piątek, 29 marca, 2024
Strona głównaSportDroga do piekła Jamesa Rodrigueza. Od Realu Madryt do Al-Rayyan

Droga do piekła Jamesa Rodrigueza. Od Realu Madryt do Al-Rayyan

Latem 2014 roku James Rodriguez był objawieniem. Mogło się wydawać, że facet naprawdę ma możliwość gry na najwyższym poziomie. Niestety, problemy w życiu osobistym, kontuzje i brak regularności sprawiły, że siedem lat później piłkarz wylądował w lidze katarskiej.

„Kiedy miałem 7 lat, powiesiłem sobie plakat Al-Rayyan nad łóżkiem…” – nikt, nigdy (zdj.
https://remonews.com)


Jest 4 lipca 2014 roku. Na stadionie Castelão w Fortalezie reprezentacja Brazylii podejmuje w roli gospodarzy będących rewelacją turnieju Kolumbijczyków. Canarinhos na rozgrywanym na własnej, uświęconej futbolem ziemi turnieju do tej pory straszliwie się męczyli. Tymczasem Kolumbia bez większych problemów wygrała grupę, a później odpaliła mocny Urugwaj. Najjaśniejszą postacią tej paki jest James Rodriguez, ofensywny pomocnik czarujący już wtedy w Monaco (10 goli i 14 asyst w sezonie 2013/2014). Mecz jest wyrównany i mimo strzelonego przez Jamesa karnego w 80. minucie Kolumbia odpada przegrywając 1:2. Rodriguez na pocieszenie zgarnie koronę króla strzelców turnieju i nagrodę za najładniejszą bramkę. Z tamtego meczu zapamiętałem właśnie jego – książątko brazylijskiej piłki Neymar popisał się tylko nurkowaniem i tym, że został pod koniec brutalnie sfaulowany.

Jest 22 lipca 2014 roku. Real Madryt ogłasza transfer Jamesa z umową na sześć sezonów za wysoką kwotę 75 milionów euro. Niby mówi się, że wielkie kluby nie decydują się na emocjonalne transfery pod wpływem osiągnięć na turniejach reprezentacyjnych, ale wszyscy dobrze wiemy, jak to jest (skąd inaczej wziąłby się Kapustka w Leicester?). Kolumbijczyk w pierwszym sezonie pod zarządem Carlo Ancelottiego zalicza 17 goli i 18 asyst, mimo, że opuszcza kilka spotkań w lidze, jednak zdaje się, że ma papiery na zostanie gwiazdą światowego futbolu. Drybling, strzał z dystansu, rozegranie piłki na małej przestrzeni, to wszystko wygląda u niego prawie jak u Messiego czy Ronaldo. Do tego jest przebojowy i przystojny, więc może też zostać łakomym kąskiem na rynku reklamowym. Co tu mogło pójść nie tak?

2014 – to był jego rok

Przez kolejne lata w Realu zachowywał dobre liczby pomimo pojawiających się problemów zdrowotnych. W sezonie 15/16 zanotował 8 goli i 10 asyst po 1859 minutach gry, zaś w kolejnym 11 goli i 12 asyst po 1824 minut gry. Ten ostatni był momentem, kiedy z Realu zaczęto go wypychać. Pomimo tego, że osiągnął double-double pozostając połowę możliwego czasu na boisku, a Real z nim w składzie wygrał La Ligę oraz Ligę Mistrzów. Tylko jaki był w tym jego udział? W Lidze Mistrzów prawie nie grał, a w La Lidze strzelał i asystował w meczach głównie już wygranych. Zaczęły się pojawiać informacje o jego pozaboiskowych ekscesach – na przykład wtedy, gdy uciekał sportowym Audi R8 przed policją, pędząc 200 km/h przez kilka kilometrów (twierdził że słuchał głośno muzyki i nie widział auta na kogutach). Relacja z trenerem Zidanem, który w 2016 objął „Królewskich” również nie należała do łatwych. Francuz znany jest z tego, że darzy irracjonalnym zaufaniem jednych piłkarzy, zupełnie nie stawiając na innych. Jamesowi publicznie rekomendował na przykład wizyty u psychologa celem poprawienia formy. Cóż, jednak to Zidane wygrał jako trener trzy Ligi Mistrzów z rzędu, a James musiał poszukać dla siebie drogi ucieczki.

W sezonie 2017/2018 James przeniósł się do Bayernu na wypożyczenie, gdzie zażyczył sobie go Carlo Ancelotti i wydawało się, że udało mu się trafić. Zagrał ponad 2600 minut, w których zaliczył 8 goli i 14 ostatnich podań. Carletto jednak szybko wyleciał, a u jego następców Jamesowi nie udało się na dobre przebić do podstawowego składu. Od drugiej połowy 2018 roku już rzadko kiedy udało mu się zagrać cały mecz, a gdy już tak było, mocno zawodził. Niko Kovac nie miał pomysłu co z nim zrobić (nie, żeby miał dobre pomysły na cokolwiek innego) i w efekcie po sezonie Bayern nie zdecydował się na wykup Kolumbijczyka. Ten uzbrojony w nowe nadzieje pozostał w Realu na sezon 2019/2020, ale gdy zaczęło się na cokolwiek zapowiadać, uszkodził w październiku 2019 r. więzadła i został przez Zidane’a odłożony na półkę – po kontuzji wylądował w klubie kokosa i zagrał już tylko jeden mecz w koszulce „Królewskich”. Dodatkowo wyjazd do Niemiec skutkował rozpadem małżeństwa Jamesa zawartego z Danielą Ospiną – której ponoć nie interesowała zamiana słonecznego Madrytu na pochmurną Bawarię dla gościa, który miał mieć liczne romanse z instagramowymi modelkami.

Ostatnie naprawdę dobre chwile tego gościa. U szejków się tego nie napije

W Evertonie po raz kolejny szansę postanowił mu dać Carlo Ancelotti. Sezon 2020/2021 był w jego wykonaniu pierwszym porządnym od czasów Bayernu. James borykał się znowu z urazami, przez które zagrał tylko 2000 minut, ale i tak zaliczył 6 goli i 9 asyst, z czego wszystkie gole padły w Premier League. Powiedzmy sobie szczerze: to są dobre statystyki jak na pomocnika grającego w zespole tak chimerycznym, jak Everton pod Ancelottim. Zespół zaliczył świetny start sezonu, a James swoimi 3 golami i asystami do października wywindował go na pierwsze miejsce w tabeli, jednak później osunął się we właściwą dla siebie przeciętność. Carletto, jak prawdziwy skipper, postanowił opuścić ten dryfujący donikąd okręt jako pierwszy, co po raz kolejny skutkowało pozostawieniem przez niego dzielnego bosmana Jamesa samemu sobie. Podobnie jak w Realu przed sezonem 2015/2016 jego następcą został Rafa Benitez, który tym razem nie chciał się cackać z piłkarzem, którego nie lubi i postanowił Jamesowi podziękować.

Jest 23 września 2021 roku. James zostaje na zasadzie wolnego transferu (choć niektóre źródła podają 8 milionów euro) nowym zawodnikiem katarskiego Al-Rayyan, choć był łączony wcześniej z Milanem, Porto i Atletico. Jego nazwisko od kilku lat staje się synonimem porażki i niedocenienia. Wkrótce zobaczymy go na jakimś stadionie imienia petrodolarów postawionym kosztem niewolniczej pracy azjatyckich migrantów. A że James guzdrał się z transferem, i do tego ciążyła mu jego gargantuiczna pensja, no to jest gdzie jest. Jeśli wypełni umowę podpisaną do 2024 roku, to będzie mieć 33 lata i raczej ciężko mu będzie jeszcze sensownie pokopać w Europie. Nam pozostanie wspominać jego wielkie chwile na YouTube, gdzie strzelone bramki sąsiadować będą z piosenkami Calvina Harrisa i zwiastunem filmu „Drive”.

Bartłomiej Król
Bartłomiej Król
Prawnik, publicysta, redaktor. Na TrueStory pisze głównie o polityce zagranicznej i kulturze, chociaż nie zamierza się w czymkolwiek ograniczać.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze