
Pandemia, inflacja, maile Dworczyka, kryzys na granicy – problemów w mijającym właśnie roku władza miała wiele. Jeśli wierzyć sondażom, Polacy uważają że z niektórych wybrnęła przyzwoicie (granica), a z niektórymi nawet nie próbowała sobie poradzić (maile). Ostatecznie jednak najważniejszy sondaż, to ten partyjny. A w nim, PiS ma stabilne trzydzieści, trzydzieści kilka procent. Sporo, ale to nie jest wynik gwarantujący wyborcze zwycięstwo.
Co w tej sytuacji może zrobić Jarosław Kaczyński? Teoretycznie najłatwiejszym wyjściem jest wymiana premiera. Winę za całe dotychczasowe zło można zrzucić na Morawieckiego, który „nie podołał zadaniu” i znaleźć mu zastępcę. To miałoby swoje plusy, bo Morawiecki w PiS jest po prostu nielubiany, a w komitecie politycznym partii, ma tylko jednego swojego człowieka, którym jest właśnie Dworczyk. Z minusów, należy wymienić fakt, że taka roszada praktycznie kończyłaby walkę o schedę po Kaczyńskim. Gdyby prezes zdecydował się na taki krok, w zasadzie oddałby ugrupowanie w ręce osób związanych z Beatą Szydło.
Kto mógłby zastąpić Morawieckiego?
Giełda nazwisk mogących zastąpić premiera wcale nie jest długa. W grę wchodzą: wspomniana już Szydło, Mariusz Błaszczak lub ktoś z poza PiS, kogo należałoby stworzyć od zera, tak jak teraz Morawieckiego. Szydło, choć ma w partii dużo popleczników, to premierem już była. Została odwołana bo nie potrafiła przedstawić dłuższej wizji funkcjonowania swojego gabinetu, nie potrafiła rozwiązywać konfliktów między ministrami, a z Brukseli przywoziła porażkę za porażką (słynne 27:1 w głosowaniu na przewodniczącego Rady Europejskiej).
Za to Błaszczak typowany jest na premiera od lat. To człowiek skromny, wierny Kaczyńskiemu od lat 90. i przez całe życie marzący o karierze sprawnego urzędnika, której zwieńczeniem mogłoby być wręczenie teki premiera.
W 2005 został zainstalowany w gabinecie Kazimierza Marcinkiewicza jako oczy i uszy Kaczyńskiego. Rosnące wpływy młodego polityka zostały podkreślone przestronnym gabinetem i pokaźnym zakresem nowych obowiązków. Odpowiadał m.in. za kontakty z Sejmem, z Kancelarią Prezydenta i za program Tanie Państwo, mającym być jego oczkiem w głowie.
Gdy wrócił do władzy w 2015, od razu dostał potężne prerogatywy. Jako szef MSWiA wyciągnął z szuflady ustawę, mającą pozbawić byłych funkcjonariuszy MO emerytur mundurowych. Nie miał skrupułów, gdy trzeba było użyć policji do pacyfikowania blokad opozycyjnych manifestacji. Nie wahał się robić „pod górkę” Owsiakowi i Przystankowi Woodstock. Dał policjantom jasny sygnał, kogo zatrzymywać można, a kto jest nietykalny. Tak było np. w Gdańsku, gdy podczas Parady Równości policja zatrzymała lżącą marsz córkę radnej PiS. Tak było, gdy usprawiedliwiał w Ełku próbę dewastacji baru z kebabem prowadzonego przez muzułmanów. Były to rzekomo „zupełnie zrozumiałe obawy ludzi”.
Cieniem na działalności kładzie się śmierć Igora Stachowiaka na komisariacie policji i ostatnia ucieczka Emila Czeczki na Białoruś. Trudno też dostrzec w jego pracy rys kogoś, kto myśli samodzielnie, a nie po prostu realizuje punkt po punkcie program PiS.
Zresztą, jeśli chodzi o wizerunek, to Błaszczak nie zwalczył tego, który został stworzony na potrzebę serialu komediowego „Ucho Prezesa”. Grany przez Mikołaja Cieślaka serialowy Błaszczak jest wierny i niezbyt lotny. Stojący zawsze przy prezesie i jest gotowy do każdego – nawet najbardziej upokarzającego – poświęcenia.
To może ktoś z zewnątrz?
W grę wchodzi jeszcze opcja numer trzy, a więc kreacja nowej postaci. Ostatnio Onet sugerował, że kimś takim mógłby być Piotr Nowak. Mowa o sprawnym finansiście, który do Warszawy ściągany był zza oceanu, gdzie piastował lukratywne stanowisko w strukturze Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Nowak zna realia polityki polskiej, europejskiej i amerykańskiej. Na jego niekorzyść świadczy fakt, że jego żona pracuje dla Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a to swoista szara strefa.
PiS pewnie dałoby radę wyciągnąć Nowaka jak królika z kapelusza i objawić światu jako nowego prezesa rady ministrów, ale problem polega na tym, że w oczach opinii publicznej byłby on kopią premiera Morawieckiego. Wszystkie wymienione wyżej zalety Nowaka, to także zalety Morawieckiego. Być może Kaczyński ma słabość do ludzi z takim – międzynarodowym CV – ale nie rozwiązuje to problemu partii. Tym bardziej, że ta woli gdy wysokie stanowiska zajmują jej ludzie, a nie jacyś spadochroniarze.