wtorek, 19 marca, 2024
Strona głównaSportSystem powtórek VAR. Dlaczego się nie sprawdza?

System powtórek VAR. Dlaczego się nie sprawdza?

Wypaczenie zasady spalonego, sztuczne przedłużanie czasu gry i niepotrzebne usunięcie z niej czynnika ludzkiego. To tylko niektóre zarzuty, jakie można postawić systemowi powtórek VAR, który zdominował nowoczesny futbol.

Sędziowie VAR czasem nie potrafią zobaczyć czegoś, co widziałby dobry liniowy (Fot. Wikimedia/Twitter)

System powtórek VAR. Zbawienie dla sportu?

VAR (Video assistant referee) to rodzaj systemu wideoweryfikacji mającego na celu zapobieganie błędom popełnianym przez sędziów piłkarskich. Pamiętam, jak wielkie swego czasu wzbudzał kontrowersje. Jeden z dziennikarzy Piłki Nożnej (bardzo fajny niegdyś tygodnik) nieco ironicznie pytał, czy w przyszłości FIFA i UEFA “nie wprowadzą korków, które będą biegały za graczy w równym tempie, aby rozgrywka była uczciwsza”. Po niemal 7 latach od wprowadzania tego systemu do rozgrywek piłkarskich VAR stał się chlebem powszednim.

Początki VAR-u sięgają 2010 roku, kiedy to w ramach projektu Refereeing 2.0. pod okiem holederskiej federacji piłkarskiej, powstały pierwsze jego szkice. Międzynarodowa Rada Piłkarska (IFAB), będąc pod wpływem kontrowersji wynikającej ze słynnej bramki zdobytej ręką przez Thierry’ego Henry’ego, pomagającej reprezentacji Francji w awansie do Mistrzostw Świata w RPA kosztem Irlandii, pozytywnie opowiedziała się za jak najszybszym procesem wdrażania technologii do rozgrywek. FIFA, której twarzą był wtedy Sepp Blatter, nie była jednak tak pozytywnie nastawiona do pomysłu. Dopiero po zmianie prezesa na urzędującego do dziś Gianniego Infantino, federacja zmieniła podejście o 180 stopni.

Pierwszy raz VAR-u użyto “na żywo” w towarzyskim meczu pomiędzy PSV Eindhoven, a FC Eindhoven w lipcu 2016 roku. W Serie A i Bundeslidze rozpoczęto używanie jego stosowanie od sezonu 17/18, w La Liga od 18/19, ale w Premier League dopiero od 19/20. Pierwszymi mistrzostwami świata był zaś mundial w Rosji z 2018 roku.

Jak sprawdza się do tej pary VAR? Cóż, patrząc na czyste statystyki, zdaje się być zbawieniem dla sportu. Odsetek słusznych decyzji sędziów piłkarskich wzrósł z 93% do 98,8% (ciekawe w jaki sposób to było liczone?). W samym sezonie Premier Legaue 19/20 w połowie przypadków VAR powodował zmianę decyzji sędziego. 

Wszystko super, prawda? Cóż, odsetek zadowolenia kibiców prezentuje się zgoła odmiennie. Blisko 60% kibiców Premier League uważa, że VAR działa źle, a 67% kibiców jest zdania, że poprzez wprowadzenie tego systemu rozgrywki stały się mniej przyjemne. Tylko 8% chce zaś, aby używać go w taki sposób, jak dotychczas. W czym jest więc problem?

Pierluigi Collina, po prostu legenda sędziowania.

Wszystkie grzechy systemu VAR

Sprawdzenie powtórek jest ograniczone do czterech przypadków: 

1. Gol (uznanie, bądź nieuznanie strzelonej bramki); 

2. Rzut karny (podyktowanie lub niepodyktowanie); 

3. Czerwona kartka (druga żółta kartka nie podlega wideoweryfikacji); 

4. Ukaranie żółtą lub czerwoną kartką niewłaściwego zawodnika.

Są to sytuacje skrajne, wypaczające obraz gry. Wielokrotnie się bowiem zdarzało, że piłka przekroczyła linię bramkową, a sędzia tego nie zauważył. Były też faule, które zasługiwały na czerwoną kartkę, ale zostały tak umiejętne popełnione, że trudno było je zauważyć z poziomu ludzkiego obserwatora na boisku. Najbardziej kontrowersyjne były gole uznane po spalonym oraz akcje, które zostały przerwane właśnie przez jego błędne wskazanie. VAR miał temu zapobiegać i rzeczywiście, jak zostało to przytoczone wyżej, statystycznie błędów jest ostatecznie mniej.

Obserwując rozgrywki piłkarskie, trudno jednak nie ulec wrażeniu, że wskazywanie spalonego zostało wypaczone. System wywołuje najdrobniejsze jego przejawy. Nie mówię tutaj o ewidentnych sytuacjach, kiedy każdy nie posiadający wady wzroku człowiek, mógłby zauważyć, że zawodnik znajduje się za linią przedostatniego zawodnika. System rozpoznaje nawet minimalne uchybienia, kiedy wystaje komuś włos lub paznokieć. Prowadzi to do absurdalnych sytuacji, kiedy piękna akcja i gol zostają anulowane przez to, że ktoś ma za długą stopę. 

Co więcej, sędziowie liniowi boją się sygnalizacji przewinień. Nic dziwnego, skoro za nimi stoi supernowoczesny system. Mając na uwadze, że przerwanie akcji mogłoby mieć większe konsekwencje, niż puszczenie jej dalej, praktycznie używają chorągiewki jedynie do określania, która drużyna będzie wykonywała rzut z autu. Już na obecnych mistrzostwach świata, strzelenie bramki nie równa się jej zdobyciu. W niemal każdej sytuacji następuje wideoweryfikacja, a zaliczone gole nierzadko bywają anulowane. To, co kiedyś w piłce było wyjątkiem, dziś staje się codziennością.

Sama weryfikacja trwa często bardzo długo. Mieliśmy już takie sytuacje, że zdezorientowała kibiców i piłkarzy. Przecież nawet w tych mistrzostwach, kiedy Robert Lewandowski został sfaulowany w polu karnym, sędzia podjął decyzję o spojrzeniu w ekran monitora w momencie, kiedy akcja wróciła pod pole karne biało-czerwonych. Najsłynniejszą sytuacją była chyba ta z meczu Mainz przeciwko Freiburgowi z sezonu 17/18, kiedy to sędzia wezwał piłkarzy z przerwy meczowej w celu wykonania rzutu karnego.

Warto też wspomnieć, że nawet VAR popełnia błędy. Piję przede wszystkim do trafienia Arka Milika, który zdobył ważną bramkę dla Juventusu Turyn, ale w wyniku interwencji VAR – została ona anulowana. Tak samo w lidze angielskiej zdarzały się sytuacje, gdzie wideoweryfikacja winna wykryć błędnie zdobyte trafienia, jak choćby w przypadku gola strzelonego po zagraniu ręką przez Bernardo Silvę w meczu Manchesteru City przeciwko Wolverhampton w sezonie 21/22. Nie muszę dodawać, że dzięki uznaniu takiego gola, City zdobyło 3 punkty i wygrało cały sezon przewagą 1 punktu.

Największym jednak zarzutem jest zabijanie piękna futbolu. Ratio legis wprowadzenia przepisów o spalonym było to, aby zapobiec sytuacjom w których zawodnik drużyny przeciwnej stoi na przysłowiowego sępa i czeka na podanie. Dzięki temu, gra miała być po prostu ciekawsza. Dziś te przepisy są wypaczone, a jakiekolwiek, choćby drobne przekroczenie linii spalonego odbiera ciekawie rozpoczynającą się akcję drużyny. Gwizdanie spalonego przestało urozmaicać pojedynki, a zaczęło im nawet przeszkadzać.

Choć to nieco kontrowersyjne, uważam, że to właśnie pomyłki sędziowskie budują po części piękno futbolu i wywołują multum niezapomnianych dyskusji. Z powodu VAR nie będzie już więcej słynnej “Ręki Boga” Diego Maradony albo sędziów – legend w stylu Pierluigiego Colliny. Ludzkie pomyłki wprowadzały do piłki nożnej nieprzewidywalność, czyli coś, czym ten sport wyróżnia się wyjątkowo, a automatyzacja nieco okrada go z tak zwanego “czynnika ludzkiego”.

Czytaj także:

VAR pomimo niewątpliwych zalet, w obecnej formie nie sprawdza się, zabijając przy tym wielokrotnie przyjemność z oglądania rozgrywek. Może nie jest to kwestia samego faktu użycia technologii w rozgrywkach, ale samych przepisów, które powinny ulec zmianie. Z drugiej strony – jak takowe powinny wyglądać, aby kibice i fani zmienili swoje zdanie o użyciu technologii weryfikacji? Zapewne w tym, jak i wielu innych przypadkach, nie ma jednego złotego rozwiązania.  

ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze