie Północnej bukmacherka online wciąż jest nielegalna. Obstawiać można wyłącznie w koncesjonowanych kolekturach. Część lokalnych polityków uważa jednak, że to utrzymywanie fikcji, bo jeśli ktoś naprawdę będzie chciał obstawić wynik meczu NFL, to zrobi to za pomocą zagranicznego bukmachera.

Najmłodsi gracze nie widzą różnicy między kupowaniem kryptowaluty, graniem w pokera czy korzystaniem ze swojej aplikacji bankowej. Co więcej, uzależnienie od hazardu – w przeciwieństwie np. do alkoholizmu – nie jest łatwe do zidentyfikowania. Tylko 1 proc. uzależnionych od hazardu szuka pomocy, a dzięki spersonalizowanym reklamą kasyna łatwo docierają do tych, którzy chcą od nich uciec i proponują im nowe zakłady i promocje. Aż 17 proc. uzależnionych może próbować odebrać sobie życie. Z tych alarmujących danych teoretycznie wszyscy zdają sobie sprawę, a donacji na wspomniany już National Council on Problem Gambling nie odmawiają ani NFL ani duże portale bukmacherskie takie jak DraftKings, ale to tzw. kwadratura koła. Z pieniędzy, które stracili gracze robi się kampanie na rzecz odpowiedzialnego grania.
W Polsce problem e-hazardu nie jest jeszcze tak potężny. Nasze państwo skupione jest na wyszukiwaniu nielegalnych automatów i walką z „kafeteriami” z zalepionymi folią szybami. W internecie rządzi tradycyjna bukmacherka sportowa, dzielnie wspierana przez cały szereg dziennikarzy sportowych i „mejwenów”. Biorąc jednak pod uwagę jak wielu na tym rynku jest nielegalnych bukmacherów, którzy co jakiś czas po prostu zmieniają nazwę witryny (np. dodając do niej kolejną cyfrę) sądzimy, że nielegalne kasyna online też świetnie poradzą sobie nad Wisłą.
Zobacz też: