czwartek, 25 kwietnia, 2024
Strona głównaEkologiaAtramentowe rzeki Azji. Oto prawdziwy koszt tanich ubrań

Atramentowe rzeki Azji. Oto prawdziwy koszt tanich ubrań

Rocznie przy produkcji odzieży wytwarzamy 1,2 miliarda ton gazów cieplarnianych. To więcej niż produkują światowy transport lotniczy i wodny razem wzięte. Lwia część tekstyliów wytwarzana jest w Chinach i Bangladeszu. Władze tego drugiego kraju wiedzą, że z każdym kolejnym rokiem wpadają w sidła ekologicznej katastrofy, ale jednocześnie ostrzą sobie zęby na przejęcie części zysków ze spowalniającej gospodarki Chin.

Rzeki w Bangladeszu przekraczają kilkadziesiąt tysięcy razy poziom zanieczyszczenia pozwalający człowiekowi na zanurzenie (fot. Pixabay)
  • Do rzek w Bangladeszu trafiają detergenty, barwniki i metale ciężkie
  • Kraj stoi na krawędzi katastrofy ekologicznej, ale nie jest w stanie przerwać produkcji, bo to z niej ma 20 proc. PKB
  • Czy jest jakikolwiek sposób, żeby produkcję ubrań zrobić bardziej ekologiczną?

Pierwszy raz zobaczyłem coś takiego w kadrze filmu „Watermark”, dokumentu opowiadającego o tym, jak człowiek zatruwa swoją działalnością wody na całym świecie. Oleista rzeka Buriganga, została tam zestawiona z krystalicznie czystymi wodami jeziora Ealue w Kanadzie. Ta szokująca pocztówka z kraju trzeciego świata szybko wyleciała mi z pamięci.

Dziś dobrostan rzek jest bardzo ważnym tematem w Bangladeszu, ale też w Polsce. Wiele mówi się dziś o tamach zaburzających naturalny rytm rzek i niszczących środowisko naturalne. Z kolei w delcie Brahmaputry lokalne media najwięcej piszą o budynkach, które powstały blisko linii brzegowej, a które nigdy nie powinny otrzymać pozwoleń budowlanych. Mowa o domach, fabrykach, a nawet elektrowniach. Wszystko zaczęło się od produkcji tekstyliów, która w poszukiwaniu niezbędnej dla fabryk wody, zaczęła się przenosić blisko terenów zalewowych. Wraz za nią przenieśli się pracownicy. Gdy na skutek zmian klimatu rzeki zaczęły wylewać, wielu mieszkańców kraju ogarnęła panika. Ci, którzy mogli uciec, brali swój dobytek i przenosili się do Dhaki – liczącej prawie dziewięć milionów mieszkańców stolicy państwa – ale nie wszyscy mieli taki komfort. Trudno z dnia na dzień przerwać produkcję, czy wyłączyć elektrownię.

Warto dodać, że mowa o państwie, którego terytorium w większości znajduje się mniej niż pięć metrów nad poziomem morza; którego stolica otoczona jest czterema rzekami i który jest drugim największym eksporterem tekstyliów, zaraz po Chinach. Niestety, gigantyczna skala przemysłu doprowadza do tego, że powstałe podczas produkcji toksyny masowo lądują w rzekach, które później hojnie wylewają się poza swoje koryta, nie tylko niszcząc budynki i infrastrukturę, ale też zatruwając cały kraj i poważnie narażając jego mieszkańców na nowotwory.

Jak bardzo można zejść z ceny?

Nie jest tajemnicą, że Chiny i Bangladesz stały się liderami w produkcji ubrań ze względu na ekstremalnie niskie ceny produkcji. Pracownicy mogą tu siedzieć przy maszynach po 15 godzin na dobę, a otrzymują za to jakieś 2 dolary dziennie. Nie ma też prężnie działających związków zawodowych. Te nawet jeśli w ostatnich latach podniosły głowę, to są za słabe, żeby wpłynąć na politykę państwa. Dość powiedzieć, że najlepiej wyszkoleni mechanicy zarabiają obecnie w Bangladeszu równowartość 50 złotych dziennie.

Rzeki w Bangladeszu zamieniają się w ścieki (fot. Youtube)

Tanie są też energia, półprodukty i surowce. Co więcej, produkcja w tych warunkach – nawet jeśli obarczona ryzykiem przerwania przez powódź, czy spadający dach – opłaca się z roku na rok coraz bardziej. W 2014 roku kupiliśmy 60 proc. więcej ubrań niż w roku 2000, a prognozy mówią, że będziemy nabywać jeszcze więcej. Za ten ciągły głód zakupowy odpowiedzialne są głównie globalne marki odzieżowe, które nie tylko wydają miliardy na reklamę produktów, ale też wymieniają je tak szybko, że nie zdążymy przyjrzeć się poprzednim. Coś takiego jak: „kolekcja zimowa” w zasadzie nie istnieje, bo asortyment w sklepach zimą zmieniany jest kilka razy.

Prawdziwy koszt produkcji

Koszta z producentów zostały przerzucone zarówno na pracujących jak mrówki pracowników, jak i na naturę. Jak podaje zajmująca się badaniem możliwości zwiększenia recyklingu fundacja Elen McArthur przemysł modowy zużywa tyle wody, że mógłby w ciągu roku wypełnić 37 milionów basenów olimpijskich. Wszystko przez wybielanie, zmiękczanie, czy próby nadawania ubraniom cech wodoodporności. Każdy z tych procesów wymaga wielu litrów wody, podczas których używa się chemikaliów i metali ciężkich, wpływających później do rzek.

Na przykład aby uzyskać niebieski kolor tkaninę trzeba maczać w wielkich kadziach z barwnikiem. Po takim farbowaniu jeansy są suszone i prane w płynach zmiękczających. Aby uzyskać efekt przetarcia, potrzebne są jeszcze kwasy i wybielacze.

Nic więc dziwnego, że gdy dawne łowiska zamieniły się w gęste, atramentowe bagna, ci którzy mogli uciekli od linii brzegowych. Mniejszy wybór miały żyjące w wodzie zwierzęta, które po prostu masowo wymierają.

Czy da się coś z tym zrobić?

Władze Bangladeszu przekonują, że wiedzą o problemie i próbują go zwalczyć. Z jednej strony premier Sheikh Hasina zauważa, że „dodatkowe 10 centów na produkcie pomogłoby zapobiec zanieczyszczeniu naszych rzek”, z drugiej strony kraj ostrzy sobie zęby na przejęcie kontraktów od chińskiego biznesu, który zwalnia z powodu nowych regulacji na rynku nieruchomości.

Czy w takim razie jakkolwiek jesteśmy w stanie wpłynąć na sytuację i zapobiec ekologicznej tragedii? Po pierwsze, dobrze byłoby po prostu kupować mniej i nie dawać się omamić, zmieniającymi się jak kartki w kalendarzu kolejnymi kolekcjami ubrań, które niczym się od siebie nie różnią.

Po drugie, zawsze możemy sprawdzić skąd pochodzi kupowany przez nas produkt. Te ubrania, które zostały wytworzone na terenie Unii Europejskiej musiały spełniać odpowiednie normy w zakresie produkcji zanieczyszczeń. Zresztą nie trzeba było ich przewozić przez pół świata, tworząc dodatkowy ślad węglowy.

Zobacz też:

Jan Rojewski
Jan Rojewskihttps://truestory.pl
Pisarz, dziennikarz. Publikował m.in. na łamach Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej, Onetu, Tygodnika Powszechnego. Był stałym współpracownikiem Wirtualnej Polski i Tygodnika POLITYKA. Od września 2021 roku redaktor naczelny True Story.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

1 KOMENTARZ

Skomentuj Anonim Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze