Wyginięcie pszczół spowodowałoby katastrofę. Straty w hodowli warzyw, owoców i roślin oleistych byłyby tak koszmarne, że spowodowałyby masowy głód. Ta wizja – choć odległa – zaczęła zaglądać ludzkości w oczy. Od lat 70. niektóre regiony USA zanotowały ponad 50 proc. spadek liczby pszczół. Winiono urbanizację, użycie pestycydów i nowe patogeny. Z czasem na prowadzenie w tym złowieszczym rankingu wysunęła się „Varroe destructor” (polska nazwa „dręcz pszczeli” choć doskonale charakteryzuje pajęczaka jest praktycznie nieużywana), roztocze pasożytujące na pszczołach i ich larwach. Dręcz wywołuje „warrozę”, która jest dla pszczół śmiertelną i nieuleczaną chorobą. Wszystkie staromodne metody walki takie jak używanie kwasu mlekowego, nie przynosiły rezultatów. Przełamanie przyniosła dopiero technologia.
Ul z dostępem do wi-fi
Francuska firma BeeLife skonstruowała specjalne ule, które posiadają system ogrzewania i klimatyzacji w celu wytępienia pasożyta. Varroa umiera mniej więcej w temperaturze 42 stopni, która dla pszczół jest jeszcze do wytrzymania. Komputer pozwala utrzymać gorąc w ulu dokładnie na tym poziomie pozbywając się zagrożenia, ale nie szkodząc trwale owadom. Całość systemu zasilana jest przez zamontowane na dachach panele słoneczne.
Inne rozwiązanie znaleźli australijscy inżynierowie, których do tej pory bardziej zajmowała budowa marsjańskich łazików. Dla pszczół zeszli jednak na ziemię i skonstruowali PurpleHive, będący ulem z wbudowaną fotokomórką. Za każdym razem gdy pszczoła wraca do ula, robione jest jej zdjęcie, a sztuczna inteligencja wyłapuje, czy któryś z osobników nie przenosi na sobie „gapowiczów”. Jeśli tak, to sygnał alarmowy natychmiast wysyłany jest na telefon komórkowy pszczelarza.
Skoro pszczoły można sfotografować i zmierzyć im temperaturę, to dlaczego nie stworzyć całej bazy pszczelich danych? Tym zajmuje się brytyjski World Bee Project, który testowo monitoruje kilka pasiek w Wielkiej Brytanii. Do bazy spływają informacje o wadze ulu, zachowaniu pszczół wobec zmieniającej się pogody czy wpływie pestycydów. Wszystko po to, żeby uzbrojeni w nową wiedzę naukowcy mogli lepiej radzić sobie z wymieraniem gatunku.
Wymieniony projekty są pionierskie i trudno na razie oczekiwać, żeby weszły do użycia na masową skalę (przede wszystkim ze względu na koszta). Żeby bronić pszczoły – już nie przed pasożytami, a środkami owadobójczymi – Unia Europejska zastosowała znacznie łatwiejszą broń. Zakaz.
Choć nie ma jednoznacznych dowodów na szkodliwość neonikotynoidów uznano, że lepiej chuchać na zimne. Od 2018 roku środki zostały wycofane z użycia. Potencjalna zagłada pszczoły miodnej wpłynęłaby na proces zapylania roślin i negatywnie wpłynęła na żywiące się nią ptactwo.
Ubezpieczając się przed tym scenariuszem, naukowcy z uniwersytetu Harvarda stworzyli RoboBee. Małą, sztuczną pszczołę, która gotowa byłaby przenosić pyłek kwiatowy, na wypadek gdyby jej naturalna siostra nie była w stanie tego zrobić.
Czy dożyjemy czasów, gdy robotyczne pszczoły będą przenosić pyłek kwiatowy, wprawiając w ruch przyrodę? Czas pokaże, choć „dręcz” naprawdę mógł być sprawcą pszczelej zagłady, to wszystko wskazuje na to, że uda się ją przynajmniej odwlec w czasie.
Zobacz też:
https://www.youtube.com/watch?v=ifYPaRCZ7GM