
Gdy Joe Biden szedł do wyborów, przekonywał Amerykanów że nie tylko będzie „anty-Trumpem”, ale też wielkim budowniczym Ameryki. Zaczęło się nieźle, bo Kongres uchwalił gigantyczny pakiet infrastrukturalny, opiewający na ponad bilion dolarów. O tym, że Ameryka bardzo go potrzebuje pisano wiele. Pakiet obejmuje remonty dróg i mostów, kładzenie setek kilometrów światłowodów, przebudowę kolei i remonty sieci energetycznych. To wydatki, które nie tylko mają zakonserwować to co Ameryka już posiada, ale realnie podnieść komfort życia mieszkańców.
Ale ustawa infrastrukturalna stoi obok jednego z największych wyzwań współczesności jakim jest szybka dekarbonizacja. Naukowcy z Uniwersytetu Princeton mówią, że wdrożenie tego bardzo drogiego pakietu ograniczy emisję CO2 jedynie o 60 milionów ton, a to bardzo niewiele, nawet w skali europejskiego państwa średniej wielkości.
Dlatego potrzebny był drugi pakiet. Ten nie tylko skupiał się na dekarbonizacji, ale też zawierał w sobie całą gammę zmian związaną z wychodzeniem kraju z kryzysu wywołanego epidemią koronawirusa. Jednocześnie podkreślano, że jeśli dzięki temu USA będzie w stanie zrealizować wyśrubowane zobowiązania klimatyczne, to wiele państw świata także dostosuje się do trendu. Tak robi m.in. Pekin, który nie ma w swojej naturze wyznaczania nowych kierunków w rozwoju, a raczej podąża za już istniejącymi.
Szacunki kosztów programu nie są dokładnie znane, ale najczęściej przyjmuje się, że chodzi o 3,5 biliona dolarów w ciągu dekady. To zbyt wiele nawet dla niektórych demokratów, którzy obawiają się wpadnięcia kraju w inflacyjną spiralę i lawinowo rosnącego długu publicznego. Senacka większość demokratów wisi na włosku i każdy odmienny głos w sprawie może nią zachwiać. Dlatego bardziej lewicowi działacze Partii Demokratycznej, namawiali aby obie ustawy – infrastrukturalną i dekarbonizacyjną – traktować jako jeden pakiet. Ta pierwsza wzbudzała entuzjazm w obu ugrupowaniach i wówczas szansa na przepchnięcie pełnego modelu zmian byłaby większa.
Gdy program znalazł się pod ostrzem krytyki, jego zakres był stopniowo ograniczany. To i tak nie wystarczyło. Upadek ustawy poważnie zagroziłby szansom na reelekcję Bidena w 2024 roku (dodajmy, że miałby on wówczas 82 lata). Jakimś wyjściem z sytuacji byłoby rozbicie pakietu na mniejsze części i głosowanie każdego projektu osobno. Niestety, amerykańska legislatywa zrobiona jest w taki sposób, że wówczas demokraci musieliby przekonywać do swoich racji republikanów, a na to nie ma szans. Przegłosowanie wszystkiego w jednym bloku, uruchamia specjalną procedurę, która pozwala ograniczyć ilość wymaganych głosów. Dziwne, ale właśnie tak działa to w Ameryce i nie ma szansy na obejście tego prawa.