piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaPolitykaCzy następcą Łukaszenki będzie jego syn, co sądzi Kreml?

Czy następcą Łukaszenki będzie jego syn, co sądzi Kreml?

"Jeżeli komuś wydawało się, że umrę, niech się uspokoi. Jeszcze długo będziecie musieli mnie znosić" - zadeklarował białoruski dyktator Alaksandr Łukaszenka na wtorkowym posiedzeniu rządu. Ale i tak trwają dywagacje, kto może być jego następcą i czy będzie to przywódca bardziej posłuszny Moskwie.

Łukaszenka wrócił z niebytu i tak komentował swój powrót:

Chociaż autokrata reżimu z Mińska apeluje o spokój, twierdzi, że wrócił do zdrowia, spekulacje o przyszłości tego przywódcy nie znikają.

Wciąż przypomina się w przestrzeni publicznej, że na początku maja satrapa z Białorusi został ściągnięty siłą do stolicy Rosji, by uczestniczyć w moskiewskiej defiladzie, upamiętniającej zwycięstwo ZSRR nad nazistowskimi Niemcami w II wojnie światowej.

Wtedy Łukaszenka nie mógł przejść nawet kilkudziesięciu metrów i podwieziono go wózkiem elektrycznym. Miał bandaż na ręce, który przykrywał wenflon. I wtedy powstawały różne scenariusze.

Mówiło się, że formalnie po jego śmierci władzę przejmie jako przywódca państwa marszałek wyższej izby parlamentu. Obecnie tę funkcję pełni Natalia Kaczanawa. Jej obowiązkiem byłoby przeprowadzenie wyborów w ciągu 70 dni. Wacław Radziwinowicz, były korespondent „Gazety Wyborczej” w Rosji, podkreśla, że ona mogłaby umieścić u władzy syna Łukaszenki.

Syn od sportu

Łukaszenka wprawdzie twierdzi, że nie chciałby, aby do tego doszło, ale wielu komentatorów uważa, iż to po prostu blef. Wiktor, syn dyktatora, to obecnie szef Białoruskiego Komitetu Olimpijskiego, pasjonat sportu, który paradoksalnie mógłby odpowiadać Kremlowi, ponieważ w Moskwie panuje przekonanie, że tworzenie swoistej „dynastii” u władzy to rękojmia stabilności i braku chaosu polityczno-ustrojowego w autokracji. Przed laty taki system budował prezydent Borys Jelcyn. I choć jego dynastii nie udało się przejąć władzy, to raczej z winy samego Jelcyna (oraz złej sytuacji ekonomicznej) niż dlatego, że dynastie przeszkadzają Rosjanom.

Jednak kolejnym kandydatem, mniej oczywistym, do przejęcia władzy jest Roman Hałouczenka, który od trzech lat pełni funkcję premiera Białorusi. Jest dyplomatą z zawodu, a jak podkreśla Radziwinowicz, kierował zbrojeniówką na Białorusi, zaś ta pracowała na potrzeby Rosji, co może sprawić, że na Kremlu zostanie obdarzony dużym zaufaniem.

Moskwa obawia się… siłowików

Moskwa nie chciałaby, żeby władzę przejął ktoś z siłowików, a więc służb specjalnych, którymi otaczał się Łukaszenka, by tłumić opozycję demokratyczną. Na szczęście Radziwinowicz twierdzi, że są tam frakcje, które są wobec siebie konkurencyjne, a nie ma też wystarczająco hardych watażków w tym szemranym towarzystwie, by umościć się u władzy i przejąć schedę po dotychczasowym satrapie.

Za to nie ma wątpliwości, że opozycja demokratyczna nie ma w zasadzie nawet minimalnych szans na przejęcie władzy w kraju, bo opozycjoniści albo są w więzieniu,albo – tak jak Swiatłana Cichanouska – na emigracji.

Z pewnością nie ma optymistycznych wieści dla narodu białoruskiego. Nawet w razie śmierci ich dyktatora szanse na demokratyzację i przywrócenie rządów prawa są doprawdy znikome.

ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze