czwartek, 28 marca, 2024
Strona głównaHistoriaByłem w Nowym Jorku na obchodach rocznicy 11 września. To było przerażające

Byłem w Nowym Jorku na obchodach rocznicy 11 września. To było przerażające

Atak na WTC obrócił w pył nie tylko wieże zabierając życie 2973 ludzi. Uderzył też w wiarę w amerykański mit. Przekonanie o rządowym spisku, który oskalpował miasto, to sposób na poradzenie sobie z niewyobrażalną dla mieszkańców sytuacją – mówi Jakub Pszoniak, który był na obchodach rocznicy tragedii z 11 września w Nowym Jorku

11 września. Chyba każdy pamięta co robił, gdy w wieże uderzyły samoloty (fot. Wikimedia)

Ktoś oglądał telewizję, ktoś wracał ze sklepu z kasetami, ktoś mieszał wódkę z coca-colą, kogoś innego nie było jeszcze na świecie. 12 lat po tamtym 11 września  byłem w Nowy Jorku. Tego dnia miasto stało. Stało stojąc, stało klęcząc, stało maszerując, stało milcząc, stało krzycząc. Manhattan obrośnięty było pikietami grup, które na temat zamachu znały prawdę. A raczej prawdy, bo, choć niektóre się zazębiały i uzupełniały, to inne zupełnie się wykluczały.

„Wierzyliśmy w nasz rząd, nasi bracia przelewali krew. Ale zostaliśmy oszukani, wszyscy. Tak, nasz rząd nie jest nasz, bo nas oszukał. Dwie wierze zburzyli oni!”. Kolejne, skandowane sylabami, sztywne przemowy żołnierzy, którzy przeszli przez Afganistan o tych, którzy zostali ostrzeżeni i nie przeszli tego dnia do pracy. Którzy zaplanowali. Którzy rządzą. Którym się opłaca. Na plakatach kudłaty łeb Belzebuba, ale to chyba metafora. Chociaż przemawiający żołnierze raczej gardzą metaforą, więc może nie. Tablice z nadrukowaną prawdą. Tablice z prawdą pisaną farbą. Litery u góry duże, widoczne, z każdą linią coraz mniejsze, ostatnie ledwo się mieszczą. Stały wozy strażackie w otwartych na oścież remizach. Stoli strażacy dumni ze swojej pracy w dniu, który każdy pamięta, ale i wspominający kolegów, których 11 września zabrał.

11 września. Tragedia, która podzieliła Amerykę

Atak na WTC obrócił w pył nie tylko wieże zabierając życie 2973 ludzi. Uderzył też w wiarę w amerykański mit. Przekonanie o rządowym spisku, który oskalpował miasto, to sposób na poradzenie sobie z niewyobrażalną dla mieszkańców sytuacją. Paradoksalna próba uratowania wiary w to, że Ameryka jest twierdzą, która nie może być zaatakowana z zewnątrz. Gdy i to nie pomaga poradzić sobie z lękiem i pustką można wstąpić do jednego z biblijnych centrów handlowych i przyłączyć się do jednego z tysiąca kościołów odpowiadających na każde z pytań. Gdy i to nie pomaga można stać się obwoźnym dilerem prawdy, jednym z tych ubranych w płaszcz proroków wieszczących rychły koniec świata.

Można, o ile ma się odpowiednio gruby portfel, wstąpić do kościoła scjentologicznego, który z nauką tyle ma wspólnego, co Demokratyczna Republika Niemiec z demokracją. Można zostać wyznawcą religii skalpela i kupować wieczną młodość przyjmując komunię z jadu kiełbasianego. Nowy Jork to nie tylko nadzieja, ale również lęk.

11 września całe miasto było Dwoma Wieżami. Kwiaty, przemowy, łzy, dwa słupy niebieskiego światła przecinające niebo. Ale na zabliźniające się miejsce ataku nie można było wejść – miejsce tragedii było zamknięte. Poszedłem tam kilka dni później. Dwie misy, po ścianach których spływają setki poszatkowanych strug łączących się w jeden ginący w głębi ziemi. Dwie wyrwy, które zdają się nie mieć dna. Na okalającej je czarnej blasze wyciśnięte są rzędy liter. Z tworzącej się z nich listy ofiar jedno nazwisko wydaje się szczególnie długie. „Rita James and her unborned chiled”. Dziś miałoby 21 lat.

Zobacz też:

ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze