– Węgiel Polską racją stanu! – słyszymy raz za razem z ust polityków obozu rządowego. Wiadomo, że w ich interesie nie jest zapowiadanie zamykania kopalń i potężnych restrukturyzacji w górnictwie. Niestety, Europa ma inne spojrzenie na tę kwestię. W celu dojścia do pełnej neutralności klimatycznej UE zamierza rok po roku podwyższać ceny za emisję dwutlenku węgla. Dla portfelów Polaków może to być zabójczy cios.
Według opublikowanego dziś raportu fundacji Istrat, już w przyszłym roku za prąd zapłacimy średnio, aż o 264 złote więcej. To trochę tak jakby w ciągu roku doszło nam sześć dodatkowych tygodni do opłacenia. Obecnie średnie, miesięczne ceny prądu w Polsce wahają się od 137 do 150 złotych w zależności od województwa.
Cena będzie rosnąć, tak aby zbilansować opłatę emisyjną. Ta dziś wynosi 52 euro za tonę, ale do 2035 roku ma kosztować nawet 119 euro.
Wchodzimy w erę niedoborów mocy
Dołóżmy do tego wysokie koszty transportu energii oraz malejącą efektywność elektrowni. Analitycy przewidują, że stare elektrownie przestaną wyrabiać zanim na mapie kraju pojawią się nowe źródła energii elektrycznej. Rząd odpowiada na te kasandryczne wizje, mówiąc że do tego czasu energię będziemy mieć z atomu, ale na razie nie wiadomo gdzie ta miałaby stanąć, kto ją wybuduje i kiedy w ogóle realnie mogłoby się to wydarzyć.
Jedynym wyjściem z tej spirali podwyżek jest szybkie przejście na energię z OZE. Nie ma co czekać na elektrownię atomową, która powstanie lub nie. Musimy równie mocno stawiać na panele słoneczne i elektrownie wiatrowe. W przeciwnym razie różnego rodzaju bony energetyczne nie zbilansują nowych wydatków, a jedynie przyczynią się do pogłębienia innego negatywnego zjawiska, czyli inflacji.
Nie możemy mieć wątpliwości, że temat cen prądu w najbliższych latach awansuje i wyląduje na pierwszych stronach gazet. Może być to pożywka dla ruchów antyunijnych, które za ten stan rzeczy będą obwiniać wspólną politykę klimatyczną. Już dziś szansę na wywindowanie swojej pozycji na prądzie dostrzega Zbigniew Ziobro, który regularnie atakuje Mateusza Morawieckiego za godzenie się na kolejne klimatyczne strategie Brukseli.
Być może, zważywszy na skalę naszego uzależnienia od węgla Unia zgodziłaby się aby opłata za emisję CO2 nie rosła dla nas tak szybko, jak dla reszty kontynentu. Wejście na ten poziom negocjacji na pewno wymagałoby jednak od Polski spuszczenia z tonu w innych kwestiach – takich jak reformy sądownictwa – na co nie można liczyć.