piątek, 29 marca, 2024
Strona głównaHistoriaCzy to koniec mody na Żołnierzy Wyklętych?

Czy to koniec mody na Żołnierzy Wyklętych?

Od 12 lat 1 marca jest Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Tym samym na specjalnych uroczystościach wspominali o nich zarówno prezydent jak i premier. Mam jednak wrażenie, że po dekadzie od wybuchu „boomu” na pamięć o wyklętych Polacy przyzwyczaili się do tego tematu, a w momencie gdy ten wszedł do mainstremu wręcz im się znudził. Wyklęci stracili nimb wyjątkowości.

Historia Roja była jednym z pierwszych pełnometrażowych filmów upamiętniających Żołnierzy Wyklętych (fot. materiały promocyjne)

Temat podziemia niepodległościowego po 1945 roku jest niezwykle skomplikowany, przede wszystkim dlatego, że nie jest to temat historyczny. Nie ważne jak rzetelnie zachowywałby się dany badacz i jak dokładnie badałby zgromadzone materiały, to po wygłoszeniu opinii i tak zostałby zakwalifikowany do jednego z dwóch obozów. Podział jest tu prosty i przebiega zero-jedynkowo. Jeśli ktoś wspomina o heroizmie wyklętych to z pewnością jest pisowcem lub narodowcem, jeśli zaś mówi o ich zbrodniach lub deprecjonuje znaczenie walki to na pewno lewak i postkomunista.

Ów podział nie wziął się znikąd, tylko został sztucznie wykreowany przez szeroko pojętą polską prawicę. Dobrze widać to po ostatnich wypowiedziach Mateusza Morawieckiego. Premier zawzięcie podkreślał, że wykreślić wyklętych z pamięci chcieli nie tylko komuniści, ale też „część środowisk budujących III Rzeczpospolitą”. Mówił o tym na tyle wyraźnie, że można by wziąć te słowa za parafrazę słynnego cytatu Jarosława Kaczyńskiego, który niegdyś mówił, że „my stoimy tam gdzie kiedyś, oni tam gdzie stało ZOMO”. Innymi słowy, mowa o logice dziejowej, w której zbrodnie pradziadków przechodzą na wnuków (nawet jeśli nie było między nimi więzów krwi, wtedy będzie mowa o „powinowactwie mentalnym”).

Za rządów Platformy Obywatelskiej była to logika bardzo wygodna zarówno dla PiS jak i dla nacjonalistów. Podczas gdy ci pierwsi mogli jeszcze czerpać z wciąż świeżego mitu Solidarności (a więc mówić o braku rozliczeń z komuną), ci drudzy musieli poszukać głębiej. Pojawiły się książki, koszulki, cała estetyka, która mówiła o „żyjących prawem wilka”. Wraz ze wzrostem popularności Marszu Niepodległości rosła popularność wyklętych. Teoretycznie przypominało to trochę konspiracyjne nauczanie o Katyniu, bo według narodowców o wyklętych nie mówiło się w szkole. Tak się jednak składa, że ja (rocznik 1994) jeszcze nie tak dawno do szkoły chodziłem i pamiętam, że nauka tak polskiego jak i historii była na wskroś przesiąknięta duchem patriotyzmu, martyrologii i Jana Pawła II. Jeśli nie było tam dużo miejsca dla wyklętych, to raczej dlatego, że zajmowała je Armia Krajowa a nie na skutek czyjejś złej woli.

Na prawdę o wyklętych przyjdzie jeszcze poczekać

Cały ten nimb „tajnych kompletów” wypalił się w momencie, w którym PiS doszedł do władzy i zaczął pompować miliony w promocję nowych bohaterów. Dość powiedzieć, że filmów o wyklętych (głównie dokumentalnych) zaczęło powstawać tak wiele, że ci doczekali się własnego festiwalu. Nagle obrosły nas biegi na cześć wyklętych, pikniki i inne spędy. Tym samym to co do tej pory mogło wydawać się tajemniczym i „zakazanym” stało się po prostu powszechne i nudne. Formuła zaczęła się wyczerpywać podobnie jak w przypadku Marszu Niepodległości, który nie podnieca już chyba nawet samych maszerujących.

Na ujawnienie prawdy o wyklętych przyjdzie nam jeszcze poczekać. Dziś nawet liczba zaangażowanych w ówczesną konspirację budzi spore wątpliwości (waha się od 20 do nawet 200 tys. osób). Badania utrudnia też fakt, że nie mówimy o zorganizowanej armii, ale o rozproszonych grupach, które miały różne motywacje. Dodajmy do tego, że w oczach władzy wyklętym staje się każdy represjonowany po 1945 roku.

Kilka lat temu historyk Piotr Zychowicz znany ze swoich prawicowych poglądów wydał książkę „Skazy na pancerzach” mówiących o zbrodniach wyklętych. Warto to odnotować, bo to rzadkość w tym środowisku

Tym samym awansem trafili do tego grona żołnierze Armii Krajowej, którzy po wojnie nie kontynuowali walki zbrojnej ale byli ścigani przez aparat bezpieczeństwa (np. generał Nil). Co więcej, w ostatnich latach do grona „wyklętych” została dokooptowana Brygada Świętokrzyska, której żołnierze po 1945 roku nie znajdowali się nawet na terenie Rzeczpospolitej (nie ważne czy mowa o jej przed czy powojennych granicach). Mowa więc o zbiorze szalenie pojemnym, który jest w stanie pomieścić w sobie każdego, kto aktualnie przyjdzie nam do głowy lub jest politycznie potrzebny. I to ostatnie jest chyba najsmutniejsze. Mam wrażenie, że gdy Lech Kaczyński z Janem Ołdakowskim dwadzieścia lat temu planowali założenia polityki historycznej RP to faktycznie chodziło im o wzbudzenie poczucia dumy i wypełnienie białych plam historii, a nie o wygranie najbliższych wyborów.

Zobacz też:

Jan Rojewski
Jan Rojewskihttps://truestory.pl
Pisarz, dziennikarz. Publikował m.in. na łamach Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej, Onetu, Tygodnika Powszechnego. Był stałym współpracownikiem Wirtualnej Polski i Tygodnika POLITYKA. Od września 2021 roku redaktor naczelny True Story.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze