piątek, 29 marca, 2024
Strona głównaPolitykaDlaczego przemówienie Bidena było tak nieznośnie katolickie?

Dlaczego przemówienie Bidena było tak nieznośnie katolickie?

Nie milkną wazeliniarskie echa i klakierskie oklaski po ostatnim, „wiekopomnym” przemówieniu Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Mój sceptycyzm jednak praktycznie nie drgnął. Było dużo retorycznych deklaracji: bon motów, sucharów oraz wyciskających łzy i pobudzających patriotycznego ducha banalnych opowieści. Był przyspieszony kurs historii Europy ostatnich kilkudziesięciu lat. A wszystko to w niestrawnym, religijnym sosie, poczynając od bardzo niezręcznej klamry. Albowiem Joe Biden wpisał się w długą tradycję oczerniania Polski i Polaków, jakoby myśl Jana Pawła II była naszym szczytowym osiągnięciem.

Biden, jak wielu Amerykanów, postrzega Polskę przez myśl Jana Pawła II (fot.Wikimedia)

Wcześniej – nie tak dawno! – do myśli JP2 odwoływali się choćby Wołodymyr Zełenski czy Paulo Sousa. Tak nas niezmiennie postrzega świat, ten bohaterski, jak i ten sportowo-memiczny: jako bogobojnych pożytecznych idiotów, podporządkowanych, jak na półperyferia przystało, wierze, a nie logice.

„Nie lękajcie się”? Really? – że wykorzystam ojczysty język Bidena. Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią – brzmiał tytuł głośnej książki Ekke Overbeeka. Good morning, USA! Polska przez ostatnie 17 lat (licząc od słynnej 21:37) zdążyła się w sporym stopniu zsekularyzować, a tuszowanie skandali z biskupami i księżmi gwałcącymi małych chłopców i dziewczynki wybitnie się do tego przyczyniło.

Na czele tej horrendalnej piramidy wstydu stał on, cały na biało. Prezydencie zza oceanu, po tej stronie wielkiej wody Karol Wojtyła już się dobrze nie kojarzy. A słynne sceny, gdy dzieci siadały mu na kolanach, pytając o warkoczyki tudzież gumę turbo, stanowią materiał dowodowy „ku przestrodze”. W końcu papież Polak bawił się z pedofilami w chowanego: oni się ukrywali, a on ich nie szukał. To oni, za jego życia, „nie lękali się”.

Dlatego te wszystkie rdzennie amerykańskie „niech Bóg” i „na litość boską”, suchary z Kierkegaarda („Wiara najlepiej widzi w ciemności”) czy z Lincolna („Miejmy wiarę, że prawo czyni siłę”), po 2005 roku brzmią zdecydowanie bardziej obco, niczym z innej planety, kosmicznie, żeby nie powiedzieć – komicznie. Czy my, w sobotni wieczór byliśmy w kościele? Czy Stany Zjednoczone to kościół, w którym dla Polski i Ukrainy przygotowano role ministrantów? Z tym, że polscy dzwonią do mszy w bezpiecznym budynku, a ukraińscy zbierają na tacę na polu minowym.

OK, możemy zadać sobie proste pytanie: Do kogo przede wszystkim przemawiał Biden? I bez trudu odpowiedzieć: do Amerykanów. W łopatologiczny sposób, na chłopski rozum, wyjaśnił im, o co chodzi w tej wojnie, i zapewnił, że USA, jak zwykle, wywiązuje się ze swojej roli strażnika Teksasu, czyli świata. Ma wszystko pod kontrolą i Amerykanie nie muszą się niczego obawiać.

Już od pierwszych słów (tłumaczenia własne i cudze, z różnych źródeł, których nie zaznaczam, bo często parafrazuje albo skracam): „Jeżeli nie ma miejsc, to chodźcie na scenę”, ba, od pierwszych momentów wizyty w Polsce, prezydent USA robił przedstawienie. Media obiegło dużo wyciskających łez i lanserskich obrazków: A to Biden przytulający dzieci w obozie dla uchodźców, co jakże efekciarsko skomentował: „Nie musiałem mówić w ich języku ani go rozumieć, by poczuć emocje w ich oczach, gdy chwytali mnie za rękę. Małe dzieci trzymały się mojej nogi”. A to jedzący polską pizzę z marines (dobrze, że się nie zatruł!). Brakowało tylko puszczania latawców w amerykańsko-ukraińsko-polskich barwach. Światełka do nieba i fajerwerków, zagłuszających słyszane już w Polsce wybuchy rakiet, bomb i pocisków.

A właśnie, że się lękamy. I to bardzo. Bierności USA, gdy Wujek Sam staje się Dziadkiem Samem; pełnym pozytywnej energii, ale jednak zbyt biernym, by stłumić III Wojnę Światową w zarodku. Używającym każdej retoryki oprócz tej wojennej, bo przecież słowa, w rozumieniu Amerykanów, zaklinają rzeczywistość. Jak modlitwy, w których papież Franciszek stawia na równi agresorów i ofiary.

Lękamy się reakcji sojuszników z Francji. Gdy Macron, zgodnie z narodową tradycją poddawania się bez walki, już łagodzi narrację, bo przecież Putin „nie jest rzeźnikiem”. Mordowanie kobiet i dzieci nie ma tutaj nic do rzeczy. Dlatego, przy aprobacie francuskiego rządu, różne szemrane (bo nie od dziś unikające płacenia podatków) firmy rodziny Molliez, i nie tylko, nie wycofują się z Rosji; ba, działają tam na pełnej!

Lękamy się reakcji sojuszników z Niemiec. Gdy Niemcy wiele deklarują na temat broni dla Ukrainy, a potem realizują jedną piątą szumnych medialnych zobowiązań. Siłą rzeczy, tak samo sceptycznie podchodzimy do deklaracji uniezależnienia niemieckiej gospodarki od rosyjskich surowców. I, oczywiście, nie chodzi tu o żadne historyczne zaszłości. I, oczywiście, bierzemy pod uwagę fakt, że Niemcy naprawdę wykonały milowy krok w rewizji swojego stanowiska w stosunku do Rosji, jeszcze w pierwszych dniach wojny niezmiennie partnersko-biznesowego.

Rosjanie jak tylko mogą, omijają wykluczenie ich z systemu SWIFT (fot. Flickr)

Lękamy się, ponieważ świat zachodni zjednoczył się przede wszystkim retorycznie. Nie „uderzyliśmy w samo serce rosyjskiej gospodarki”. Powoli zaczynamy odkrywać, z jakim opóźnieniem, i przy jakich furtkach i wyjątkach, działają sankcje. Że nie wszystkie banki rosyjskie zostają wyłączone z systemu SWIFT. Że tak naprawdę żaden oligarcha znacząco nie ucierpi, nawet jeśli nie przeniesie aktywów do Zjednoczonych Emiratów Arabskich albo Turcji. Ale prezydent USA może sobie zaklinać rzeczywistość, taka jego rola; grunt to motywacja i dobre samopoczucie.

Wreszcie lękamy się bierności NATO. Nie powiemy tego głośno, bo przecież jakiekolwiek akcje oddziałów pod niebieską flagą „realnie rozpoczną III Wojnę Światową”, bo przecież „NATO jest sojuszem obronnym”. Gdzieś podświadomie nie do końca wierzymy w zapewnienia o „świętym zobowiązaniu wynikającym z artykułu 5, by bronić każdego centymetra kwadratowego terytorium NATO z całą naszą siłą”. Jeszcze nam się to nie składa.

A kolejny bon mot: „Jesteśmy na nowo zaangażowani w wielką bitwę o wolność”? Powinniśmy być. Na razie robimy zdecydowanie mniej, niż możemy. Jako świat. I, dalej, Biden (znowu) nie ma racji: tę bitwę da się wygrać szybko. Potrzebna jest, co powtarzam po raz kolejny, konkretna interwencja militarna. Jak długo jeszcze można usprawiedliwiać bierność? Ile ofiar musi pochłonąć ta wojna?

Problem w tym, że przez podobną bierność względem nas, straciliśmy wiarę i po takim przemówieniu podniecamy się byle czym.

 – Zobacz, Staszek, zobacz! Prezydent USA przemawia do całego świata u nas, w Polsce! Ja pierdolę, do czego to doszło, i to za PiS-u! – słychać, ale i te emocje wkrótce opadną, a zamiast nich pojawi się klasyczny McŻal. Jesteśmy napchani pozytywną energią i coachingowymi hasłami, a jednocześnie wciąż głodni; tyle że nic już w sobie nie zmieścimy, co jeszcze bardziej męczy i frustruje.

Dlaczego niezmiennie jesteśmy postrzegani przez pryzmat braku dokonań Karola Wojtyły, papieża, który nie potrafił być człowiekiem? Dlaczego po tylu latach symbolem Polski pozostaje jeszcze tylko Lech Wałęsa (podziękowań dla niego nie mam prawa się czepiać)? Wygląda na to, że zmarnowaliśmy 33 lata po transformacji.

Patriarcha Cyryl. Symbol uległości Kościoła wobec władzy (fot. misyjne.pl)

Naprawdę, wszyscy doskonale wiemy, że „musimy powstrzymać wojnę”. To zaklęcie przestaje działać chyba nawet na Amerykanów. Zresztą obecnie hasło „Stop the war” pojawia się nawet podczas projekcji filmów porno w legalnych serwisach.

Naprawdę, wszyscy wiemy, że „zasady wolności były zawsze zagrożone”, że „każde pokolenie musiało pokonać śmiertelnych wrogów demokracji”. Tylko nie każde musiało z nimi walczyć na wojnie, tracąc bliskich i dorobek całego życia. Tym bardziej wiemy i rozumiemy, że ta wojna nie jest godna Rosjan. Nie jest godna nikogo. Nie spodziewałem się, że ktoś kiedyś jeszcze dorówna Oldze Tokarczuk w liczbie truizmów i banałów w jednym przemówieniu.

„Nie wystarczy mówić z retorycznym rozmachem o demokracji i wolności. My wszyscy, również tu w Polsce, musimy każdego dnia wykonywać ciężką pracę na rzecz demokracji”. No właśnie, trudniej byłoby o większą hipokryzję, po tym całym festynie górnolotnych frazesów i modlitw Bidena. Nawet nie chce mi się komentować prztyczka w długi nos polskiego premiera, prezesa czy ministra sprawiedliwości. Przynajmniej niezmiennie psując demokrację, nie przeszkadzają, gdy Polacy oddolnie biorą w tej wojnie udział na tyłach frontu.

Nic dziwnego, że samo wystąpienie prezydenta USA zostało przyjęte w Ukrainie chłodno. Nie wystarczy słowna deklaracja „jesteśmy z wami” .Opowiadanie o „odważnych obywatelach Ukrainy” i „dzielnym narodzie ukraińskim”. Najtrafniej skomentowała tę wielkanocną szopkę (dla Onetu) Daria Kaleniuk: „Biden mówił »nie lękajcie się«, ale sam się boi Władimira Putina. Boi się uzbroić Ukrainę, by wygrała tę wojnę” .A poza tym, jak zauważyła (na Facebooku) Izabela Morska, nie tylko Rosja cofnęła się do XIX wieku. Świat tylnymi drzwiami wraca do patriarchatu: na spotkaniu między politykami polskimi, ukraińskimi i amerykańskimi na sali obrad nie było żadnej kobiety.

Paradoksalnie, klamra narzuca się sama: Joe Biden podczas tej wizyty przypominał właśnie Jana Pawła II. Nie tylko z uśmiechu charakterystycznego dla mężczyzny, który cieszy się władzą i pozycją, co – jaśniepańsko i kokieteryjnie – próbuje maskować pozą serdecznego dziadka. Niestety, człowiek, który najpierw bierze na kolana dziecko, a potem cytuje obrońcę pedofilii, nie jest wiarygodny.

I może jesteśmy „zjednoczeni jak nigdy wcześniej”, ale – w obliczu realnego zagrożenia – bierni jak zawsze. Żeby znowu nie było za późno i żebyśmy mieli kogo brać na kolana.

Zobacz też:

ARTYKUŁY POWIĄZANE

3 KOMENTARZE

  1. To chyba najgorszy tekst na tym portalu 🙁 kilka dobrych też ale zbyt natarczywy widoczny między wierszami ból czterech liter typowego katofoba. Ani słowa o katolicyzmie Bidena (że praktykujący), roli JP2 w obaleniu komuny wespół zespół z Reaganem. Sorry ale w kontekscie rodzącej się Żelaznej Kurtyny 2.0 odniesienie się do słów na placu Piłsudskiego są wyjątkowo trafne i pasujące. Wszyscy wiemy jak symboliczne i emllemayyczne dla tej epoki. Wojtyła i Wałęsa i długo długo nic… żaden pomost wyobrażeniowy, żadna inna hiperbola nie będzie obrazowa dla reszty seiata. Siła kościoła jako spoiwa, które oparło się wschodniemu imperializmowi też jest nieoceniona. Starzy CIA-owfy dobrze o tym wiedzą. Tylko trzeba ściągnąć filtr antyklerykała na chwilkę.

    • JP2 i Reagan niczego nie obalili typie. Chyba że wolności i rządów w paru krajach Ameryki Łacińskiej. To ZSRR po prostu się rozleciał od środka.

    • JP2 i Reagan niczego nie obalili typie. Chyba że wolności i rządów w paru krajach Ameryki Łacińskiej. To ZSRR po prostu się rozleciał od środka.

Skomentuj Janusz Gawulon Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze