sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona głównaPolitykaA co my zrobiliśmy dla Ukrainy?

A co my zrobiliśmy dla Ukrainy?

Na polskim Twitterze można znaleźć pełno komentarzy o zdradzie Niemiec i o tym, że imperia zawarły nowy pakt Ribentropp-Mołotow. Mało kto jednak pyta o to, co Polska robi dla Ukrainy w przedeniu wybuchu nowego konfliktu.

Spotkanie może i fajne, ale nic z niego nie wynika (fot. Twitter Andrzeja Dudy)

Nasz wschodni sąsiad przeżywa trudne chwile. Potencjalny atak może nastąpić, aż z trzech kierunków: od wschodu z Donbasu, od północy z Białorusi i od południa z Krymu. Mówi się też o tym, że Rosjanie nie zamierzaliby zatrzymywać się w kilka kilometrów za linią frontu, a celem byłby Kijów. Odkładając na bok, na ile te scenariusze są prawdopodobne, warto wrócić do tematu pomocy dla Ukrainy. Niemcy oskarżane są o to, że po cichu wspierają Moskwę, podczas gdy Londyn i Waszyngton wysyłają samoloty wypełnione bronią. To świetnie, że polska opinia publiczna tak bacznie obserwuje działania naszych sojuszników, ale co my zrobiliśmy żeby pomóc sąsiadom? Otóż bardzo niewiele.

Nie drażnić niedźwiedzia

Mimo, że tony sprzętu z Zachodu niemal codziennie lądują na ukraińskiej ziemi, to polska dopiero „rozpatruje ewentualność” wsparcia militarnego dla Kijowa. – Przerabialiśmy to już podczas trudnej sytuacji w Donbasie – mówi Polskiemu Radiu Wojciech Skurkiewicz, senator PiS-u i wiceminister obrony narodowej. Doświadczenie sprzed siedmiu lat na pewno się przyda, tyle, że wówczas Polska pomagała raczej poszkodowanym i uchodźcom niż żołnierzom na froncie. Teraz także debatujemy nad tym co zrobić. Doszło do spotkania między prezydentami Polski i Ukrainy, które zakończyło się konkluzją o… konieczności dalszych rozmów.

Serio, na stronie kancelarii prezydenta możemy przeczytać komunikat, z którego wynika, że „w ciągu najbliższych tygodni będą dalsze rozmowy przedstawicieli Prezydentów Polski i Ukrainy”. Te kilka najbliższych tygodni powinno także spokojnie wystarczyć Rosjanom zaparkować czołgi na Placu Europejskim w Kijowie. Także z wypowiedzi, której ambasador Ukrainy w Polsce udzielił w środę Wirtualnej Polsce wynika, że żadne wiążące decyzje dotyczące pomocy militarnej jeszcze nie zapadły. – Liczymy na przekazanie broni, której będziemy potrzebować. Te rozmowy, konsultacje, już są prowadzone i mam nadzieję, że dojdą do skutku – mówił Andrij Desczyca.

Skąd ta powściągliwość? Argumentem jest to, że naszym sąsiadem są także Rosjanie i Białorusini, którzy mogliby potraktować naszą pomoc jako udział w wojnie. Z Obwodu Kaliningradzkiego do Gdańska jest jakieś sto kilometrów, co musi działać na wyobraźnię strategów w Warszawie. Tyle, że dużo bardziej narażone na inwazję państwa bałtyckie nie mają takich oporów. Nieporównywalnie słabsze od nas militarnie Litwa, Łotwa i Estonia zapewniły, że amerykańska broń, która trafiła niegdyś w ich ręce zostanie przekazana Ukraińcom. Nie chodzi o karabiny ukryte pod kartonami owoców, a jawnie przewożony ciężki sprzęt, m.in. pociski przeciwpancerne Javelin oraz rakiety przeciwlotnicze Stinger. Także Francja – od dziesięcioleci oskarżana o indyferentyzm w polityce wschodniej – zadeklarowała, że może wysłać Ukrainie broń.

Polska nie zaskakuje, a Litwa zyskuje

Mógłbym powiedzieć, że dziwi mnie ta opieszałość Polski, ale to nieprawda. Rzeczpospolita już dawno zrezygnowała z ambitnej polityki wschodniej, oddając pole Litwinom. To Wilno szybciej zareagowało na kryzys wywołany wyborami na Białorusi, a Swietłana Cichanouska właśnie nad Niemnem, a nie nad Wisłą szukała schronienia przed reżimem Łukaszenki. Litwini lepiej zachowali się także po otruciu Aleksieja Nawalnego i doprowadzili do spotkania ministrów spraw zagranicznych UE ze sztabowcami rosyjskiego polityka.

Polska nie odegrała też żadnej roli w osiągnięciu kruchego porozumienia kończącego pierwszą fazę wojny w Donbasie. Latem 2015 roku Krzysztof Szczerski mówił wprost, że chce zwołać osobną konferencję pokojową, która ostatecznie rozstrzygnie konflikt. Do niczego takiego nie doszło.

Litwa wie co robi, wykorzystując bierność Polski staje się forpocztą interesów USA w regionie

Nie wykorzystaliśmy też słabości prezydenta Poroszenki do otaczania się zagranicznymi ekspertami. Głównie dlatego, że PiS nie miał wśród swoich kadr nikogo, kim Ukraińcy byliby zainteresowani. Kijów zastanawiał się czy teki premiera nie przekazać Leszkowi Balcerowiczowi. Innym politykiem z Polski, który zrobił na wschodzie karierę był Sławomir Nowak. Niestety, ta zakończyła się aresztowaniem i korupcyjnym skandalem. Misja Poroszenki dobiegła końca, a Wołodymyr Zełenski ma inny pomysł na budowanie kadr.

PiS natomiast świetnie sobie radził w wywoływaniu konfliktów związanych z polityką historyczną obu państw. My demontowaliśmy pomniki UPA, Ukraińcy wstrzymywali ekshumację ciał na Wołyniu, a obie strony pohukiwały na siebie, nie dostrzegając, że zagrożenie obecnie czai się gdzie indziej.

Dawniej przynajmniej wykazywaliśmy inicjatywę

Polityka wschodnia prowadzona przez Radosława Sikorskiego często trafiała kulą w płot. Za przykład może posłużyć próba przekupienia Aleksandra Łukaszenki. Sikorski uznał, że być może białoruski dyktator zgodzi się na przeprowadzenie częściowo wolnych wyborach w zamian za pożyczki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Naiwne? Nawet bardzo, ale przynajmniej jakieś. Jak mówi przysłowie, nie myli się tylko ten, co nic nie robi. Kiedyś nasze błędy wynikały z pomyłek, dziś z siedzenia z założonymi rękami.

Zobacz też:

Jan Rojewski
Jan Rojewskihttps://truestory.pl
Pisarz, dziennikarz. Publikował m.in. na łamach Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej, Onetu, Tygodnika Powszechnego. Był stałym współpracownikiem Wirtualnej Polski i Tygodnika POLITYKA. Od września 2021 roku redaktor naczelny True Story.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

1 KOMENTARZ

Skomentuj zastanow sie lemingu Anuluj odpowiedź

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze