
Maja Staśko w MMA. Planuje oddać wypłatę na słuszne cele
Aktywistka tłumaczy swoją decyzję stwierdzeniem, że skoro państwo nie zapewnia wsparcia potrzebującym, a ona sama jest w tej uprzywilejowanej pozycji, że może w ten sposób pozyskać środki na szczytny cel, to nie wyobraża sobie tego nie zrobić. Z wynagrodzenia za walkę Maja Staśko 20 tysięcy zł planuje przeznaczyć na Fundację Fortior pomagającą mężczyznom, którzy doświadczyli przemocy. Kolejne 20 tysięcy zobowiązała się przekazać do Centrum Praw Kobiet. Planuje też zbudować toaletę dla pewnego małżeństwa w kryzysie. Za resztę wynagrodzenia chce opłacić swoje mieszkanie, treningi i własną terapię.
Dylematy moralne towarzyszące temu przedsięwzięciu nasuwają się same. Maja Staśko, aktywistka feministyczna i wieloletnia obrończyni praw kobiet, biorąc udział w walce daje legitymizację dla MMA, freak fightów i osób, które są z nimi związane. By nie szukać daleko: organizator całego przedsięwzięcia, Malik Montana, to persona, która przez własne szowinistyczne i seksistowskie poglądy znalazła się w ogniu krytyki… samej Mai Staśko. Raper wsławił się między innymi tezami o feminizmie jako chorobie, a także tekstami swoich utworów, w których słyszymy między innymi, że „ja gonię wciąż za hajsem, a nie gonię za babami / bo goniąc za hajsem baby same przyjdą”.

Maja Staśko w MMA. Większa żenada, niż z Jasiem Kapelą
Szukam jakiejkolwiek konsekwencji w decyzji o udziale w tym wydarzeniu przez osobę, która poświęciła mnóstwo swojego czasu i energii na walkę z takimi zjawiskami, jakie w MMA są na porządku dziennym. To jakby walczyć z otyłością poprzez udział w konkursie jedzenia burgerów na czas.
Nie przemawiają do mnie emocjonalne tłumaczenia, że „bez nas te gale nie przestaną istnieć”. Skoro nie chcemy dawać platformy na przykład faszystom, to skąd przyzwolenie na Freak MMA? A może jednak etyka kończy się tam, gdzie zaczynamy dostrzegać perspektywę sławy i dużego zarobku?
Rozważania na temat polskiej lewicy sięgają jednak głębiej. Łatwiej mi było przełknąć fatalny spektakl udziału w MMA Jasia Kapeli – w jego narracji nie wybrzmiewały piękne przemówienia o przemocy czy zgodzie, a co najwyżej potrzeba (bardziej lub mniej żenującego) performensu.
Wygląda jednak na to, że dziś został nam już tylko oportunizm. Możemy walczyć z kapitalizmem i jednocześnie promować kapitalistyczne przedsięwzięcia. Możemy piętnować przemoc i godzić się na udział w mordobiciu. Możemy sprzeciwiać się wojnie i jednocześnie organizować oddolne zbiórki na drony dla ukraińskiego wojska.
Czytaj także:
- Kłopoty Jasia Kapeli. Do więzienia za tatuaż „JP2GMD”?
- Coachella. Amerykański Open’er to festiwal hipokryzji
Tam, gdzie jest troska o społeczeństwo, nie ma miejsca na dawanie platformy patologiom, a zdanie „cel uświęca środki” nie powinno być zasłoną dymną dla osób z hasłami o wrażliwości i empatii na ustach.
Egocentryczne decyzje zdrowiej jest wyciągnąć poza sferę ideologiczną, bo przecież szukanie racjonalności w wewnętrznie sprzecznych posunięciach może przyprawić co najwyżej o ból głowy. Teraz jednak pozostaje mi nadzieja, że za pięć lat nie obudzę się w świecie, w którym co drugi lewicowy aktywista lub polityk będzie pato-celebrytą. Cóż to za przykra perspektywa.
Polecamy: