sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona głównaPolitykaArktyka. Nowy rejon zapalny na geopolitycznej mapie świata

Arktyka. Nowy rejon zapalny na geopolitycznej mapie świata

Od kilku dni wiele mówi się o nowym sojuszu wojskowym zawiązanym między USA, Australią i Wielką Brytanią. Został on powołany do życia w związku z zagrożeniami na Pacyfiku, przede wszystkim ekspansji Chin. Jednak to nie jedyny rejon zapalny, który w niedalekiej przyszłości może przyprawiać Amerykanów o ból głowy. Rzućmy okiem na niegościnną Arktykę.

Władimir Putin wie, że arktyczne złoża mogą pozwolić zachować Rosji status mocarstwa

Jej niegościnność robi się powoli tylko przysłowiowa. Temperatura w Arktyce rośnie szybciej niż w innych rejonach globu, a światowe media niemal co tydzień obiegają nowe nagrania topniejących lodowców z pluskiem wpadających do wody. Ostatecznie skutek topnień może być jednak taki, że tam gdzie dziś znajduje się Ocean Arktyczny napłynie cieplejsza woda z Atlantyku, która podwyższy temperaturę całego regionu, zaburzy cyrkulację powietrza i zmieni ciśnienie atmosferyczne. A wtedy zmienić może się wszystko, choćby to, że nic już nie będzie blokowało ciepłego powietrza z Afryki ciągnącego nad Europę.

Tego typu przewidywania – choć posiadają pewną dozę prawdopodobieństwa – dalej są jak wróżenie z fusów. To czego możemy być pewni już dziś, to fakt, że topniejące lodowce przyciągają uwagę światowych mocarstw. Odsłonięte zostają nowe przestrzenie dla żeglugi, rybołówstwa czy wydobycia surowców mineralnych.

Mowa o 30 proc. światowych zasobów gazu ziemnego i 13 proc ropy naftowej. Do tego w Arktyce wydobywać można chrom, cynę, grafit, kobalt, mangan, miedź, nikiel, ołów, tytan, uran, a nawet złoto, srebro i diamenty. Wasze witaminy mają mniej składników.

Szczególny apetyt na wydobycie tego wszystkiego mają Rosjanie. W 2016 roku Barack Obama odwiedził koło podbiegunowe i powiedział, że ze względu na dobro planety wydobycie ropy i gazu w tym rejonie powinno być nielegalne, tyle że na Kremlu nie mają takich dylematów i są gotowi wyciągnąć z ziemi wszystko, co się w niej znajduje i ma jakąś wartość.

Do kogo należy Arktyka?

Arktyka nie jest własnością ani Stanów Zjednoczonych, ani Federacji Rosyjskiej. W zasadzie to jej status trudno opisać, bo pretensje do tego regionu świata mają też Duńczycy, Kanadyjczycy i Norwegowie. Już pół wieku temu wszystkie te państwa chciały podzielić między siebie Arktykę jak pizzę, ale nie zgodziła się na to Wielka Brytania i kilka państw europejskich. W międzyczasie znaleziono nową podstawę prawną do zgłaszania roszczeń terytorialnych. Chodzi o 76 punkt konwencji ONZ o prawie morza. Mówi on, że państwa mogą rozszerzać swoje strefy ekonomiczne, pod warunkiem, że dno morskie stanowi naturalne przedłużenie terytorium tego państwa.

To dało wszystkim bardzo szerokie pole do interpretacji. ONZ został zasypany badaniami geologicznymi, bo każde z arktycznych państw próbuje maksymalnie rozszerzyć swoją jurysdykcję. Na przykład Rosjanie uważają, że są właścicielami oceanu, aż do bieguna. Kość niezgody stanowi podwodny grzbiet Łomosonowa, który przecina ocean. Według Rosjan bierze on swój początek na Syberii, według Kanadyjczyków na należącej do nich wyspie Ellesmere.

Imperialiści nie mają jednak w zwyczaju czekać jak im ONZ na coś pozwoli. Najbardziej wysunięta na północ baza wojsk rosyjskich znajduje się na Ziemi Franciszka Józefa, a więc grubo za kołem podbiegunowym. Im bliżej Arktyki tym gęściej wyrastają nowe pasy startowe i bazy nasłuchowe, mające monitorować, co dzieje się na sąsiedniej Alasce. Do tego dochodzą cztery sztuczne wyspy, które Rosjanie stawiają na Morzu Barentsa. Oficjalnie będą one służyć wyłącznie do wydobywania gazu ziemnego.

Co jakiś czas Moskwa pokazuje jakim uzbrojeniem dysponuje na północy. Ostatnio chwaliła się autonomicznymi rakietami atomowymi Posejdon, mającymi wywoływać falę radioaktywnego tsunami. To wzbudza zainteresowanie ich sąsiadów, ale eksperci podważają możliwości bojowe Posejdona. Na Kremlu lubią mówić, że mają największą i najpotężniejszą broń na świecie. Nawet jeśli nie da się jej przez to używać.

Państwo środka państwem arktycznym

Jednym z państw, które bacznie przygląda się sytuacji w Arktyce, mimo że ma z nią mało wspólnego są Chiny. Państwo środka dołączyło w 2013 roku do grona stałych obserwatorów w Radzie Arktycznej. Chińską forpocztą w regionie została Islandia, która nie mogła dogadać się z Unią Europejską w sprawie wspólnej polityki rybołówstwa. Islandzcy eksperci uczą Chińczyków, jak korzystać z dobrodziejstw geotermii, a położona między Oceanem Arktycznym i Atlantyckim wyspa stała się pierwszym krajem Europy, który podpisał z azjatyckim gigantem umowę o wolnym handlu. Chińczycy kilka lat temu zwodowali swój pierwszy lodołamacz i na razie bazując na szorstkiej przyjaźni z Moskwą, czasem wypływając na daleką północ.

Poza surowcami i nowymi drogami żeglugi Arktyka jest też istotna, bo właśnie przez biegun wiedzie najkrótsza droga, którą rakiety USA czy Rosji mogłyby pokonać w razie ataku. Globalne ocieplenie niewiele w tej materii zmienia, w czasie zimnej wojny stawiano po prostu na siły mogące przepłynąć pod lodowcem.

Jak na razie wygląda więc na to, że uzależnionej od złóż naturalnych Rosji całe globalne ocieplenie spadło z nieba i dzięki dostępowi do arktycznych surowców, kraj jeszcze długo będzie mógł utrzymywać status mocarstwa. Już teraz Rosja uprawia w Europie politykę narzucając swoim kontrahentom ceny gazu. To zresztą tłumaczy dlaczego francuscy czy niemieccy liderzy co jakiś czas postanawiają poprawić stosunki z Kremlem. My już teraz płacimy horrendalne pieniądze za gaz, a po uruchomieniu gazociągu Nord Stream 2 Moskwa tylko wzmocni swoją pozycję jako głównego dostawcy tego surowca do Europy.

Pentagon tylko się przygląda

Co na to wszystko USA? Prawdę mówiąc niewiele. Stany Zjednoczone są spóźnione względem rosyjskiej ofensywy w Arktyce, a analitycy z Center for Strategic and International Studies mówią wprost, że Ameryka nie może w pełni zaangażować się na północy ze względu na zobowiązania wojskowe w innych rejonach świata – głównie na Pacyfiku i Bliskim Wschodzie. Wiele mówiąca w tym temacie była propozycja Donalda Trumpa, który nie tak dawno chciał kupić od Duńczyków Grenlandię. Propozycja, choć bezczelna, miała trochę sensu, bo już podczas Zimnej Wojny USA wykorzystywało ten ląd i instalowało tam tajne bazy wojskowe, które śledziły poczynania Rosjan. Poza tym Amerykanie sporadycznie wysyłają swoje jednostki na Morze Północne, ale nie mają specjalnie przystosowanej do działań w tym rejonie floty arktycznej.

Czy wojna o Arktykę jest realna? To mało prawdopodobne. Światowe mocarstwa unikają bezpośrednich starć ze sobą skupiając się raczej na „proxy wars” – wojnach zastępczych, rozgrywanych w różnych rejonach świata – choćby w Wietnamie czy obecnie w Syrii. To czego możemy być pewni, to że sytuacja w Arktyce będzie się zaogniać i ten rejon świata w najbliższych latach zyska na znaczeniu strategicznym.

Jan Rojewski
Jan Rojewskihttps://truestory.pl
Pisarz, dziennikarz. Publikował m.in. na łamach Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej, Onetu, Tygodnika Powszechnego. Był stałym współpracownikiem Wirtualnej Polski i Tygodnika POLITYKA. Od września 2021 roku redaktor naczelny True Story.
ARTYKUŁY POWIĄZANE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

NajNOWsze

NajPOPULARNIEJsze